Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Miło cię widzieć, Charles. To fatalna historia. Tony Villiers stracił tam dwóch chorążych. - Nie wydaje ci się, że trudno mu będzie znaleźć następcę młodego Hawka? - Nie, dopóki Sandhurst kończy nadal tylu młodych głupców. Pułkownik zerknął zaciekawiony na Dillona. - To Sean Dillon - przedstawił go generał. - Pracuje dla mnie. Pułkownik nie krył zdziwienia. - Wielki Boże, ten Sean Dillon? Próbowałem pana złapać w South Armagh, tak dawno, że nie pamiętam już, w którym to było roku. - I chwała Bogu, że się panu nie udało, pułkowniku - odparł Dillon. - Spotkamy się przy samochodzie - powiedział do Fergusona. Kilka minut po trzeciej autobus zatrzymał się przy Tamizie. Studenci dołączyli do tłumu podążającego Horse Guards 147 Avenue w stronę Whitehall. Rupert i Percy szli za nimi, nieświadomie mijając skrzyżowanie, z którego podczas wojny w Zatoce bojownik IRA o nazwisku Sean Dillon ostrzelał z moździerza umieszczonego w białym fordzie transicie siedzibę premiera przy Downing Street dziesięć. Po chwili usłyszeli potężny hałas i gwar wielu głosów. Kiedy skręcili za rogiem w Whitehall, zobaczyli, że cała aleja wypełniona była ludźmi. Po drugiej stronie stał rząd policyjnych pojazdów, które miały nie dopuścić manifestantów do siedziby premiera. Policjanci byli w bojowym rynsztunku, niektórzy dosiadali koni. Tłum posuwał się do przodu popychany przez tych, którzy przez cały czas napływali z innych ulic. Grupa z Oksfordu rozpadła się na kilka części. Helen Quinn i Alan Grant odłączyli się od Ruperta i Percy'ego. Z przodu pojawili się agresywni młodzi ludzie w kominiarkach. I w końcu stało się: w stronę policji poleciał koktajl Mołotowa, rozbił się o ziemię tuż przed kordonem i buchnął płomieniami. Po nim poleciał drugi i trzeci, i policjanci cofnęli się kilka jardów. Tłum ryczał groźnie, kiedy rzucano kolejne koktajle Mołotowa. Jednocześnie niektórzy studenci zdali sobie sprawę, że zaangażowali się w coś, co wyglądało gorzej, niż się spodziewali. Część odwróciła się i zaczęła przepychać do tyłu. W tym samym momencie zaszarżowała konna policja. Powitał ją grad pocisków, lecz policjanci nie zatrzymali się i wjechali w pierwsze szeregi. W powietrzu unosiły się i opadały pałki. Wybuchła totalna panika. Mężczyźni wrzeszczeli, kobiety piszczały. Henry Percy odwrócił się cały rozdygotany. - Nie mogę na to patrzeć. Muszę się stąd wydostać. Bez względu na to, jak pouczające było to doświadczenie, Rupert również nie miał już zamiaru uczestniczyć w manifestacji. Podczas podobnych zajść policja nie zadaje pytań. Wystarczy sam fakt, że ktoś się tam znalazł. Rupert mógł - tak 148 jak inni - oberwać pałką w głowę i wylądować w policyjnej suce. Nie miał na to najmniejszej ochoty. .- Niech pan nie wpada w panikę i idzie za mną - powiedział do Percy'ego, po czym, przepychając się łokciami, ruszył z powrotem przez tłum. Wycofali się na Horse Guards Avenue i dołączyli do ludzi, którzy robili to samo co oni, na ogół biegiem. W końcu znaleźli się na bulwarze ciągnącym się wzdłuż Tamizy i dotarli do autobusu. Nie byli pierwsi; na miejscu zastali już kilka osób. Percy, a za nim Rupert wsiedli do środka. Wśród studentów były dwie dziewczyny, które płakały. Chłopcy też nie mieli zbyt tęgich min. Percy usiadł i schował twarz w dłoniach. - Ostrzegałem was, ale nie chcieliście słuchać - powiedział głośno Rupert. - Bóg wie, co się dzieje z resztą. Ale to już chyba wasz problem, nieprawdaż? - dodał i wysiadł. Idąc bulwarem w stronę Vauxhall Bridge, złapał taksówkę i kazał się zawieźć na South Audley Street. Kate powinna być zadowolona, że wszystko poszło po jej myśli. O wpół do piątej ludzie nadal biegali w kółko po Whitehall i Alan oraz Helen, wraz z kilkoma innymi osobami, musieli schronić się w bramie. Nie dał jej jeszcze narkotyków - nie było na to czasu. Poza tym zaprzątało go coś innego. Helen bała się, ale była jednocześnie bardzo podekscytowana. Ściskała Granta za ramię, a on wyjął z kieszeni butelkę wódki, odkręcił nakrętkę i pociągnął długi łyk. Policja przypuściła kolejną konną szarżę i dziewczyna ścisnęła go jeszcze mocniej. Grant poczuł, że ma erekcję. Był pewien, że dzisiaj przeleci Helen, ale na wszelki wypadek wolał to sobie ułatwić. - Spokojnie - powiedział. - Masz, napij się. - Przecież wiesz, że lubię tylko białe wino. - Nie gadaj, to cię uspokoi. Helen wzięła niechętnie butelkę i wypiła łyk. Miała wrażenie,. że płoną jej wnętrzności. 149 - Boże, ale to mocne... - Nieprawda, to tylko tak smakuje. Wypij jeszcze. - Nie, Alan, naprawdę nie chcę. - Nie bądź głupia, lepiej się poczujesz. Posłuchała go. W tłumie rozległy się kolejne okrzyki. Policja ruszyła do przodu, torując sobie drogę pałkami, i duże grupy ludzi rzuciły się do ucieczki. - Zjeżdżamy stąd - powiedział Grant, po czym złapał Helen za rękę i pociągnął za sobą przez tłum. Przedostali się na Horse Guard Avenue i dotarli do bulwaru. Autobus stał po drugiej stronie ulicy, czekając na niedobitków. - Może powinniśmy wrócić do Oksfordu - powiedziała Helen, czując, że kręci jej się w głowie. Grant objął ją ramieniem, dodając odwagi. - Daj spokój, dziecinko, wszystko będzie dobrze. Zgadzam się, że demonstracja była do dupy, ale nie pozwólmy, żeby to nam popsuło weekend. - Dobrze - odparła dziewczyna, lecz w jej głosie za brzmiała niechęć. - Chodź, pojedziemy do mnie - powiedział Grant i po kilku chwilach udało mu się zatrzymać taksówkę. Przy South Audley Street Rupert Dauncey wyłączył nadawaną na żywo relację z zamieszek i odwrócił się do Kate. - Biegają jak przerażone króliki. - Ciekawe, co się stało z córką Quinna? - Zadzwonię do mieszkania, w którym zatrzymał się Grant, i sprawdzę. Rupert wykręcił numer, ale po drugiej stronie nikt nie odpowiadał. Odkładając słuchawkę, spojrzał przez okno. Właśnie zapadał zmierzch. Dauncey czuł się nieswojo, choć sam nie wiedział dlaczego. 150 - Pojadę chyba na Canal Street i zobaczę, czy już tam są. jeśli nie masz nic przeciwko, wezmę twoje porsche. - No no, kochanie, traktujesz to bardzo osobiście. - Ja też cię kocham - odparł i wyszedł. W taksówce Grant przypomniał sobie o czekoladkach z ecstasy i jedną dał Helen. Wiedział, że jest już za późno, żeby coś wyszło z planu Daunceya, ale teraz dziewczyna powinna być naprawdę chętna. Miał zamiar pieprzyć się z nią do rana. A swoją drogą olewał Daunceya. Ten głupi przemądrzały sukinsyn próbował go zastraszyć. Wcale się go nie bał: miał to wszystko na taśmie! A w drodze do autobusu spotkał znajomego, który nie szedł na demonstrację