They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Pan Schnack przyglądał się niepewnie swemu rozmówcy. Zastanawiał się, czy ma do czynienia z żartownisiem, czy z wariatem. — Mój panie — odpowiedział — brałem udział w Konferencji Międzynarodowej i mogę pana zapewnić, że obradowała jeszcze, gdym opuszczał Waszyngton. Z drugiej strony, mogę pana również zapewnić, że nic nie wiem o wspomnianej przez pana depeszy. Pan Schnack był szczery. Będąc przygłuchy nie słyszał ani słowa z depeszy przeczytanej, jak to jest zwyczajem w szanujących się parlamentach, wśród piekielnej wrzawy postronnych rozmów. — Niemniej ja ją wysłałem — utrzymywał Xirdal, który zaczynał się zapalać. — Czy dotarła do miejsca przeznaczenia, czy nie, to nie zmienia w niczym moich praw. — Pańskich praw? — oburzył się pan Schnack, którego również zirytowała nieoczekiwana dyskusja. — Czy ośmiela się pan rościć poważnie jakieś pretensje do bolidu? — Może mam się krępować?! — zawołał Xirdal szyderczo. — Bolid wartości sześciu trylionów franków! — I co z tego? Gdyby był wart trzysta tysięcy milionów miliardów tryliardów, nie przeszkodziłoby mu to należeć do mnie. — Do pana! Dobre sobie! Jeden człowiek miałby posiadać więcej złota niż cała reszta świata! To byłoby niedopuszczalne. — Nie wiem, czy to byłoby dopuszczalne, czy nie! — zawołał Xirdal rozgniewany nie na żarty. — Wiem tylko jedno, że bolid należy do mnie. — To jeszcze zobaczymy — zakończył sucho pan Schnack. — Na razie pozwoli pan, że pójdziemy tam, dokąd zmierzamy. To powiedziawszy delegat dotknął lekko ronda swego kapelusza i na jego znak przewodnik-autochton ruszył w dalszą drogę. Pan Schnack poszedł za nim, a tuż za panem Schnackiem trzy tysiące turystów. Zefiryn Xirdal stojąc na swych długich nogach patrzył, jak przechodzi przed nim tłum, który zdawał się go ignorować. Jego oburzenie było ogromne. Wchodzić do jego posiadłości bez pozwolenia i zachowywać się jak w podbitym kraju! Zaprzeczać mu praw do bolidu! To przekraczało wszelkie granice. Nie można było jednak nic poradzić przeciwko takim tłumom. Dlatego też, gdy przeszedł ostatni z obcych, Zefiryn musiał cofnąć się ku swej chałupce. Był zwyciężony, ale nie przekonany i odchodząc nie starał się bynajmniej opanować złości. — To wstrętne!... Wstrętne! — powtarzał do syta, gestykulując jak semafor. Tymczasem tłum śpieszył za przewodnikiem, który zatrzymał się wreszcie u nasady najbardziej wysuniętego cypla wyspy. Nie można było iść dalej. Pan Schnack i pan Wharf dogonili go zaraz, a za nimi panowie Forsyth i Hudelson, Francis i Jenny, Omikron, pan Seth Stanfort, pani Arkadia Walker i cały tłum ciekawych, których flotylla statków wyrzuciła na brzeg Zatoki Baffina. Tak! Niepodobieństwem było iść dalej. Nieznośne gorąco nie pozwalało posunąć się ani na krok. Zresztą krok taki byłby niepotrzebny. Złota kula widniała w odległości niespełna czterystu metrów i wszyscy mogli ją oglądać, jak to uczynili godzinę wcześniej Zefiryn Xirdal i pan Lecoeur. Nie promieniała już jak w okresie, gdy zakreślała swą orbitę w przestrzeni, lecz blask jej był ciągle tak silny, że oczy z trudem go znosiły. Niedostępna na niebie, była w gruncie rzeczy niedostępna także i teraz, gdy spoczywała na ziemi. W tym miejscu wybrzeże tworzyło rodzaj skalistego płaskowzgórza, które krajowcy nazywają w swym języku „unalek”. Pochylone ku oceanowi, kończyło się pionowym urwiskiem wzniesionym o jakieś trzydzieści metrów nad poziom morza. Bolid spadł na brzeg tego płaskowzgórza. Jeszcze parę metrów bardziej na prawo, a byłby utonął w czeluściach otwierających się u stóp skały. — Tak. Dwadzieścia kroków dalej, a byłby na dnie — szepnął, nie mogąc się powstrzymać, Francis Gordon. — Skąd nie byłoby go łatwo wyciągnąć — dokończyła Arkadia Walker. — No, pan Schnack jeszcze nie ma go w ręku — zauważył Seth Stanfort. — Sporo wody upłynie, zanim rząd grenlandzki będzie go mógł zamknąć w skarbowych kasach. Rzeczywiście, lecz kiedyś to przecież nastąpi. Po prostu należało mieć trochę cierpliwości. Wystarczy zaczekać na ochłodzenie bolidu, a skoro zbliża się zima arktyczna, nie będzie to trwało długo. Pan Dean Forsyth i pan Sydney Hudelson stali nieruchomo, zahipnotyzowani — można powiedzieć — przez tę masę złota, która paliła im oczy. Obaj usiłowali posunąć się naprzód i obaj musieli się cofnąć, podobnie jak i niecierpliwy Omikron, który o mało nie upiekł się na rostbef. W odległości czterystu metrów od bolidu temperatura sięgała pięćdziesięciu stopni i nie można było oddychać powietrzem rozgrzanym od ciepła, które wydzielał meteor. „Lecz ostatecznie... jest tu... spoczywa na wyspie... nie na dnie morza... Nie jest stracony dla wszystkich! Jest własnością szczęśliwej Grenlandii! Czekać... wystarczy czekać...” Oto, co powtarzali ciekawi, zatrzymani przez upał na skalnym zakręcie. Tak, czekać... lecz ile czasu? Czy bolid nie będzie stygł przez miesiąc lub dwa miesiące? Bryły metalowe, rozgrzane do tak wysokiej temperatury, mogą pozostać długo w stanie rozpalenia. Zdarzało się to już z bolidami mającymi o wiele mniejszą objętość. Minęły trzy godziny, a nikt nie zamierzał odejść. Czy wszyscy chcieli zaczekać, aż można będzie zbliżyć się do bolidu? Ale to nie nastąpi ani dziś, ani nawet jutro. Należało albo założyć obóz i przynieść zapasy żywności, albo wrócić na statki