They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Zanotował starannie na skrawku gazety. Potem oddarł ten kawałek, złożył pieczołowicie na pół i schował do kieszeni koszuli. 21 Gdy wybiegł na parking, niebo przecięła zygzakowata smuga błyskawicy. Po chwili usłyszał głuchy grzmot. Pierwsze ciężkie krople zabębniły w szybę samochodu, kiedy pędził Grójecką w stronę Okęcia. W okolicach wiaduktu nad Żwirki i Wigury musiał jednak przyhamować. Z nieba, z oberwanej chmury waliły nieprzerwane strumienie wody, i to z taką siłą, jakby dziesiątki wściekłych rąk uderzały w dach samochodu. Jerzy z niewytłumaczalną satysfakcją rejestrował obrazy rozpętanego żywiołu. Chodniki połyskiwały złowieszczo, sieczone wściekłymi razami, przez kurtynę deszczu widział czasem błyski świateł unieruchomionych samochodów. Znikały, kiedy ulewa przybierała na sile. Sine światła błyskawic rozdzierały ponurą ciemność jak papierową dekorację. W przesyconym wilgocią powietrzu unosił się świeży, diaboliczny zapach ozonu. Chwilami burza traciła na sile, jakby omdlewając ze zmęczenia, ale zanim zdążył uruchomić motor i przejechać kilkadziesiąt metrów, złośliwie odzyskiwała dawny wigor. Trwało to już prawie kwadrans i Jerzy pomyślał w patetycznym uniesieniu, w jakie wprawiła go moc i uroda żywiołu, że to samo niebo przekazuje mu wyraźne ostrzeżenie. Wyznacza ostatnią granicę, której w żadnym wypadku nie powinien przekraczać. Nie zdążył się nad tym zastanowić, bo nawałnica nagle się uspokoiła i mógł ruszyć dalej. W roztopionym tygodniowym upałem, rozjeżdżonym asfalcie powstały głębokie rowy, które teraz wypełniły się po brzegi brudną, zmieszaną z kurzem deszczówką. Ślizgał się w tych koleinach, mocno ściskając kierownicę. Wyprzedzające go samochody chlustały na niego spod kół wiadrami spienionej wody. Rozlegał się wtedy przerażający łomot i przez kilka sekund Jerzy tracił wszelką widoczność. Spadła temperatura na zewnątrz czy znowu coś się zepsuło z nawiewem, w każdym razie szyby kompletnie zaparowały. Przecierał je desperacko łokciem, przeklinając na czym świat stoi. A raczej na czym jedzie - na średniowiecznych drogach, wśród chamstwa kierowców. Wszystko przez zasraną korupcję i indolencję władz stolicy, pół wieku jebanej komuny, kilkaset lat nieszczęsnej historii nadwiślańskiego kraju. W tym patriotycznym uniesieniu przedarł się w końcu na Ursynów. Tutaj już bez problemu odnalazł właściwą ulicę i z uczuciem niewiarygodnej ulgi zaparkował pod blokiem Heleny. Omijając kałuże, przebiegi ostatni, kilkudziesięciometrowy dystans i z rozpędu wpadł do podniszczonej klatki. Omal nie zderzył się z majstrującym przy parasolu łysym facetem, który obrzucił go podejrzliwym spojrzeniem. Jerzy przeprosił go w przelocie, przystanął zziajany przed listą lokatorów. Znalazł podany przez nią numer i zaskoczony stwierdził, że nie mieszka tam nikt o imieniu Helena. Odczytał wyblakły napis: Liliana Durska. - Może mieszka z matką - pomyślał. - W czymś panu pomóc? - odezwał się łysol. - Dziękuję, sprawdzam tylko piętro... jak wysoko muszę się wspinać. - Jerzy zaśmiał się i popędził na górę. Z bijącym sercem zadzwonił do drzwi. Był przemoczony do suchej nitki, dyszał jak maratończyk i kiedy usłyszał glos Heleny, jej wyraźne „proszę”, miał ochotę głośno zawołać: „zwycięstwo!” Stali przez chwilę w progu, obejmując się i całując jak odnalezione po latach, rozdzielone syjamskie bliźnięta; zaraz potem znaleźli się w sypialni. 22 Jerzy spal głęboko. Przykucnęła na dywanie, przechyliła głowę i wpatrywała się w niego zachłannie. Mężczyzna w jej łóżku. Napawała się nie tyle jego obecnością, ile własnym przy nim istnieniem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuła harmonijny spokój trwania. Było cicho, niecodziennie i dobrze. Chwila zawieszenia między wspaniałym, które się wydarzyło, a niesamowitym, które się nieodwołalnie za chwilę wydarzy. Moment największego szczęścia, który miała pod kontrolą, którym mogła się rozkoszować jak schwytanym w siatkę motylem. Była dyrygentem czasu, zawieszającym pałeczkę, by za chwilę pewnym gestem wznowić czarodziejską symfonię istnienia. Podsunęła Jerzemu pod nos filiżankę z parującą kawa. Uśmiechnął się, zanim otworzył oczy