Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
O ile mógłbym coś radzić... - Co? - warknął Kierenin. - Chciałbym zasugerować, towarzyszu majorze, by poprosić siły bezpieczeństwa o wzmocnienie grup poszukiwawczych. Specnaz nie dysponuje tak dużymi siłami, aby obsadzić cały teren trzech kopuł. Jeżeli ten człowiek opuścił zespół budynków służb bezpieczeństwa, nie dowiemy się o tym w ciągu najbliższych kilku minut. - Nie zgadzam się - powiedział stanowczo major. Wsiadł do pojazdu, mówiąc do Fiedorowicza: - Sprawujcie dowodzenie stąd. Ja jadę do mojej kwatery głównej. Jeśli zamierza uwolnić kobietę, przybędzie tam. - Kierenin nie mógł włączyć do całej sprawy służb bezpieczeństwa. Jeśli zostałoby odkryte, że wiedział, iż Wolfgang Heinz to John Rourke, to triumwirat... Kierenin krzyknął do kierowcy: - Do mojej kwatery! Szybko! Rozdział XIX John stanął przed drzwiami z napisem: „Medyczne Centrum Badawcze”. Z Detonikami w dłoniach wkroczył do laboratorium i błyskawicznie odskoczył w lewo. Ale nie wyglądało na to, by ktokolwiek znajdował się w środku. Czuć było mocny zapach kwasu. - Jest tu kto? - zawołał po rosyjsku. Z głębi laboratorium, zza kolejnych dwuskrzydłowych drzwi usłyszał jakieś przytłumione głosy. Ruszył ku nim, mijając rząd dużych szaf podobnych do tych, w których trzymano rzeczy jego i Natalii. Podszedł już do drzwi, kiedy spłoszony jakimś dźwiękiem odskoczył pod ścianę. Ktoś z niesamowitą siłą uderzył go w ramię i cisnął na podłogę. Pistolety wyśliznęły mu się z dłoni i potoczyły po gładkiej podłodze. Kiedy turlał się w prawą stronę, dostrzegł potężnie zbudowanego mężczyznę, który rzucił się w jego stronę. Rourke próbował wydobyć broń z kabury, ale wielkie ręce wpiły się w jego ubranie i, nim się zorientował, został postawiony na nogi. Mężczyzna trząsł nim tak mocno, że Rourke nie był w stanie dosięgnąć swego Sty-20. Kopnął olbrzyma w krocze. Uchwyt zelżał. Doktor upadł na podłogę. Napastnik miał prawie dwa metry wzrostu, pierś tak szeroką, że Rourke nie mógłby spudłować. Przypominał ogromne niedźwiedzie z gór Georgii, ale te bywały zwykle mniej agresywne. John dźwignął się na nogi, trzymając wreszcie Sty-20 w prawej dłoni. Wielki mężczyzna chwycił zlewkę i rzucił nią w Johna. Ten próbował się uchylić, ale zlewka roztrzaskała się na jego prawym ramieniu. Pistolet wypadł mu z dłoni; ciało zaczęło się palić. Kwas! John skoczył do zlewu. Biegł przez całą długość pomieszczenia, zrzucając stojaki z probówkami. Udało mu się odkręcić kurek z wodą i spłukać kwas z ręki. Mężczyzna rzucił się na niego. Rourke łokciem grzmotnął przeciwnika w brzuch. Olbrzym podszedł do przewróconego stojaka i podniósł dwie pokaźne strzykawki. Igły miały po kilkanaście centymetrów długości. Nacisnął lekko tłoki i z końcówek igieł trysnęła gęsta ciecz. W miejscu, w którym krople zetknęły się z podłogą, pojawiły się języki ognia. John dobył noża. Tamten rzucił się do ataku z igłami wycelowanymi na twarz Rourke’a. John przeskoczył na lewo i zamarkował uderzenie nożem. Mężczyzna uprzedził go, zagradzając drogę. Amerykanin upadł na podłogę. Chwycił Detonika i zwolnił bezpiecznik. Wypalił. Wielkolud zachwiał się, ale nie przestał podchodzić. Rourke oddał kilka kolejnych strzałów i mężczyzna zatoczył się. John wepchnął pistolet za pas. Wziął nóż w obie dłonie i pchnął, o włos unikając uderzenia jednej ze strzykawek napełnionych kwasem. Ostrze weszło w ciało, krew bluznęła czerwoną falą. Olbrzym padł na posadzkę i znieruchomiał. Rourke dźwignął się na kolana. Podniósł drugi pistolet, szybko sprawdzając jego stan. Wszystko było w porządku. Podszedł do zlewu, gdzie wciąż lała się woda. Zanurzył rękę w chłodnym strumieniu. Schował Detoniki i obejrzał dokładnie swoje przedramię. Na skórze wystąpiły już pęcherze. Wyjął zza pasa pusty pistolet i wymienił magazynek. Spojrzał na drzwi. Jak dotąd, nikt nie nadchodził. Przetrząsnął chlebak i wyjął z niego pakiet medyczny. Przemył skórę tamponem nasączonym w spirytusie, potem zrobił sobie zastrzyk witaminy B. Wziął cztery pigułki uśmierzające ból i popił wodą, która miała posmak jakiegoś konserwantu. Niemiecki spray zawierał środek bakteriobójczy i leczniczy. Zamknął oczy, wiedząc, co go czeka. Skierował strumień leku na prawą rękę. Nie mógł powstrzymać krzyku, lecz pokrył pianką wszystkie pęcherze. - Bandaż... - syknął. Wyjął potrzebne rzeczy i zaczął zawijać rękę. Po zabandażowaniu umieścił resztę pakietu medycznego w chlebaku. Podniósł nóż i zmył krew pod kranem, a potem włożył nóż do pochwy. Jeden z Detoników wetknął za pas, drugi chwycił w lewą dłoń. Ruszył ku podwójnym drzwiom. Sportową torbę trzymał w zabandażowanej prawej dłoni. Skoczył na drzwi, wysoko podnosząc broń. Ale to, co ujrzał, przeszło jego najśmielsze oczekiwania