Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Kazałem, żeby sobie uprosili cicho garniec miodu za pieniądze; tak się stało; wypiwszy ten, po drugi do piwnice poszła szynkarka, a moich też kilka za nią; dali znać, że jest miodu 6 beczek. Kazałem zabrać: „Pij, popodpijawszy dawaj ognia na ulicach". Takeśmy całą noc przegaudowali1. Nazajutrz zaraz da gumien, które były za naszymi stajniami, nawieziono zbóż w snopach, sian co potrzeba. Kiedy widzą, że to nie ustrasza, widzą, że o nic nie proszę, mam wszystkiego dosyć, wieprzów karmnych nabito, kur, gęsi, aż znowu idą wczorajsi porucznicy i kilka towarzystwa z nimi, między którymi mój znajomy p. Tryzna. Nuż w targ, że: „tu mieszczanie chcą przyść, ale się boją, prosimy za nimi". Ja odpowiem, że „samiście ich na tę hardość wsadzili, teraz znowu za nimi prosicie. Niech to tłumaczy, kto rozum ma". Ja lichy człowiek, jako wczorajszy tu mań2 o wygonieniu zrozumiałem, tak i teraz ich okoliczności penetruję3 po trosze. Jakom tedy wczora powiedział, toż mówię i teraz: „Ja z miastem mam sprawę, nie z żołnierzami. Ten dyzgust4 uczynić chcecie nie mnie, ale dwiema monarchom, a P. Bóg wie, jeżeli jeno nie sobie, bo ja się tu wam wygnać nie dam, takiej bądźcie nadzieje, choćby miał paść jeden na drugim; a nie wyjadę, póko mi się nie stanie zadosyć. A jeśr mi będzie ciężko, nie masz sta mil do Kojdanowa, a już też podobno i bliżej musiało się wojsko przymknąć, obaczę, komu tu 1 Przpgaudować - przehulać. 2 Tuman - oszukaństwo. 3 Penetrować - przenikać. 4 Dyzgust - przykrość, nieprzyjemność. będzie ciasno". A wtem mieszczanie przyszli; żona też owego burmistrza okowanego już tu była od poranku, przyszedszy z dziećmi, z wódkami i z trzecim płaczem. Dopieroż traktować; obiecują koni 40. „Nie może być, i 60 nie może". Musieli tedy dać 130 koni i to ich aż u żolnierzów najmowali, czego im nie dostawało. Że tedy nie wygotowali się, a już był wieczór blisko, nie ruszyłem się ku nocy. Nuż pić, czyniąc to na złość owym hardym ludziom; bo ta fantazya ze mną się już urodziła, że zawsze durum contra durum, choćby się nadsadzić; dobrocią zaś tak zażyje, jako chce, choćby z swoją szkodą. Tak tedy bonis modis dla owych żołnierzy instancyej już na ten czas pokorniejszej, nie tak jako wczora, a osobliwie dla Tryzny, towarzysza, bo to był mój znajomek i człowiek bardzo grzeczny, a do tego, że krewny, kazałem burmistrza z owych manelów rozstroić powiedziawszy mu: „Znajże na drugi raz, jako sobie postąpić w podobnych okazyach, że cię to i żołnierz, co u ciebie stoi, nie zastąpi w tym terminie, a choćby zasłonił, na prostaka przystawa trafiwszy, to by tej zasłony było na czas, a potem by się na tobie wolno zemścić, bo dłużej klasztora, niżeli przeora"1. Podpijaliśmy tedy, Litwy się naszło. Ów pan Tryzna, kogo rozumiał z swoich, konwokował, że przyszło rozochociwszy się i baranie flaki rozdrażnić2. Poseł wesół romaniej z wozów kazał dawać, wprzód popodpijawszy miodem. Jam nie mieszał, ale Litwa pomieszawszy, niejeden pozbył pasa, czapki, szable, pieniędzy z mieszkiem. Nazajutrz rano sprowadzono konie do podwód; nasze też konie wytchnęły i podkarmiły się dosyć dobrze, bo i z folwarków zrazu nabrano, co potrzeba i potem owsów naniesiono. Kazałem się gotować do ruszenia. Przyszli tedy owi wczorajsi panowie deboszanci3, jaki taki do siebie prosi. Pułkownik przysiał, aby mu ten honor dać, aby na godzinę, a ja jak obiecałem się był Tryznie i mówię do niego: „Panie bracie, mamli bytno- 1 Dłużej klasztora niż przeora - przysłowie. 2 Baranie flaki rozdrażnić - zagrać (struny z kiszek baranich). 3 Deboszanci - hulacy. ścią moją u ciebie u inszych podpadać censuram grubianitatis, tak mówiąc, już i u ciebie muszę nie być". Prosił bardzo o słowo; nie chciałem i nie byłem; na odjeznem jednak znowuśmy po trosze ponapijali do swej fantazyej, dotrzymanie wymawiali i swoje konfuzyą wymawiali mówiąc, że to było jednakowo dać skacząc, jako i płacząc; chartów mi przy tym nadali, a pote-meśmy się rozjechali. Ruszyłem się tedy ku Mostom1. Za miasto wyjechawszy, wróciłem czeladnika do burmistrza opowiedając, żeby suplement2 dostateczny posyłali swoim podwodnikom, gdyż nie odprawię ich aż z Warszawy albo najmniej od Narwie. Skręcili się, a osobliwie żołnierze, co im ponajmowali koni swoich. We trzech milach dognali mię dwaj mieszczanie; nuż w prośby. „Nie uczynię; jako wy ze mną na noclegu, tak ja z wami; nie może być". Biegać oni, gdzie stał marszałek związkowy, Żeromski, starosta opeski i czeczerski (człowiek to był grzeczny, pcważny, urody bardzo pięknej, wzrostu średniego, młody, w lat nie doszło czterdziestu, broda do pasa, czarnusieńka, do poważnego bardziej podobien senatora, niż do żołnierza), żeby im w tym dał radę i pomoc. Odpowiedział im: „Pomocy wam nie mogę dać, bo to nie z myszą igrać; wiem, że tam są ludzie z dobrą fantazyą, nie byłoby to bez rozlania krwie, a gdyby do tego przyszło, jest to sprawa garłowa. Ale radę wam daję taką: jeżeli macie dobry worek, biegajcież, ten będzie miedzy wami medyatorem3. Powiedzieli, że „mamy złotych 100". Odpowiedział, że na to tam i nie wejrzą. Przybieżeli owi w prośbę, w targ, stanęło na złotych 600; ale ich nie mieli. Dają mi kartę, że do Warszawy odwiozą. „Nie może być". - „Cóż z tym czynić?" - „Mnie nic do tego". Tymczasem do mnie marszałek przysyła towarzysza, inwitując mię do siebie i z posłami; o mieszczanach najmniejszej w liście nie czyni wzmianki, tylko był w ten sens pisany: 1 Mosty - miasteczko koło Grodna. 2 Suplement - posiłek. 3 Mediator - pośrednik. „Mnie wielce Mści Panie Pasek, mój Mści Panie i Przyjacielu! Gdybym wcześniej odebrał o tym wiadomość, że WM. MPan posłannika Cara J. Mści do J. K. Mści prowadzić raczysz, dawniej bym w tej uczynności WM. MPana afektował1, abym się z onym widzieć mógł i legacyą, z którą się do mnie sam odzywa, że ma in commissis Cara JMści, wysłucha!. Ale że mię dopiero wiadomość zaszła o posłanniku i o więźniach oswobodzonych, których przyprowadził, wielce WM. MPana upraszam, aby w tym żadnej od WM. MPana nie uznawał prepedycyej2, ponieważ się ze mną widzieć chce i sam sobie tego wielce życzy. Bo nie kto inszy w tym oswobodzeniu więźniów, którzy są na zamian wydani, pracował, tylko przy osobliwej dyrekcyej Boskiej moja vigilantia. Że tedy mój w tym i wojska całego interes zachodzą iteratis WM. MPana upraszam, abyś temu posłannikowi liberum do mnie pozwolił aditum do Wołkowyska3, w czym uprosiłem towarzysza wojskowego JMści Pana Żydowicza, który go do mnie do Wołkowyska doprowadzić ma. Zatem zostaję WM. MPana życzliwy brat i sługa powolny KAZIMIERZ CHWALIBÓG ŻEROMSKI Marszałek wojsk JKM. W. KS. L.". Intytulacyą zaś listu dano taką: „Memu wielce Mściwemu Panu i Przyjacielowi, JMści Panu Janowi Paskowi, Towarzyszowi chorągwie kozackiej Jaśnie Wielmożnego JMści Pana wojewody ziem ruskich"