Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W końcu odemknął powieki, spojrzał na roślinę i przemówił do niej pojednawczym tonem. Przez gałęzie dębu przebiegł kolejny dreszcz, a z pnia dobyło się przeraźliwe, głębokie skrzypniecie. Na zgromadzonych opadł deszcz liści. Sadirze zdawało się, że szara kora pobladła. Nok zaczął odsuwać się wolniutko, wyjmując jednocześnie ramię z wnętrza drzewa. W ręku trzymał gruby oszczep koloru nasyconej purpury. Drzewce zwężało się po obu stronach tak bardzo, że ledwie było je widać. Sadira z początku myślała, że Włócznia pulsuje magiczną energią, ale gdy przyjrzała się jej bliżej, wrażenie znikło. Miała przed sobą normalną, mistrzowsko wykonaną broń. Nok postąpił parę kroków w tył i wysłał kilku swoich ludzi po rzeczy należące do czwórki wędrowców. Gestem polecił przybyszom iść za sobą wąską ścieżką wijącą się przez ponure ostępy. Podążając za wodzem, młoda czarownica zdała sobie sprawę, że niziołki przeniosły ich spory kawał od miejsca, gdzie pokonały ją i Agisa. Oprócz tańczących iglaków oraz kulistych paproci, w otaczającym ich lesie rosły jeszcze olbrzymie, pochylone twardo-drzewa o woskowatych rubinowych liściach i dojrzałych, słodko pachnących owocach koloru szafiru, kształtem przypominających sztylety. Brzęczenie owadów nakładało się na ostre krzyki i świergot leśnych ptaków, a cienie były tak głębokie, że Sadirze przypominał się Podziemny Tyr. Stopniowo grzmot pobliskiej rzeki zaczaj zagłuszać odgłosy puszczy. W końcu wyszli z lasu. Przed nimi wąski wiszący most spinał brzegi skalistej, niezmiernie głębokiej rozpadliny, że nawet Rikus nie dorzuciłby toporem na drugi brzeg. Pomost w kształcie litery V zrobiono z kwitnących winorośli. Mocno spleciony sznur ze zdrewniałych pędów stanowił oparcie dla stóp, a dwa cieńsze zastępowały poręcze. Plątanina okrytych kwiatem winorośli stanowiła odpowiednik zabezpieczającej siatki. Przejście na przeciwległym brzegu zasłaniał potężny głaz, więc nie widzieli, czy ścieżka ciągnie się dalej. Cały pejzaż nurzał się w niesamowitym czerwonawym świetle: to zachodzące słońce znajdowało się w jednej linii ze ścianami wąwozu i zalewało skalistą przepaść krwawym blaskiem. Nok zatrzymał się u wejścia na most. Nie odkładając laski Ktandeo, uniósł włócznię i cisnął ją przed siebie. Z ust Sadiry wydobył się pełen niepokoju okrzyk, ale oszczep przeleciał nad przepaścią, jakby unosił się na poduszce powietrznej, i wbił się do połowy w pień drzewa o rubinowych liściach, które rosło za ogromnym kamieniem po drugiej stronie. Nok spojrzał na czwórkę wędrowców i wskazał laską odległy punkt za przepaścią. - Tam jest wasza upragniona włócznia. Udowodnijcie, że jesteście jej godni, wyciągając ją z drzewa. Gladiator przez chwilę przyglądał się roślinnej konstrukcji, a potem oświadczył: - Strasznie chwiejny ten most. Chyba powinniśmy przechodzić pojedynczo. Agis pokręcił głową. - Chyba jednak nie. Na pewno nie chodzi o sprawdzenie, czy potrafimy ostrożnie się poruszać. Kalaka otaczają gwardziści równie silni jak ty, Rikusie. Nie zdziwiłbym się także, gdyby niektórzy z nich uprawiali i magię, i Drogę. Żeby pokonać króla, musimy działać wspólnie. - Cztery osoby naraz nie będą rzucały włócznią - odparował mul. - Oczywiście - przytaknęła Sadira. - Ale do rzutu nie dojdzie, jeśli nie połączymy naszych wysiłków, by przełamać ochronę Kalaka. Myślę, że Agis ma rację: Nok chce sprawdzić, czy potrafimy współpracować ze sobą. Rikus raz jeszcze obrzucił podejrzliwym wzrokiem wiszący most, a potem kiwnął głową i spojrzał w dół, na wodza niziołków. - Potrzebujemy broni i liny - powiedział, wskazując na wojowników, którzy nieśli rzeczy należące do niego i jego towarzyszy. - Linę możecie dostać - zgodził się Nok. - Broń będzie wam zbędna. Wojownik popatrzył z powątpiewaniem, ale bez protestu przyjął linę. - Ja poprowadzę - oświadczył, obwiązał się końcem sznura w pasie, a drugi podał młodej czarownicy. - Za mną niech idzie Sadira i Agis. Neevo, ty osłaniaj tyły. - Rikusie, ja jestem dość odporny. Lepiej jeśli przodem pójdzie ktoś z moimi umiejętnościami - zaprotestował Agis i zrobił krok przed siebie. Sadira schwyciła go za ramię, obawiając się, że dyskusja przerodzi się w kłótnię. - Rikus ma rację. Znajdując się pośrodku, będziesz mógł chronić nas wszystkich. Jeśli wyruszysz na przedzie, nie uda ci się obronić nas przed atakiem od tyłu. Agis niechętnie przytaknął i wrócił na swoje miejsce. Gdy wszyscy przewiązali się liną, Rikus poprowadził ich na most. Szli powoli, ostrożnie, trzymając się plecionych poręczy i uważnie spoglądając na grube pędy winogradu pod stopami. Choć most kołysał się i chwiał groźnie przy każdym kroku, wcale nie wyglądał, jakby miał zapaść się pod ciężarem śmiałków. Przeszli prawie jedną trzecią dystansu, gdy Rikus zatrzymał się niespodziewanie. Wpatrywał się w drogę przed sobą, zaciskając ręce na poręczach tak mocno, że aż zbielały mu palce. - Co się... Agis jeszcze nie skończył pytania, a już wszyscy znali odpowiedź: zobaczyli, jak winorośl pod ich stopami rozplatała się i zwijała znowu. Most nie znikał; przekształcał się tylko w dwa osobne szlaki, wiodące w rozbieżnych kierunkach. Nie puszczając poręczy, Rikus zrobił niepewny krok naprzód. Jego stopa zapadła się w splątane pędy. Gdyby nie mocny chwyt rąk, przebiłby się przez roślinność i spadł do rzeki wijącej się w dole jak srebrzysta żmijka. - Most się nie zmienił! - krzyknął Agis. - Ulegamy psionicznemu złudzeniu. - Co to ma znaczyć? - spytała przez ramię Sadira. Pytanie nie było potrzebne; Agis już stał zwrócony przodem do Noka. Obaj mężczyźni wpatrywali się w siebie jak gladiatorzy na arenie. Agis mocno zacisnął pięści na poręczach, ale nogi pod nim drżały, a po szyi spływały strumyczki potu. Za nim Neeva z przerażeniem spoglądała na swoje stopy. Sadira również zerknęła w dół i ujrzała trzy różne mosty. - Rikusie, nie odwracaj się. Neevo, kiedy ci powiem, zasłoń oczy Agisowi i zamknij swoje. Czarownica, zerwawszy kilka pąków z pędów tworzących ściany mostu, wyciągnęła dłoń w stronę lasu za plecami Noka, by zaczerpnąć energii potrzebnej do rzucenia czaru