Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Dyżurny zameldował: - Bezpośrednie połączenie z Moskwą naprawione. Ten w barankowej bekieszy, błyskając okrągłymi piwnymi, wesołymi oczami, przystanął od razu: "O, to świetnie"! Drugi, w płaszczu powalanym ziemią, wyjął chustkę, wytarł chudą twarz, strząsnął, o ile to było możliwe, kurz z czarnych wąsów. Tielegin poczuł na sobie uważne spojrzenie jego błyszczących oczu o uniesionych w górę dolnych powiekach. - Towarzysz do was z raportem - oznajmił dyżurny. Iwan Iliicz po raz pierwszy widział tych ludzi, nie wiedział, kim są, więc zawahał się na chwilę. Dyżurny przysunął się do niego. - Mówcie, towarzyszu, to rada wojenna frontu. Tielegin wyjął papiery i złożył raport. Usłyszawszy, że dopiero co został przycumowany statek z amunicją, wymienili spojrzenia. Ten w płaszczu wziął do ręki fracht, drugi, patrząc mu przez ramię, chciwie przebiegł źrenicami po cyfrach, tak że nawet wargi jego małych ust poruszały się powtarzając ilości amunicji dla piechoty i artylerii, taśm do kaemów. - Ile macie załogi na statku? - spytał wojskowy w płaszczu. - Dziesięciu marynarzy bałtyckich i dwa działa polowe. Znowu wymienili spojrzenia. ; - Wypełnijcie ankietę - rzekł ten w płaszczu. - Na godzinę osiemnastą stawcie się z całą załogą do dyspozycji dowódcy frontu. - Bez pośpiechu zakręcił zgrzytającą korbką telefonu, połączył się z kimś, powiedział półgłosem kilka słów i położył słuchawkę. - Towarzyszu dyżurny, zorganizujcie niezwłocznie jak najwięcej platform ciężarowych. Do wyładunku weźcie robotników z fabryki broni. Dopilnujcie wykonania i zameldujcie mi. Obaj wyszli do sąsiedniego pokoju. Dyżurny zaczął kręcić korbką i powtarzać przytłumionym głosem: "Oddział transportu. Z towarzyszem Iwanowem. Nie ma takiego? Zabity? Dawajcie drugiego dyżurnego. Mówi sztab frontu". Iwan Iliicz zasiadł do wypełniania ankiety. Sprawa była oczywista: zameldowanie się u dowódcy oznaczało - prosto do okopów. Iwan Iliicz rozpróżniaczył się na statku i teraz skrzypiąc stalówką zaczepiającą o papier poczuł, że opanowuje go dobrze znane uczucie. Powtarzało się ono już tyle razy w okresie ostatnich lat, zawsze to samo -poruszenie woli, kiedy wszystko, co w człowieku jest spokojne, ciepłe, życiowe i chroniące życie, jego małe szczęście, trzeba z westchnieniem odsunąć, niewidzialny zaś reżyser podstawia na to miejsce innego Iwana Iliicza - uproszczonego, szorstkiego, o silnej woli. Do godziny piątej było jeszcze dużo czasu. Tielegin oddał ankietę i wyszedł na korytarz. Sapożkow szybko uniósł się z drewnianej ławy. - Zwolniłeś się? Chodź, przytulimy się gdzieś. Patrzył z uśmiechem na otumanionego Tielegina. Sapożkow nie zmienił się wcale; niespokojny, napięty, jak gdyby wiedzący o czymś, czego inni nie wiedzą. Zmarniał tylko zewnętrznie, różowa jego twarz zmalała jak u człowieka postarzałego przedwcześnie. Tielegin wyjaśnił, że niestety trzeba zaraz iść na przystań, zebrać załogę, wyładować skrzynie... - Szkoda. Cóż, pójdziemy na przystań. Wiesz, Wania, milczę już tak od trzech miesięcy. W szpitalu doszedłem do tego, że omal nie zacząłem pisać pamiętnika byłego inteligenta. I nie piję już, bracie, zapomniałem o tym. Sapożkow wciąż jeszcze poruszony był spotkaniem z Iwanem Iliiczem. Wyszli razem. Wiatr popędził ich wzdłuż ulicy ku pociemniałej Wołdze, pieniącej się długimi falami. - Gdzie pułk, Siergieju Siergiejewiczu? Dlaczego odłączyłeś się od niego? - Z naszego pułku pozostały jak z koźlęcia - różki i nóżki. Nie ma już tego pułku w Jedenastej Armii. Przerażony Tielegin spojrzał na niego bez słowa. Sapożkow zaczął opowiadać zasłaniając od kurzu twarz ręką. - Skończyliśmy się na Niespokojnym Chutorze. Znana ci jest tragedia Jedenastej Armii? Naczelny dowódca Sorokin narobił takich rzeczy... Trzech egzekucji mało na tego sukinsyna. Ukrył przed armią rozkaz, carycyńskiej rady wojennej - przebicia się i połączenia z Dziesiątą Armią. Jedna tylko dywizja Dmitrija Szelesta spełniła rozkaz, skręciła naCarycyn. i to dlatego tylko, że Sorokin chciał rozstrzelać Szelesta i wyjął go spod prawa. Wyobrażasz sobie: od Mineralnych Wód jesteśmy odcięci, od Stawropola, gdzie ginie Armia Tamanska - odcięci. Zapasy amunicji Sorokin porzucił w panice jeszcze w Tichorieckiej..