Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Wznieśmy toast na cześć lady Eve Be dwyn, najnowszego członka rodziny Bedwynów. W jego oczach ani głosie nie było ciepła. Pozostali również powstali, unieśli kieliszki w górę i wypili, ale tylko Alleyne patrzył na Eve. Tylko on się uśmiechnął i... mrugnął do niej. Pułkownik stał sztywno, z surową, kamienną twarzą. Mimo woli Eve przy- pomniała sobie dzisiejsze popołudnie, tę godzinę, którą spędzili razem w łóż- ku w gospodzie Pod Żółtodziobem i Kotłem. Czy to naprawdę się wydarzyło? Zdawało się, że to był tylko dziwny, niesamowity sen. Czy ten człowiek na- prawdę mógł być tamtym mężczyzną? Żołądek ścisnął się jej z niepokoju. Gdy następnego ranka przybyli do markizy Rochester, jeszcze nie opu- ściła buduaru. Tak poinformował Bewcastle'a jej lokaj. Zrobił to z należ- nym księciu szacunkiem, ale też z pewnym wyrzutem. Nie była to odpo- wiednia pora, by nawet tak wysoko postawiona osoba jak książę Bewcastle składała wizyty towarzyskie. 107 \ - Zechce pan poczekać w różowym salonie, wasza miłość? Milordzie? - spytał lokaj tonem sugerującym, żeby jednak wynieśli się stąd i wrócili dopiero o bardziej przyzwoitej godzinie. Zerknął na Eve i najwyraźniej uznał ją za niegodną uwagi. Bewcastle już kierował się szybkim krokiem w stronę salonu. - Przynieś nam coś do picia - rozkazał. Aidan posadził żonę na sofie i stanął za jej plecami. Wulf podszedł do okna i obserwował, co się dzieje na ulicy. Mniej więcej po dziesięciu mi- nutach, w ciągu których bez słowa popijali przyniesione napoje, podwój- ne drzwi salonu otworzyły się na oścież. Lokaj odsunął się na bok i do środka wkroczyła markiza, ubrana i uczesana na poranną wizytę. W pra- wej ręce trzymała lorgnon na długiej rączce. Używała tego przedmiotu, odkąd Aidan pamiętał, choć zapewne podobnie jak Wulf cieszyła się do- skonałym wzrokiem. Na każdym palcu miała pierścienie z drogimi ka- mieniami. - Bewcastle! - zawołała. - Tylko ty masz czelność przychodzić z wizy tą o tak barbarzyńskiej godzinie. To nieładnie z twojej strony. Wybieram się właśnie na spotkanie jednego z komitetów dobroczynnych, a wiesz jak ściśle przestrzegam punktualności. O, coś takiego! - Uniosła lorgnon do oczu. - Przyprowadziłeś ze sobą Aidana. Gdzie twój mundur, chłopcze? Jeśli chcesz się ze mną pokazywać na mieście, będziesz musiał go włożyć. To najlepszy moment, żeby pochwalić się bratankiem w szkarłatnym mun durze pułkownika. Muszę przyznać, że z każdym rokiem wyglądasz coraz bardziej dystyngowanie. Ile to już lat minęło od chwili, gdy widzieliśmy się ostatni raz? Dwa? Trzy? Cztery? W moim wieku czas upływa tak szyb ko, że rok wydaje się nie dłuższy niż tydzień. Kim jest ta kobieta? - Ciociu - Aidan ukłonił się jej - mam przyjemność przedstawić ci moją żonę, lady Eve Bedwyn. Moja... Nie dane mu było dokończyć prezentacji. - A to ci dopiero! - krzyknęła ciotka, taksując Eve przez lorgnon od stóp do głów. - Z czyjego to pokoju do nauki ją wykradłeś? Czyją była guwernantką? - Moja żona mieszka w Ringwood Manor w Oxfordshire. W należącej do niej posiadłości. - Gdzieś ty ją do licha znalazł? - spytała. Ciotka Rochester była znana z tego, że mówi bez ogródek. To, co u każ- dej innej osoby zostałoby uznane za niewybaczalne grubiaństwo, w przy- padku córki księcia i żony markiza uchodziło za ekscentryczność. - Przyjechałem do Ringwood Manor z wiadomością o śmierci w bitwie pod Tuluzą kapitana Morrisa, jej brata - wyjaśnił. 108 - A ona, jak mniemam, rozpłakała się żałośnie na tej twojej szerokiej piersi, zaczęła się użalać, jak będzie teraz samotna - dodała ciotka zjadli- wie. - Jak tylko przekroczyłeś jej próg, z miejsca zwąchała fortunę, której właściciel jest na dodatek durniem. - Ależ ciociu! - Aidan zacisnął ręce za plecami i spiorunował ją wzrokiem. Na Boga, gdyby była mężczyzną, już by leżała na wznak na perskim dywanie i liczyła gwiazdy na suficie. - Naprawdę nie mogę ci pozwolić, byś... Ale i tym razem nie dane mu było dokończyć. - Nie jestem ani głucha, ani niema - powiedziała cicho jego żona i wsta ła. -- Ani umysłowo niedorozwinięta. Nie podoba mi się, że mówicie o mnie w trzeciej osobie. Nie znoszę też, gdy się mi ubliża. Zechce pani przyjąć do wiadomości, madame, że mam spory majątek. Może to uspokoi pani obawy, że jej bratanek padł ofiarą kobiety, której chodziło tylko o jego bogactwo. Mój ojciec ciężko pracował jako górnik, ożenił się z córką właściciela ko palni, odziedziczył po niej kopalnię i dzięki usilnym staraniom jeszcze po mnożył fortunę. Jestem dumna z niego i z mojego dziedzictwa. Celowo mówiła z wyraźniejszym niż zwykle śpiewnym akcentem. - Jesteś Walijka! - krzyknęła ciotka, jakby oskarżała Eve o jakąś strasz ną zbrodnię. - Ciociu, jesteś winna mojej żonie przeprosiny - rzekł Aidan sztywno. Ciotka w odpowiedzi wybuchnęła śmiechem. - Zuchwały szczeniak! - Nie przyprowadziłem jej tutaj, by ją obrażano. - Usiądź - rozkazała nagle ciotka. - Siadajcie oboje! Ty też, Bewcastle, i opuść ten monokl. Twoje sztuczki nie działają na mnie. Nikt z nich nawet nie drgnął. - A więc przez was opuszczę spotkanie mojego komitetu - powiedziała ciotka Rochester. - Chociaż nigdy nie zaniedbuję swoich obowiązków wobec tych, którzy w życiu mieli mniej szczęścia ode mnie. Usiądźcie i powiedzcie, czemu zawdzięczam ten zaszczyt. Podejrzewam, że nie przyszlibyście tutaj we dwóch, gdyby chodziło tylko o przedstawienie mi lady Eve Bedwyn. Eve usiadła. Aidan zajął miejsce obok niej. Bewcastle pozostał przy oknie. - Lady Bedwyn musi być przedstawiona na dworze i należycie wpro- wadzona do towarzystwa - wyjaśnił książę. - Poza tym otrzymała zapro- szenie na oficjalną kolację w Carlton House z udziałem dygnitarzy z całej Europy. Ty ją do tego przygotujesz, ciociu. - O, doprawdy? ~ spytała wyniośle. - Jesteś bardzo pewny swego, Wulfricu. - Tak - odparł. - Lady Bedwyn musi nabrać ogłady, a nikt w rodzinie nie poradzi sobie lepiej niż ty. 109 Ciotka Rochester przyglądała mu się przez lorgnon. - Trzeba ją będzie zabrać do dobrej krawcowej - ciągnął Wulf. - Po- trzebuje całej nowej garderoby. Stanowczo musi zrzucić żałobę. W sza- rym nie jest jej do twarzy. - Dlaczego nie jest w czerni? - spytała ciotka. - Przecież jej brat poległ niedawno. - Przekazał przez Aidana, żeby nie nosiła po nim żałoby