Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Za szczerość. Oboje spełniliśmy toast. - No, to jeden powód - odezwałam się po chwili. - A inne, o których możesz mi powiedzieć? Przyjrzał się uważnie swojemu kieliszkowi. - Może po prostu chciałem cię posiąść. - Podniósł gwałtownie głowę. - Pomyślałaś o tym? Jeśli chciał mnie zbić z tropu, osiągnął pełny sukces. Mimo to postanowiłam się nie poddawać. - A ty? - spytałam śmiało. - Jeśli mam być szczery... tak. - Błękitne oczy patrzyły na mnie nieruchomo nad krawędzią kieliszka. - Nie musiałeś się ze mną żenić, żeby to zrobić - zauważyłam. Wydawał się oburzony. - Chyba nie sądzisz, że wziąłbym cię bez małżeństwa! - Wielu mężczyzn by tak uczyniło - mruknęłam z rozbawieniem. Spojrzał na mnie z niekłamaną zgrozą i najwyraźniej w świecie odjęło mu mowę. Kiedy zdołał się już opanować, oznajmił z oficjalną godnością: - Może zbytnio sobie pochlebiam, lecz chciałbym wierzyć, że jestem inny niż „wielu mężczyzn”, moje obyczaje zaś nie są tak nikczemne. Zapewniłam go z przejęciem, że jego zachowanie było zarazem rycerskie i godne. Przeprosiłam za to, iż niechcący mogłam rzucić cień podejrzenia na motywy jego postępowania. Po tym dyplomatycznym stwierdzeniu zamilkliśmy i zajęliśmy się winem. Przez jakiś czas bez słowa popijaliśmy trunek, nieco onieśmieleni szczerością ostatnich zdań. A zatem rzeczywiście istniało coś, co mogłam mu ofiarować. Szczerze mówiąc, nie mogłabym uczciwie stwierdzić, że ta myśl nigdy nie zaświtała mi w głowie, nawet jeszcze przed zaistnieniem tej absurdalnej sytuacji, w jaką tak niespodziewanie rzucił nas los. Jamie był bardzo pociągającym młodym mężczyzną. A tuż przed przybyciem do zamku trzymał mnie przez chwilę na kolanach i... Przechyliłam kieliszek i osuszyłam go do dna. Znowu poklepałam łóżko obok siebie. - Usiądź bliżej - poprosiłam. Zastanowiłam się nad jakimś neutralnym tematem, który pozwoliłby nam zapomnieć o skrępowaniu. - I... opowiedz mi o swojej rodzinie. Gdzie mieszkałeś jako dziecko? Materac zapadł się znacznie pod jego ciężarem, a ja napięłam wszystkie mięśnie, żeby nie wpaść na Jamiego. Znajdowaliśmy się tak blisko siebie, że jego rękaw muskał moje ramię. Położyłam dłoń na swoim udzie, a on ujął ją, całkowicie naturalnym gestem. Oparliśmy się o ścianę. Nie patrzyliśmy na siebie, ale mieliśmy świadomość, iż nasze ciała się dotykają. - Hm... od czego mam zacząć? - Oparł duże stopy o zydel i skrzyżował je w kostkach. Z pewnym rozbawieniem rozpoznałam gest Szkota, przygotowującego się do długiej i zawiłej gawędy o wszelkich możliwych koligacjach klanowych. Opowiadanie rodzinnej historii od wieków stanowiło nieodmienne tło wszystkich istotnych wydarzeń w tym kraju. Pewnego wieczoru spędziliśmy razem z Frankiem sporo czasu w wiejskim pubie, zauroczeni rozmową dwóch starych pierników. Mężczyźni doszukiwali się winnego zburzenia wiekowej stodoły poprzez odtwarzanie zawikłanych losów okolicznych mieszkańców, prowadzących ze sobą wojnę - o ile zdołałam się zorientować - od roku tysiąc siedemset dziewięćdziesiątego. Przeżyłam kolejny szok (już się zaczęłam powoli do tego przyzwyczajać), kiedy sobie uświadomiłam, że ta wojna, której początki ginęły w mroku dziejów, jeszcze się nie rozpoczęła... Opanowałam wewnętrzny zamęt i zmusiłam się do uważnego słuchania opowieści Jamiego. - Moim ojcem był Fraser, ma się rozumieć, młodszy przyrodni brat obecnego pana Lovata. Ale matka pochodziła z MacKenziech. Wiesz, że Dougal i Colum są moimi wujami? - Skinęłam głową. Rodzinne podobieństwo wyraźnie rzucało się w oczy, mimo różnicy w karnacji. Szerokie kości policzkowe i długi prosty nos dobitnie świadczyły o związkach z klanem MacKenziech. - Moja matka była ich siostrą, oprócz niej mieli jeszcze dwie. Ciotka Janet nie żyje tak jak moja matka, ale ciocia Jokasta poślubiła kuzyna Ruperta i mieszka nad jeziorem Eilean. Ciocia Janet miała sześcioro dzieci, czterech chłopców i dwie dziewczynki. Ciotka Jokasta trzy dziewczynki. Dougal ma cztery córki, Colum tylko małego Hamisha, a moi rodzice mieli mnie i moją siostrę, którą nazwali na cześć ciotki Janet, ale zawsze wołaliśmy na nią Jenny. - Rupert też jest MacKenziem? - spytałam, usiłując zapamiętać tę litanię. - Tak... - Jamie zastanowił się przez chwilę. - Jest ciotecznym bratem Dougala, Columa i Jokasty. Jego ojciec i mój dziadek Jacob byli braćmi, a także... - Chwileczkę. Nie wdawaj się w szczegóły, bo utkniemy na amen. Jeszcze nawet nie doszliśmy do Fraserów, a już się pogubiłam w twoich kuzynach. Potarł brodę z namysłem. - Hmm... Po stronie Fraserów wszystko jest trochę bardziej skomplikowane, jako że mój dziadek Simon żenił się trzy razy, więc ojciec miał przyrodnie rodzeństwo z trzech różnych matek. Na razie powiem tylko, że ze strony Fraserów mam trzech wujów i trzy ciotki. Nie wdawajmy się w wyliczanie wszystkich kuzynów. - Właśnie - powiedziałam z pewną wdzięcznością i napełniłam kieliszki