Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jakby coś strasznego wydarzyło się w obrębie tych murów, coś... chciałoby się powiedzieć złego, ale zabrzmiałoby to głupio i nie miał zamiaru narazić się na kpiny Estiosa. Nie dostrzegł żadnego żywego przeciwnika. Sygnał Willie potwierdził, że w środku panuje spokój. Estios wszedł pierwszy. Wysoki elf był arogancki i trudny do polubienia, ale, trzeba przyznać, miał odwagę. W tej ciemnej części pleksu zawsze istniała możliwość zasadzki. Jakiś poszukiwacz mocnych wrażeń mógłby zastawić pułapki dla hecy, albo paranoidalny squater mógł bronić swojego legowiska. Astralne zmysły nie mogłyby odkryć mechanicznych lub elektronicznych urządzeń z pełną niezawodnością, a czujniki Willie nie były nieomylne. O'Connor pozostała z Samem i Hart. Podział sił był nierówny, ale stał się standardową procedurą. Podejrzliwy Estios zawsze chciał mieć jednego członka swojej grupy w pobliżu Hart. Sam podejrzewał, że O'Connor miała rozkaz zabić Hart jeśli cokolwiek byłoby nie w porządku. Estios z wejścia machnął ręką. Starając się wyglądać na przypadkowych przechodniów Sam i inni przeszli kolejno przez ulicę i zniknęli w budynku. Estios prowadził ich do sutereny, blisko miejsca, gdzie zakłócenia psychiczne były najsilniejsze. Zanim się tam dostali, Sam poczuł smród krwi i odchodów. Pokój musiał być niedawno świadkiem rzezi. Grupa scavengerów właśnie ucztowała w najlepsze. Dzieło rzeźników walało się wciąż po podłodze. Sam naliczył pięć czaszek, trzy należały do orków i dwie do normów. Scavengery uciekły, wyraźnie niezadowolone, że ktoś im przeszkodził. Droid należący do Willie przycupnął w rogu. Czerwona kontrolka zamrugała kilka razy w pozdrowieniu, a oko kamery śledziło każdy ich ruch. Górny pierścień ze śmigłami ulokowany tuż pod modułem komunikacyjnym zaczął wirować, emitując ciche brzęczenie. Dolny pierścień zaczął obracać się w przeciwnym kierunku. Gdy tylko oba śmigła osiągnęły odpowiednie obroty, droid uniósł się z podłogi i schował pięcioczęściowe podwozie. Półmetrowy cylinder z podwójnymi wirującymi śmigłami wyleciał przez okno. Willie będzie stała na warcie podczas, gdy oni się chwilę rozejrzą. Zostało za mało resztek, jak na liczbę szkieletów. Części ciała leżały rozwleczone po całym pomieszczeniu, ale dało się zauważyć wyraźnie ubytki mięsa. Bliższe oględziny wykazały, że kości zostały poprzecinane, a w miejscach, z których wycięto mięso, widniały głębokie rany. - To robota Szkielecika - powiedział Estios. - Co to ma wspólnego z druidami? - zapytał Sam. Nie było odpowiedzi. Sam stał na środku pokoju. Mógł tylko bezsilnie patrzeć. Słyszał o Szkieleciku w mediach, ale cała sprawa wydawała mu się nadmiernie rozdmuchana. Nawet najbardziej sensacyjne doniesienia nie oddawały rzeczywistości tego miejsca, gdzie umierały bezbronne ofiary. Teraz rozumiał przyczynę zakłóceń psychicznych. Zmysły astralne zostały zablokowane przez ból i cierpienia umarłych. Poczuł, że żołądek odmawia mu posłuszeństwa. - Nie, serce - powiedziała O'Connor. Sam odwrócił się, aby sprawdzić czego ma Hart nie robić i spostrzegł, że O'Connor wpatruje się w szkielet. Hart i Estios naradzali się przy drzwiach, które prowadziły w głąb budynku. O'Connor mówiła do siebie. Powiedziała: nie ma serca. O'Connor powiodła wzrokiem po pokoju i napotkała jego zdziwione spojrzenie. - Zniknęły serca wszystkich ofiar. Patrząc na sterty organicznych szczątków Sam zastanawiał się skąd miała te pewność. - Mogły zostać zjedzone. - Pozostałe narządy są ponadgryzane. Kilka zostało prawie w całości pożartych, ale zawsze pozostał choć kawałek, który pozwala na ich identyfikację. W ogóle nie widzę tkanki sercowej. Zabójcy musieli zabrać serca ofiar razem z mięsem. - A więc to nie robota ghouli - stwierdził Sam. - Na to wygląda - potwierdziła O'Connor. - Mogli zabrać mięso, ale gdyby byli zjadaczami organów, wzięliby równie dobrze resztę. - Zabójstw dokonano środkami fizycznymi, ale wciąż wyczuwa się pozostałości energii magicznej - oznajmił Estios. - To nie jest przypadkowa zbrodnia - powiedziała Hart. - Czy choć przez chwilę brałaś poważnie taką ewentualność? - zapytał szyderczo Estios. Samowi nie podobało się, kiedy Estios rozmawiał z Hart w ten sposób. Gniew dodał jego słowom ognia. -A dlaczegóżby nie? Każdego dnia zdarzają się bezsensowne mordy. Slumsy są pełne świrów i ludzi, którzy byliby gotowi zabić z tysiąca powodów, włączając w to strach. Niektórzy z nich używają nawet magii. - Dlaczego więc? - Hart zadała pytanie Estiosowi, jakby Sam w ogóle się nie odezwał. - Czy to nie jest oczywiste? - odpowiedział Estios. - To zabójstwa rytualne. - Ukryty Krąg? - Sam w rzeczywistości nie chciał otrzymać twierdzącej odpowiedzi. - Niewystarczające dane - Hart zmarszczyła brwi i zamilkła na chwilę. - Synchronizacja czasowa tych wszystkich morderstw daje do myślenia. To, że straciliśmy z oczu Glovera, nawet bardziej. Gdyby dysponował pomocą z zewnątrz miałby dość czasu na dokonanie tych wszystkich okropieństw. - Miał pomoc. Ślady na zaplamionej krwią podłodze świadczą, że było tu co najmniej pół tuzina napastników - powiedziała O'Connor. Sam przestał słuchać dalszej oceny dowodów rzeczowych, bo odezwała się słuchawka, którą nosił w uchu. Jej uporczywy dźwięk powiedział mu, że Willie zobaczyła kogoś. Ton świadczył, że chodzi o policję. - Idą gliny - powiedział nerwowo. - Lepiej wynośmy się stąd. Kiedy wyszli z masarni, Estios rzucił czar, aby oczyścić ich buty i odzież. Nie będą zostawiać za sobą krwawych śladów. Wystarczył krótki spacer na stację kolejki podziemnej, aby zgubić trop w gąszczu ludzkich istnień. ROZDZIAŁ 20 Oczy o kolorze stopionego słońca oderwały z niej dusze. Janice była nadal sobą, kobietą rodzaj u ludzkiego. Była słaba, bezsilna. Nie mogła skłamać tym oczom. One widziały, kiedy kłamała. Człowiek o złotych oczach nie przestawał zadawać jej pytań. Wyglądało to tak, jak gdyby cała jej egzystencja była okresem pytań i odpowiedzi. On pytał, a ona odpowiadała, ale w jakiś sposób jej odpowiedzi nie satysfakcjonowały go. Prawda, mawiał ojciec, uwalniała. Powiedziała prawdę i pozostała dalej związana. - Jakie znaczenie ma dla nich twoja osoba? - mężczyzna znów spytał. - Nie wiem o czym mówisz - odpowiedziała. - Zaprzeczanie nie ocali cię - powiedział srogo. Ból. Jej mięśnie skurczyły się. kiedy przeszedł przez nią ognisty ból nie do zniesienia. Czym zasłużyła sobie na to? Powiedziała prawdę. Dlaczego nie jest wolna? - Powiedz mi. - Nie wiem! Łzy spłynęły jej po twarzy. Kiedy dotknął jej ramienia, odruchowo się odsunęła