Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Widzieliśmy juz, że w świetle badań nad językiem greckim mało jest prawdopo- jaki dobne, abyśmy mogli dopuścić ponad osiemsetletnią, pełną izolację dialektu doryckiego cznej od innych dialektów. orów. Stosunkowo niedawno pojawiła się nowa hipoteza, która neguje istnienie migracji u unku schylku świata mykeńskiego. Zwolennikiem jej jest przede wszystkim wielokrotnie e do wspominany przez nas Chadwick. Był on w stanie przekonać kilku innych badaczy tej przy epoki. Punktem wyjścia tej teorii jest brak dowodów najazdu Dorów w materiale archeologicznym. Mamy, co prawda, ślady licznych zniszczeń, ale same zniszczenia nie mogą świadczyć o inwazji ludu z zewnątrz (dowodem byłoby pojawienie się nowej kultury, a takiej, jak widzieliśmy, nie jesteśmy w stanie uchwycić). Druga trudność tkwi ' w tym, że nowa fala migracyjna musialaby poruszyć znaczne grupy ludzi, aby doprowadzić do zastąpienia dialektu, którym mówili, Achajowie, dialektem doryckim dem, czy spokr;.wnionym z nim dialektem pólnocno-zachodnim. Nie jest możliwe, aby tak . Jest daleko sięgające zmiany wywolaly bandy najeźdźców, gdyż te roztopilyby się w masie ak o ~ tubylców i stracilyby szybko odrębność językową, tym bardziej że znajdowaly się na inię, zdecydowanie niższym szczeblu cywilizacyjnego rozwoju. Ten demograficzny wzgląd yspu uniemożliwia, wedle przedstawianej tu teorii, przyjęcie przypuszczenia, że pierwotne bYć siedziby Dorów znajdowały się na północno-zachodnich obrzeżach świata mykeńskiego. p«1 Tereny te byty zawsze ubogie i nigdy nie były gęsto zaludnione, trudno więc roń, przypuszczać, że właśnie w tej epoce bylyby w stanie wyrzucić na zewnątrz nad , odpowiednio dużą masę ludności. 97 98 Poważnym argumentem przeciwników istnienia migracji byto długie trwanie okresu zniszczeń i destabilizacji. Niektóre ośrodki były niszczone, odbudowane i jeszcze raz niszczone po dłuższych przerwach. Na pewno zniszczenia nie pochodzą dokładnie z tego samego okresu, nie widać też wcale przesuwania się najeźdźców ku południowi. Trudno pogodzić to z obrazem, tradycyjnie przyjmowanym, zwycięskiego pochodu Dorów. W pracach zwolenników omawianej tu teorii powtarzana była również opinia, że potężne cytadele achajskie nie mogły być ani wzięte szturmem, ani w wyniku oblężenia przez plemiona prymitywniejsze od atakowanego wroga (tu już wkraczamy na grunt subiektywny: może tak, a może niej. Jeśli odrzuca się ideę zniszczenia kultury mykeńskiej na skutek napadu, trzeba szukać pr-ryczyn w stosunkach wewnętrznych, w konfliktach między ośrodkami i w napięciach społecznych. Przypomnijmy, że w ciągu XIII w. pałace w kilku miejscach zamieniły się w cytadele (dotyczy to zwłaszcza Myken i Tyrynsu). Ich władcy mieli więc silne poczucie zagrożenia, aby podjąć olbrzymi wysiłek budowy fortyfikacji. Nie mogło ono wynikać -r. przewidywanego najazdu Dorów. Stosunki wewnętrzne w achajskich państwach miały dostatecznie dużo punktów zapalnych, aby wywołać katastrofę. System pałacowy był niesłychanie uciążliwy dla ludności udręczonej przez interwencje pałacowej administracji, daniny, roboty przymusowe. Walki między władcami, element stały układu, mogły stwarzać dogodne warunki do eksplozji. Przyjęcie założenia, że świat achajski upadł w wyniku zaburzeń wewnętrznych nie zmusza wcale do odrzucenia wersji wydarzeń przekazanej nam przez mity. Te nam wspak opowiadają o powrocie Heraklidów, a więc członków królewskiego rodu achajskiego, a nie o hordach dzikich wojowników rujnujących całą Grecję. Zwolennikom nowej teorii pozostawał istotny problem w postaci układu dialektów. Byli oni zdania, że dialektem doryckim mówiły niższe warstwy społeczne, podczas gdy znany nam z tabliczek dialekt mykeński byłby dialektem elity i ich pałacowego otoczenia. Przypominano przy tym, że cechy wspólne, łączące dialekty grupy u schodnie] i zachodniej świadczą dowodnie o tym, że Dorowie nie mogli być izolowani od pozostałych grup językowych. Nic wszystkie argumenty przedstawianej tu teorii brzmią równie przekonywająco. Nie tłumaczy ona dostatecznie dobrze układu dialektów z I tysiąclecia (wydaje się, że robi to lepiej hipoteza umieszczająca pierwotne siedziby Dorów na peryferiach mykeńskiego świata i akceptująca istnienie doryckiej migracji). Argumenty, które przytacza się na dowód współistnienia w epoce mykeńskiej dialektu achajskiego i doryckiego na Peloponezie są słabe (powstanie pewnych wspólnych cech dialektalnych da się wytlumaczyć w inny sposób). Twórcy tej teorii nie byli w stanie wyjaśnić jak powstała taka dwoistość dialektów na tym samym terenie. Dość pośpiesznie wyłożony przez <;hadwicka pomysł, że uformowała się ona w wyniku oddziaływania języka kreteńskiego (intensywne wpływy kultury kreteńskiej na mykeńską są faktem niezaprzeczalnym) jest nie do obronienia. Dalej trudno na gruncie tej teorii wyjaśnić jak to się stało, że w centrum Peloponezu, na obszarach nie uznających "pałacowych" tradycji, istniał dialekt wywodzący się od dialektu achajskiego. Trudno jest też wytłumaczyć powstanie tradycji mitycznej o Dorach. Pozostaje ważki argument natury demograficznej. Ale i ten przy bliższym przyjrzeniu się może stracić nieco na znaczeniu. Archeolodzy twierdzą, że Mesenia i I.akonia w wyniku ogólnej destabilizacji właściwie się wyludniają. Oznacza to, że doryzacja tych obszarów następująca w wyniku przesunięć ludności w późniejszym okresie nie napotykała trudności i nie wymagała dużej liczby przybyszów. (;o zrobić jednak z Argolidą czy innymi terenami, które zachowaly ciągłość osadniczą? Nie bardzo t zwolennicy migracji Dorów potrafią na to zastrzeżenie odpowiedzieć