Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
.. Nikita precyzyjnym ruchem złapał go za ucho i prawie go podniósł, aż ten zawył nieswoim głosem, próbując się wyswo- bodzić. - Aaaa! Puszczaj, draniu, bo zabiję! Puszczaaaaaj... Suchow zabrał mu bochenki, przekazał je kasjerce, odwrócił się do pozostałych, wciąż trzymając za ucho wijącego się i pró- bującego go kopnąć młodzieńca. - Chłopcy, zapłaćcie albo oddajcie chleb, jeśli nie chcecie mieć poważnych kłopotów. Dwóch łobuzów było gotowych zwrócić bochenki, jednak w czarnowłosym, mającym przeciętą wargę przywódcy grupy obudziła się „duma". Rzucił bochenki na podłogę i wyciągnął nóż. Jego „goryl" ze szczękiem otworzył drugi. Kolejka się cofnęła, 154 Wasilij Gołowaczew rozległy się krzyki kobiet. Nikita kiwnął na płaczącego z bólu i złości „zakładnika": - Nie żal go wam? Urwę mu ucho. Przywódca zawahał się, po czym gestem dał znak swoim kumplom: „zwijamy się" i błysnął oczami: - To jeszcze nie koniec, kanalio. Dorwiemy cię! Kompania oddaliła się klnąc i pokrzykując, niemal wyła- mując drzwi z zawiasów. Kasjerka, ocierając łzy, mamrotała słowa wdzięczności. W kolejce głos'no komentowano wyda- rzenie, zachwycając się, osądzając i kłócąc. Nikita kupił chleb i wyszedł z piekarni. Grupa czekała na niego przy sąsiednim domu. Suchow skierował się prosto w jej stronę, czując jak napi- nają mu się mięśnie brzucha, a w gwieździe na ramieniu zaczyna pulsować zimny płomień. I w jego zdecydowanych ruchach było tyle ukierunkowanej wściekłości, że banda nie odważyła się wszczynać bójki i pospiesznie przeszła na drugą stronę ulicy. Nikita ochłonął dopiero przy bramie domu. Wsłuchał się w swoje odczucia. Ramię przenikał mu ostry, jak ukłucie lodowej igły, ból. Gwiazda próbowała językiem bólu przekazać coś' swe- mu posiadaczowi, jednak on jej nie rozumiał. W Chabarowsku przemówiła po raz pierwszy. Jakkolwiek Suchow nie uważał, to w czasie treningów nieraz przyjmował ciosy na ramię z piętnem Wieści, lecz ta w żaden sposób na to nie reagowała, jakby rozumiejąc, że „niepokoi się" ją przypadkowo, nie celowo. I oto teraz Wies'ć obudziła się. Zrobiła to w momencie, kiedy Suchowowi potrzebna była koncentracja psychicznej energii i woli. Lecz czy był to krok do dialogu? Czy można wpłynąć na nią przez maksymalne natężenie sił i wydanie myślowego rozkazu? Nikita aż się zatrzymał, doceniając wagę pomysłu, jednak po gruntownym jego rozpatrzeniu postanowił na razie wstrzymać się z eksperymentami. Ryzyko było olbrzymie i należało zabez- pieczyć się przed niespodziankami; poczekać na Tolę i obudzić gwiazdę w jego obecności. Wirus mroku 155 Fiodor Połujanowicz był w domu sam, jego żona wyszła do sąsiadki. Ich rodziny przyjaźniły się już od dziesięciu lat. Staru- szek zapytał z ciekawością: - Wołodia, zastanawialiśmy się z moją starą, czy jestes'cie terrorystami czy sportowcami? Jeśli to pierwsze, to znaczy, że zamierzacie cos' w Chabarowsku wysadzić w powietrze; choć nie mam zielonego pojęcia, co tu u nas można wysadzać, chyba oprócz kasyna „Bomond". A jeśli sportowcami, to trenujecie przed mistrzostwami świata w karate. - Terrorystami - uśmiechnął się Nikita. Fiodor Połujanowicz odpowiedział mu uśmiechem. Swoich gości znał już wystarczająco dobrze, by wyrobić sobie o nich własne zdanie, nie mógł jednak zapanować nad ciekawością. - Właśnie widzę, że trenujecie jakieś dziwne kombinacje... A tak poważnie, Wołodia? - Długo by tłumaczyć, wujku Fiedia. - Suchow rozebrał się i przeszedł do swojego pokoju. - Tak ogólnie, to jestem akrobatą, a walka to moje hobby. Fiodor Połujanowicz z uznaniem spojrzał na atletyczną figurę swego gościa. - No tak, mięśnie ma pan wyrobione nie jak człowiek walki. A przyjaciel powiedział, że jest pan tancerzem. - To także prawda, tańczyłem w balecie. - Nikita zaprosił gospodarza do pokoju. - Niech pan wejdzie, wujku Fiedia. - Nie trzeba. Ja tylko tak, z nudów - zamachał rękami Fiodor Połujanowicz