They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

W duszy don Giuseppa, skłonnej do intymnej więzi z naturą tak, jak do intymnej więzi z Bogiem, ten dramat wiatru, księżyca, fal jeziora i dramat tej duszy, tak niedawno jeszcze omroczonej namiętnościami i nagle, w niepojęty sposób, oświeconej przez Ducha, mieszały się z sobą, przenikały w siebie nawzajem i stawały jednym. Ktoś wszedł do ogrodu. To stróż przyszedł powiedzieć, że klucze od bramy cmentarnej, których pan sobie życzy, są. już w domu, razem z przesyłką pocztową, przyniesioną. z S. Mamette. Idąc ku domowi, Piero przystanął przy starym krzaku szkarłatnych róż. — Zostawię księdzu na piśmie i to także — powiedział — ale chciałbym usilnie prosić, żeby siostry miały staranie o oleandry, które sadził jeszcze mój ojciec, o róże, a w szczególności o drzewo pomarańczowe i mandarynkowe w sadzie. Mała willa, gdzie Franco i Luisa wiele kochali i wiele cierpieli, gdzie pozostało jeszcze coś z epickiej dobroci i wielkodusznej pogody wuja Piera, gdzie umarła mała Ombretta, miała odtąd gościć potrzebujące wzmocnienia siostry z wybranego przez don Giuseppa zakonu oraz szkołę gospodarstwa domowego dla dziewcząt z gminy Albogasio. — Może pań być o tym stale informowany — podsunął don Giuseppe. Za całą odpowiedź młody człowiek nachylił się i dotknął ustami róży na krzaku. — Ach, don Giuseppe — powiedział wychodząc z ogrodu— ja, jak nikt, mogę mówić do Pana: „Quaerens me sedisti lassus!” Ileż razy On mnie wołał, a ja kryłem się z uporem! Nawet po tym ostatnim, drogim liście księdza! To dlatego, żebym wszystko musiał zawdzięczać Jemu, a nic, ale to nic, samemu sobie. 2 Przesyłka z poczty leżała w saloniku. Piero odczytał nazwą na pieczątce, przybliżając ją do światła: „Vena di Fonte Alta”. Odłożył paczką i biorąc klucze od cmentarza powiedział don Giuseppowi, że wychodzi na chwilą. Czy wracając, zastanie go jeszcze na nogach? Don Giuseppe czuł się zmęczony, ale zanim się położy, chciał jeszcze napisać list. A w związku z tym listem: jakie są zamiary Piera? Don Giuseppe chciałby wyjechać możliwie prędko i z góry zapowiedzieć swój przyjazd. — Proszę zrobić, jak ksiądz uważa — odpowiedział Piero — i napisać, jak ksiądz zechce. Stary przyjaciel przez delikatność nie spytał o nic więcej. Piero ruszył samotnie na cmentarz. Wiatr milczał i milczało jezioro. Kolumny cyprysów, gęste czuby oliwek czerniały na równym, bladym tle chmur. Ścieżka, trawiasty stok po lewej stronie i małe pólka po prawej, wzdłuż uśpionych wód, wyglądały szaro w przyćmionym świetle księżyca. Po drodze Piero nie spotkał żywej duszy. Na schodkach pod bramą cmentarza klęczał skulony obdarty staruch, który słysząc kroki Piera, podniósł się i popatrzywszy na niego powiedział z głupkowatym uśmiechem: — Pan się pewno zlituje nade mną starym. Pan jest przecie synem nieboszczki pani Luisy? Taka była dla mnie dobra pana mama! To była dobra kobieta! Otrzymawszy sutą jałmużnę odszedł kuśtykając i mrucząc: — Patrzcie no tylko, patrzcie no tylko! Piero otworzył bramę, odkrył głowę i wszedł. Prawie naprzeciw bramy, po lewej stronie, w murze wspierającym się o zbocze góry, widniały cztery płyty z białego marmuru. Na pierwszej wyryte było: „Maleńka wdzięczna szatka Marii Maironi”. Na drugiej: „Inżynier Piętro Ribera wielkie szlachetne serce in pace”. Śmierć tak zrządziła, zjawiając się zgodnie ze swoim ładem, że słodka mała dziewuszka i starzec, który tak lubił trzymać ją na kolanach śpiewając jej piosenkę „Ombretta kapryśnica”, pozostali nadal obok siebie. Napis na trzeciej płycie brzmiał: „Mojemu Francowi w Bogu Jego Luisa”. A na czwartej: „Luisie Maironi Rigey Piero Maironi nie znający twarzy swej Matki z westchnieniem położył 1882”. W jasną noc czarne litery napisów dawały się wyraźnie odczytać. Na lewo od ostatniej płyty świeżo poruszona ziemia wskazywała miejsce spoczynku biednej Elisy. Piero ukląkł na trawie i schylił nisko głowę. Jego wargi nie poruszały się, cała postać trwała w bezruchu. Wydawał się skamieniały w pełnej czci modlitwie, w pozie kogoś, kto czuje na swojej głowie muśnięcie przezroczystych błogosławiących rąk. Kiedy uniósł twarz, księżyc chylił się już ku zachodowi, cmentarz i jego mur okryła ciemność, cztery napisy były już nie do odczytania, błogosławiące ręce złączyły się i odpłynęły w przestwór tajemnicy. 3 Don Giuseppe długo jeszcze wpatrywał się w jezioro, w cienie nocy, w dalekie światełko na wzgórzu S. Salvatore. Rozmyślał nad tym, jak bardzo zmienili się ludzie w Valsoldzie od dawnych dobrych czasów, a jak mało zmieniły się rzeczy! Kiedy Piero wrócił, starzec wyciągnął do niego ręce, milczącym uściskiem mówiąc: wiem, skąd wracasz. — Nie otworzył pan jeszcze swojej przesyłki pocztowej — powiedział po chwili. Stróż zaproponował, że rozpakuje przesyłkę i Piero zgodził się. Potem, zapaliwszy świecę, zaprowadził don Giuseppa do sąsiedniego pokoju z alkową i powiedział, że przesyłka pochodzi niewątpliwie od „tamtej osoby”. Są tam z pewnością kwiaty przeznaczone na cmentarz. On ich tam nie zaniesie, dopiero co wzbronił sobie nawet zerwać jedną różę dla swego ojca. Ale chciałby w związku z „tamtą osobą” powiedzieć coś don Giuseppowi. — Przypuszczam, że w początku września ona wróci do willi Diedo, i pragnąłbym, żeby ksiądz zechciał wtedy z nią się zobaczyć. Do pokoju wszedł stróż z otwartą już paczką. Było to istotnie pudełko ciętych kwiatów. Oprócz kwiatów znajdował się tam tylko bilet wizytowy: Carlo Dessalle