Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Ale patrzeć na to, co ma się tu stać, nie muszę. I nie chcę. Eithne milczała nadal. - Żegnaj, Ciri - Geralt uklęknął, przytulił dziewczynkę. Ramiona Ciri zadrżały silnie. - Nie płacz. Przecież wiesz, nic złego nie może ci się tu stać. Ciri pociągnęła nosem. Wiedźmin wstał. - Żegnaj, Braenn - powiedział do młodszej driady. Bądź zdrowa i uważaj na siebie. Przeżyj, Braenn, żyj tak długo jak twoje drzewo. Jak Brokilon. I jeszcze jedno... - Tak, Gwynbleidd? - Braenn uniosła głowę, a w jej oczach coś mokro zalśniło. - Łatwo zabija się z łuku, dziewczyno. Jakże łatwo spuścić cięciwę i myśleć, to nie ja, nie ja, to strzała. Na moich rękach nie ma krwi tego chłopca. To strzała zabiła, nie ja. Ale strzale nic nie śni się w nocy. Niech i tobie nic nie śni się w nocy, niebieskooka driado. Żegnaj, Braenn. - Mona... - powiedziała niewyraźnie Braenn. Puchar, który trzymała w dłoniach, drżał, przepełniający go przezroczysty płyn falował. - Co? - Mona! jęknęła. - Jestem Mona! Pani Eithne! Ja... - Dość tego - rzekła ostro Eithne. - Dość. Panuj nad sobą, Braenn. Geralt zaśmiał się sucho. - Masz twoje przeznaczenie, Leśna Pani. Szanuję twój upór i twoją walkę. Ale wiem, że wkrótce będziesz walczyć sama. Ostatnia driada Brokilonu posyłająca na śmierć dziewczęta, które jednak wciąż pamiętają swoje prawdziwe imiona. Mimo wszystko, życzę ci szczęścia, Eithne. Żegnaj. - Geralt... - szepnęła Ciri, siedząc nadal nieruchomo, z opuszczoną głową. - Nie zostawiaj mnie... samej... - Biały Wilku - powiedziała Eithne, obejmując zgarbione plecy dziewczynki. - Musiałeś czekać, aż ona cię o to poprosi? O to, byś jej nie opuszczał? Byś wytrwał przy niej do końca? Dlaczego chcesz opuścić ją w takiej chwili? Zostawić samą? Dokąd chcesz uciekać, Gwynbleidd? I przed czym? Ciri jeszcze bardziej pochyliła głowę. Ale nie rozpłakała się. - Aż do końca - kiwnął głową wiedźmin. - Dobrze, Ciri. Nie będziesz sama. Będę przy tobie. Nie bój się niczego. Eithne wyjęła puchar z drżących rąk Braenn, uniosła go. - Umiesz czytać Starsze Runy, Biały Wilku? - Umiem. - Przeczytaj, co jest wyryte na pucharze. To puchar z Craag An. Pili z niego królowie, których już nikt nie pamięta. - Duettaeann aef cirran Caerme Glaeddyy. Yn a esseath. - Czy wiesz, co to oznacza? - Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza... Jednym jesteś ty. - Wstań, Dziecko Starszej. Krwi - w głosie driady szczęknął stalą rozkaz, któremu nie można było się przeciwstawić, wola, której nie można było się nie poddać. Pij. To Woda Brokilonu. Geralt zagryzł wargi wpatrzony w srebrzyste oczy Eithne. Nie patrzył na Ciri, powoli zbliżającą usta do brzegu pucharu. Widział to już, kiedyś, dawniej. Konwulsje, drgawki, niesamowity, przerażający, gasnący powoli krzyk. I pustka, martwota i apatia w otwierających się powoli oczach. Widział to już. Ciri piła. Po nieruchomej twarzy Braenn powoli toczyła się łza. - Wystarczy - Eithne odebrała jej puchar, postawiła na ziemi, oburącz pogładziła włosy dziewczynki opadające na ramiona popielatymi falami. - Dziecko Starszej Krwi - powiedziała. - Wybieraj. Czy chcesz pozostać w Brokilonie, czy podążyć za twoim przeznaczeniem? Wiedźmin z niedowierzaniem pokręcił głową. Ciri oddychała nieco szybciej, dostała rumieńców. I nic więcej. Nic. - Chcę podążyć za moim przeznaczeniem - powiedziała dźwięcznie, patrząc w oczy driady. - Niech więc tak się stanie - rzekła Eithne zimno i krótko. Braenn westchnęła głośno. - Chcę zostać sama - powiedziała Eithne, odwracając się do nich plecami. - Odejdźcie, proszę. Braenn chwyciła Ciri. dotknęła ramienia Geralta, ale wiedźmin odsunął jej rękę. - Dziękuję ci, Eithne - powiedział. Driada odwróciła się powoli. - Za co mi dziękujesz? - Za przeznaczenie - uśmiechnął się. - Za twoją decyzję. Bo przecież to nie była Woda Brokilonu, prawda? Przeznaczeniem Ciri było wrócić do domu. A to ty, Eithne, odegrałaś rolę przeznaczenia. I za to ci dziękuję. - Jak ty mało wiesz o przeznaczeniu - powiedziała gorzko driada. - Jak ty mało wiesz, wiedźminie. Jak ty mało widzisz. Jak ty mało rozumiesz