They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Douglas nic nie powiedział, gdy zobaczył rozpadającą się kołyskę - niektórzy mężczyźni po prostu nie potrafią zrobić solidnych mebli, nie widział więc w tym nic złego. Ale zbudowanie domu na szlaku powodziowym, to już zupełnie inna sprawa. A jednak Douglas nie chciał wyciągać pochopnych wniosków. Być może ktoś inny zbudował chatkę w tym miejscu wiele lat temu, a Grant wprowadził się tu z żoną na krótko... na przykład do czasu, aż skończy budowę domu położonego gdzieś wyżej. Oby tak było... Jeżeli Grant zdążył położyć dach na nowej chacie i jeżeli nie była ona zbyt oddalona od starej, za parę dni Douglas mógłby przenieść tam Isabel i dziecko. Na szczęście nie było to konieczne już teraz. Chociaż na polach za domem i stajnią stały już ogromne kałuże, a ziemia na podwórku przesiąknięta była wodą, mogli tu jeszcze pomieszkać. No... zawsze istniała też możliwość, że przestanie padać. Było lato, więc słońce szybko wysuszyłoby wodę... i po kłopocie. Douglas był przemęczony i zmartwiony tym, co zobaczył, poszedł więc do stajni, by zająć się końmi. Bardzo chciał znowu zobaczyć araby. Ogier był naprawdę tak wspaniały, jak mu to brat mówił. Wyjątkowo duży, jak na araba, o pięknej, lśniącej siwej sierści. Miał potężne mięśnie i piękne kształty. I był bardzo nieufny. Isabel miała rację - Pegaz nie lubił obcych, ale Douglas od dziecka miał rękę do koni i gdy tylko ogier przywykł do jego zapachu i głosu, zaraz pozwolił opatrzyć sobie zranioną nogę. Klacz stojąca obok była mniejsza od Pegaza, drobniejszej budowy i bardzo dumna. Potrząsała głową jak próżna kobieta, co tylko wzmogło sympatię Douglasa. Oba konie najwyraźniej chciały stać obok siebie, bo gdy tylko Douglas przeprowadził klacz do wolnego boksu sąsiadującego z przegrodą Pegaza, zwierzęta zaczęły cichutko parskać i dotykać się pyskami. Nic dziwnego, że Isabel chciała je zatrzymać. Jej mąż nie powinien był sprzedawać ogiera bez uprzedniego porozumienia się z nią, bez względu na to, jak bardzo potrzebował pieniędzy. Paszy było bardzo mało. Nakarmiwszy araby i swego wałacha, Douglas przekonał się, że owsa i siana nie wystarczy nawet na tydzień. Zapasy w chatce były równie skromne. Ledwo skończył spisywanie inwentarza, gdy usłyszał cichutkie kwilenie dziecka. Postanowił przewinąć malucha, by Isabel nie musiała wstawać, lecz gdy znalazł się przed drzwiami sypialni, przekonał się, że są zamknięte. Musiał zapukać dwukrotnie, zanim mu odpowiedziała. Zmieszana, poprosiła przytłumionym głosem, by zaczekał chwilkę, aż skończy się ubierać. - Możesz już wejść - zawołała parę minut później. Stała obok komody w niebieskim szlafroku zapiętym aż pod szyję, trzymając w ramionach Parkera. Z minuty na minutę wyglądała coraz piękniej. Dopiero gdy uświadomił sobie, że przygląda się jej jak pierwszy lepszy prostak, odwrócił wzrok i zobaczył sukienkę rozłożoną na łóżku. - Nie powinnaś wstawać, wiesz? Wreszcie uniosła wzrok i spojrzała mu w oczy, a potem natychmiast przeniosła spojrzenie na ścianę za jego plecami. Na jej policzki wypłynął rumieniec. - Czy coś się stało? - Nie... Nic się nie stało - odparła trochę nerwowo. - Chcę się ubrać i zrobić ci śniadanie. Potrząsnął głową. - Na miłość boską, dopiero co urodziłaś dziecko. To ja zrobię tobie śniadanie. Usiądź w fotelu bujanym, a ja zmienię ci pościel. Powiedział to tonem nie znoszącym sprzeciwu, więc Isabel usiadła gwałtownie, ale zaraz jęknęła. - O nie! Lepiej będzie, jeżeli wstanę. Douglas pomógł jej wstać, lecz ona nadal na niego nie patrzyła. - Dlaczego zachowujesz się tak dziwnie? Wstydzisz się mnie, czy co? Isabel poczerwieniała jeszcze bardziej. Może nie powinien był być taki bezpośredni? - Po... no, wiesz. - Nie, nie wiem. Dlatego zapytałem. - Jestem... czuję się niezręcznie. Myślałam sobie o tym, jak cię poznałam... a potem musiałeś... było konieczne, żebyś... kiedy dziecko się rodziło... Douglas roześmiał się głośno. Po prostu nie mógł się powstrzymać, lecz Isabel nie było do śmiechu. - Byłem wtedy bardzo zajęty. Pamiętam tylko dziecko... Bałem się, że go upuszczę. To wszystko. - Naprawdę? - Tak, naprawdę. Jeżeli za bardzo cię boli, by usiąść, oprzyj się o komodę. Nie chcę, byś mi tu upadła... Pewnie jesteś słaba, jak kocię. - Parker jest niespokojny - wyjąkała, usiłując zmienić temat