Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Nie ulega wątpliwości jedynie to, że chrześcijaństwo przed Konstantynem Wielkim nie było religią matriarchalną, która nabrała charakteru patriarchalnego dopiero po ingerencji tego cesarza. Wbrew temu, co twierdzi się w Kodzie Leonarda da Vinci, patriarchat triumfował niemal w całym chrześcijaństwie już na długo przed czwartym wiekiem, a Konstantyn nie miał na to żadnego wpływu. ZAKOŃCZENIE Chciałbym zakończyć tę książkę tak, jak ją zacząłem akcentem osobistym. Gdy w roku 1988 objąłem posadę wykładowcy na Uniwersytecie Karoliny Północnej w Chapel Hill, moimi pierwszymi zajęciami był cykl wykładów zatytułowany „Jezus w micie, tradycji i historii”. Szczęśliwym trafem semestr rozpoczął się akurat w czasie, kiedy na ekrany kin wchodził film Martina Scorsese Ostatnie kuszenie Chrystusa. Postanowiłem wykorzystać okazję, każąc swoim studentom obejrzeć ten film i ocenić go, korzystając z wiadomości nabytych podczas zajęć. Takie żądanie nie byłoby niczym niestosownym na Północnym Wschodzie, gdzie wcześniej wykładałem na Uniwersytecie Rutgersa w New Jersey. Ale tu, na Południu, w samym środku „Pasa Biblijnego”, czekało mnie bolesne przebudzenie. Moje wymaganie stało się przyczyną małej studenckiej rebelii, gdyż kilkoro studentów z konserwatywnych środowisk religijnych uznało, że obejrzenie tego filmu byłoby świętokradztwem. Odmówili pójścia do kina i dali do zrozumienia, że wolą raczej nie zaliczyć zajęć. Pamiętam, że nie wierzyłem własnym uszom. Byli to dorośli młodzi ludzie, którzy powinni zdawać sobie sprawę, że nie można krytykować filmu, nie obejrzawszy go, tak samo jak nie można krytykować książki, nie przeczytawszy jej, czy wykładu, nie wysłuchawszy go. Oni jednak byli nastawieni do tego filmu zdecydowanie negatywnie i nie życzyli sobie go oglądać. Ostatecznie odstąpiłem od tego żądania (uznając, że zmuszanie ich do czegoś, co tak głęboko uraża ich przekonania religijne, byłoby zapewne wykroczeniem przeciwko takiemu czy innemu paragrafowi konstytucji), traktując to jako sprawę dobrowolną: chętni mogli wybrać się na ten film razem ze mną, a potem mieliśmy przedyskutować go przy pizzy. Jak się okazało, film przy pierwszym oglądaniu nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia (od tamtego czasu widziałem go wielokrotnie i za każdym razem podobał mi się coraz bardziej). Większość moich studentów także nie była nim zachwycona. Raził ich romans Jezusa z Marią Magdaleną (granymi przez Willema Dafoe i Barbarę Hershey; wciąż uważam, że jej Magdalena jest fenomenalna), który uznali za posunięty zbyt daleko. Ja sam nie przejmowałem się tym zbytnio — nie dlatego, bym sądził, że Jezus i Maria Magdalena naprawdę byli kochankami, ale dlatego, że wszystko to było elementem fikcyjnej fabuły filmu i nie widziałem w tym nic złego. Irytowało mnie natomiast, że Jezus został ukazany jako ktoś, kto nie potrafi zdecydować, kim jest: raz uważa się za mesjasza, to znów za Syna Człowieczego, kiedy indziej za Syna Bożego i tak dalej i dalej. Uznałem to po prostu za tani chwyt świadczący, że Scorsese (albo Kazandzakis, który napisał powieść, na podstawie której powstał film) sam nie był pewien, kim był Jezus, tak więc przerzucił swoje wątpliwości na barki tej postaci. Myślę, że najbardziej dręczyło mnie niemiłe poczucie, że ludzie oglądający ten film mogą uwierzyć, że Jezus naprawdę był taki — kompletnie zdezorientowany co do tego, kim jest — podczas gdy ja, wręcz przeciwnie, uważałem go za człowieka, który od samego początku doskonale to wiedział. Przypomniała mi się wtedy moja reakcja na film Monty’ego Pythona Żywot Briana, gdy oglądałem go po raz pierwszy. Niektóre jego fragmenty rozbawiły mnie do łez choć muszę przyznać, że czułem się straszliwie winny, rycząc ze śmiechu w końcowej scenie ukrzyżowania, kiedy cała trójka, wisząc na krzyżach, zaczyna śpiewać chórem Always Look on the Bright Side of Life. Jednak jeszcze bardziej niepokoiło mnie przedstawienie Palestyny z pierwszego wieku jako kraju pełnego apokaliptycznych świrów, z których każdy przepowiada własny scenariusz nadchodzącego końca świata. Pamiętam, że i wtedy obawiałem się, iż ludzie, którzy oglądają ten film, gotowi pomyśleć, że naprawdę tak to wyglądało, a to wyobrażenie zniekształci ich „historyczny” wizerunek Jezusa