Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
— Nie mam czasu na dodatkowe wyjaśnienia. Powiedzcie więc krótko: chcecie mi tego zabronić? — Nie. — — Możecie być pewni, że żaden z was nie zazna nawet uszczerbku w swoich należnościach. Sądzę też, że małżonka ma zyska miłość i szacunek, jakiego doznaje matka od dzieci. — Kim ona jest, ojcze? — Nie pochodzi ze szlachty. — Ach! — Nie mam bowiem potrzeby pożądać nowych blasków. Zresztą… to także pewien rodzaj szlachectwa, mianowicie umysłowego. Ona jest artystką. Obaj synowie popatrzyli na siebie przestraszeni. — Jaką? — zapytał wreszcie Emanuel. — Baletnicą. — Do pioruna! — zawołał Ferdynand. — Nie podoba ci się? — zapytał hrabia ostro. — Nie! Ale mówię otwarcie. Gdzie zwyczajnej baletnicy do niepokalanego zamku naszych ojców! — Milcz, chłopcze! — rozkazał hrabia Manfred. — Chodźcie ze mną. Przedstawię was. — Właściwie baletnicą powinna być nam przedstawioną, a nie my jej. Ale ty jesteś ojcem, więc cię słuchamy — rzekł Ferdynand. — Nie będziemy ci przeszkadzać, bierzesz odpowiedzialność za ten krok na siebie. — Biorę to na siebie. Sądzę, że skoro ją ujrzycie, zginie wasze uprzedzenie. Chodźcie! Zaprowadził obu do drzwi pokoju Hanetty. Otworzył i rzekł: — Moi synowie, kochana Hanetto! Siedziała na fotelu. Teraz wstała. Rzuciła okiem na Emanuela i twarz jej przybrała bardzo serdeczny wyraz. Spojrzała na drugiego, na Ferdinanda i… trupio zbladła, rękami konwulsyjnie machnęła w powietrzu i padła zemdlona na podłogę. Ferdynand także zbladł straszliwie, ale zachował przytomność umysłu. — Ojcze, — zapytał — kiedy ta osoba dała ci słowo? — Wczoraj minęło trzy tygodnie. Machnął ręką. — Lepiej jej nie ruszaj, to ulicznica. Olsunna ma słuszność! — Jak to? — zapytał Emanuel. — Ta kobieta jest może tą nieznajomą z Madrytu, Ferdynandzie? — Tak. Wtedy obaj synowie wyciągnęli ojca z komnaty. Pod pewnym czasie w jadalni zjawił się służący i oznajmił, że pan hrabia źle się czuje i nie może przyjść. — A panicze? — zapytał książę Olsunna. — Są z łaskawym panem. — A, już wiem, co się stało! Hej, słuchaj no stary, powiedz tym trzem panom, iż pragnę z nimi mówić i to w tej chwili. W przeciwnym razie muszę ich nazwać gałganami! Służący odszedł. Goście zbledli. Wkrótce przybył hrabia ze swymi synami. Przystąpili do stołu i hrabia Manfredo zapytał suchym głosem: — Dlaczego nas łaskawy pan raczył przywołać? — Hrabio, przybyliśmy na wesele. Tymczasem nie widzimy go. — Czy w tej sprawie tylko nas pan pyta? — Tak. Przedstawia się nam ulicznicę jako narzeczoną, potem znika się, a po pewnym czasie dowiadujemy się, że pan niezdrów. Chcę wiedzieć, czy to żart czy mistyfikacja, czy też coś innego. — Ani jedno, ani drugie, ani trzecie, tylko zuchwała obelga : z pańskiej strony! — zawołał hrabia Manfredo. — Wyzywam pana! — Nie biję się z panem. Narzeczony tancerki nie jest dla mnie godnym przeciwnikiem! Hrabia Manfred chciał się nań rzucić, ale wstrzymali go synowie. — Stój ojcze! — rzekł Ferdynand. — Masz dwóch synów, którzy nie dadzą cię pohańbić! Zabieraj się stąd, książę! Dzielny młodzieniec przystąpił do księcia i podniósł pięść. — Dobrze, odchodzę — rzekł z pustym śmiechem. — Najpierw jednak odwiedzę jeszcze piękną baletnicę, by z nią się czule pożegnać. Wyszedł. Hrabia krzyknął wściekle. Rzucił się do przeciwnych drzwi i chwycił nabity rewolwer. Przeskoczył parę komnat aż do izby graniczącej z pokojami baletnicy. Była tu działowa ścianka, o której Hanetta nie wiedziała. Myślał, że książę Olsunna rzeczywiście będzie tak zuchwały i wtargnie przemocą do pokoju tancerki. Otworzył więc bez szmeru drzwi i wszedł po cichu. Tymczasem baletnicy wróciła przytomność. — O mój Boże! — wzdychała. — On, on moim pasierbem. Co za kara! Przepadło hrabiostwo, przepadły miliony! Co ja teraz pocznę? Załamywała ręce, nie mogła się opamiętać z bólu. Wreszcie wpadła na pomysł. — Tylko Kortejo może tu pomóc! Zadzwoniła i rozkazała dziewczynie natychmiast przywołać do siebie Korteja. Kiedy wszedł, nie miał jeszcze o tym pojęcia, co się stało, ale poznał po niej, że była w niezwykłym nastroju. — Mój Boże, co ci jest? — zapytał, biorąc ją troskliwie za rękę. — Jestem zgubiona! — zawołała rozpaczliwym tonem — Koniec wesela. Hrabia rezygnuje, a wszystkiemu winien jest hrabia Ferdynand. W Madrycie spotkałam się z nim, i bawiliśmy razem parę godzin. O, kochałam go naprawdę! Musieliśmy się rozłączyć. Przychodzą tu, przedstawia mi obu synów i… on! Ferdynand. Poznał mnie. — Hm, to wszystko przepadło. Właściwie nie powinienem się o ciebie wcale troszczyć, bo nie jesteś tego godna. Siądź jednak tutaj i porozmawiajmy