Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Od tego czasu wszyscy w długie i szczęśliwe lata żyli, oprócz owych dwóch sióstr zbrodniarek, które król kazał żelaznymi bronami na polu roztargać. MŁYNARZ I TRZEJ SYNOWIE Jeden młynarz miał trzech synów, najmłodszy był głupi; dwaj starsi mieli go sobie za błazna i różne z niego żarty stroili. Jednego razu rzekli do niego: — Pójdziemy księdzu ukraść wieprza, a ty tymczasem będziesz z kostnicy wyrzucał kości. Głupi robił przez całą noc, co mu kazano. Do dnia idzie organista dzwonić i słyszy, że w kostnicy coś bawi, a ujrzawszy, że z niej kości wyrzuca, bieży do księdza, by mu o tym donieść. Ksiądz już od dawna miał jakiś ból w nogach, nie mógł więc chodzić i musiało go czterech parobków w krześle na drążkach do kościoła nosić. Zaopatrzywszy się więc w świętości, kazał się im teraz na cmentarz zanieść. Organista szedł przy nim, niosąc kropidło i kociołek z święconą wodą. - 50 Gdy księdza na smętarz wnieśli, wyjrzał głupi z kostnicy i zawołał głośno: — Nieście go tu, dajcie go sam! Parobcy przelękli się, postawili krzesło z księdzem i uciekli; organista za nimi. Ksiądz widząc, że nie przelewki, zebrał się na nogi i uciekł do plebanii; a od tego czasu nie potrzebował już, aby go do kościoła noszono. Gdy głupi wrócił do domu, bracia pytali go się, czy się nie bał stracha w kostnicy, on im na to: — A co to jest strach? pójdę ja go szukać po świecie. Poszedł i gdziekolwiek przybył, pytał się o stracha. Przyszedłszy do jednego dworu, dowiedział się, że dziedzic tej wsi w bocznym tylko przy zamku mieszka dworcu, bo przed strachami nikt w zamku wytrwać nie może. — Oj, to ja spróbuję, czy tam nie wytrwam — rzekł głupi i prosił bardzo, aby o tym panu donieśli. Pan odradzał mu, lecz on prosił koniecznie, by w zamku mógł nocować. Dano mu więc światła tyle, by mu przez noc nie brakło, i zaprowadzono do zamku. Około godziny jedenastej stał się w całym zamku wielki hałas i wkrótce potem wpadła kominem ćwierć ciała ludzkiego, wpadła i druga, a na ostatku i tułów. Potem przyszli diabli, znieśli te części ciała na kupę, które się zaraz zrosło i poczęło się ruszać. Oprawcy zaczęli ostrzyć noże, brzytwy i inne narzędzia, gdy głupi wstawszy, dźwignął umarłego z ziemi i posadził przy piecu; a po chwili mówiąc do niego: ,,Ale pfe, ty śmierdzisz", dał mu od lewej ku prawej stronie tęgi policzek. Diabli, zobaczywszy to, natychmiast uciekli, a umarły powstał i rzekł do niego: — Tyś mnie wybawił, pokutowałem w tym zamku za niesprawiedliwie nabyte skarby i miałem pokutować aż dotąd, pokąd mnie ręka ludzka za to nie ukarze. To powiedziawszy, wziął głupiego i prowadził do piwnicy; stąd niżej do drugiej i tak aż do trzeciej; tam pokazał mu skarby schowane; polecił, co z nich miał dać ubogim, co kościołom; a resztę kazał mu dla siebie zatrzymać. Głupi tak zrobił, jak mu umarły kazał, i został mądrym; a w zamku odtąd więcej nie pokutowało. - 51 - BRAT UBOGI I BRAT CHCIWY W jednej wsi mieszkało dwóch braci rodzonych, jeden był bogaty, drugi ubogi. Bogaty byłby może czasem ugęszczałx do ubogiego, gdyby mu żona złośliwa nie była przeszkadzała. I dlatego siedem lat mijało, jak pierwszy u drugiego nogą nie postał. Jednego razu pojechał ubogi łączką po drzewo do lasu; żona dała mu pół bochenka chleba i pół gomółki sera na drogę; dla biednych dzieci ledwo garść mąki zostało. Gdy już drewka na taczkę nałożył i przywiązał, usiadł sobie, chcąc się posilić owym chlebem i serem. Ledwie jeść zaczął, a tu nadszedł ku niemu niewielki chłopek w czarnej sukmanie i rzekł do niego: — Niech Bóg błogosławi na spół! Ubogi odpowiedział: — Proszę z sobą. I natychmiast rozdzieliwszy chleb i ser na poły, dał jedną połowę nieznajomemu; ten jadł z apetytem i zjadłszy rzekł: — Za to, coś mnie posilił, możesz sobie trzy rzeczy u mnie wyprosić; co chcesz, to ci się stanie; tylko najlepszego nie zapomnij. Ubogi odpowiedział: — Kiedyć tak ma być,, to powiem życzenia moje. Oto mam są-siadę zwadliwą; ta, co może, na złość mi robi; ledwo się dzieci moje na dwór pokażą, zaraz je klnie, goni i bije; rad bym tedy najprzód, żeby ze mną w zgodzie żyła. — Będzie to — rzekł mały chłopek — sąsiada twoja dziś jeszcze do ciebie przyjdzie w gościnę. — Po drugie — rzekł ubogi — mam brata, który już siedem lat u mnie nie był; rad bym, żeby się ze mną pogodził. — Stanie się tak, jak sobie życzysz — rzekł znów chłopek mały — brat twój dziś wieczór u ciebie będzie. Cóż chcesz mieć na trzecie? — Ha! przed kilku latu miałem, ile mi było potrzeba, teraz na górze mam skrzynię srogą 2, ale pustą; przedtem w niej pełno bywało zboża, dziś, gdyby można, rad bym, żeby było w niej pełno dukatów. — I to mieć będziesz wprzód, niźli do domu wrócisz. 1 Ugęszczać — często przebywać, uczęszczać. 55 Sroga — tu: ogromna. 52 - To rzekłszy chłopek w czarnej sukni zniknął. Ubogi przyjechał przed swój domek. Żona wyszła do niego, chcąc mu pomóc drzewo z taczki znosić. Mąż mówi do niej: — Pewnie się chce dzieciom i tobie jeść, a i ja zjadłbym co, wleź no na górę, weź ze skrzyni garść dukatów, zmień w karczmie, nakup chleba, bułek, mięsa i dobrego trunku, a przygotuj wieczerzę. Żona stoi jak wryta i nie wie, co na to odpowiedzieć; mąż mówi: — Uczyń, jako powiadam. Ona zaś na to: — Ale czyś głupi, i skądże by się tam dukaty wzięły? a dyć tam ani złamanego grosza nie masz! Mąż koniecznie obstawał, aby poszła: poszła więc i z wielkim zdumieniem wzięła jedną, drugą i trzecią garść złota, radując się niezmiernie z takich dostatków. Wzięła potem z tego trzy dukaty, starsze dziecko i taczkę i pojechała kupować