They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Stanął więc przybysz przed furtą i wznosząc ręce do nieba szeptał modlitwę. Po czym ukląkł, nakłonił głowę ku ziemi i znieruchomiał na chwilę. Wreszcie uniósł się i głos jego zabrzmiał niczym przez tubę: - Otwórz nam wrota łaski Twojej, Panie! Wówczas to furta zgrzytając rdzą i ciężkim żelazem zawiasów jęła z wolna otwierać się sama przez się, chociaż tamta druga furta, przy której znieruchomiało skurczone ciało diakona Sozonta, pozostała zamknięta, i weszli na dziedziniec Sofii, pozostawiając skuloną w odrętwieniu postać. Doszli do cerkwi i przybysz wciąż tym samym tubalnym i głuchym głosem rozkazał Sozontowi: - Stój tu i nie ruszaj się! I nie dokazuj! Gdy ruszył z miejsca, Sozont pragnął przyjrzeć mu się baczniej, lecz tamten był niczym kłąb ciemności. I jeszcze jedno dostrzegł Sozont: ręce przybysza nie poruszały się swobodnie jak u żywej istoty, jeno sam zdawał się rycerzem w żelaznej zbroi i kroki jego dudniły jakby obuty był w żelazne ciżmy. Podszedł ku wstawionym na nowo drzwiom Sofii kijowskiej, cerkwi na poły w ruinie, ale już nieco wyporządzonej, i znów wyciągnął ręce, jednakże 25 nie w górę, lecz w kierunku drzwi. I z nakazu tych rąk dębowe drzwi otwarły się z przejmującym skrzypieniem i przybysz ruszył w nieprzebytą ciemność wnętrza. Gdy wkroczył na środek, spod stropu cerkwi (Sozont widział to przez otwarte drzwi) z wolna wypłynął zapalony świecznik i zatrzymał się ponad głową przybysza, i rozgorzał jasno, jak gdyby zniżyła się gwiazda, rozsiewając dokoła pęki promieni, wskutek czego rozjaśniła się cała cerkiew, zwłaszcza jeden ze świętych na ścianie, rozbłysł i zamigotał na mozaice Orędowniczki-Ściany Nienaruszonej; i struchlał Sozont, bo i Jej zapłonęły oczy niczym dwa ognie, nie by! on jednak jasny, lecz ciemny. Przybysz podszedł do ołtarza, drzwi i tam otwarły się same, ale już bez skrzypienia i pisku, jął się tam modlić, a modlił się długo, bo już nawet rosa poczęła pokrywać diakona Sozonta, zarówno tego ze snu, stojącego przy otwartych drzwiach, jak i tego, który skulił się pod furtą i murem, trzymając w ręku biały cień listu od starca z pieczary. Na ostatek przybysz obrócił się w miejscu niczym wojownik na mustrze i wyszedł z prezbiterium, zasię drzwi ołtarza same się zamknęły. Ruszył z cerkwi i tuż nad jego głową popłynęła z nim razem rozjarzona gwiazda świecznika, jednakże z cerkwi nie wyszła, zatrzymała się w momencie, gdy przybysz przestępował próg. Same zamknęły się drzwi cerkiewne ze zgrzytem i łoskotem, a w miarę jak się zamykały, gasło światło w świątyni, a gdy już miały się całkiem zatrzasnąć, zapanował tam mrok nieprzebyty. Co innego uderzyło tym razem diakona Sozonta: twarz przybysza nie była czarna, lecz ogarnięta jasną poświatą, jednakże przypominała raczej maskę niżeli żywe oblicze, odbicie raczej niźli twarz samą i była niewieścia raczej niż męska, bez wąsów i brody, z oczyma zogromniałymi nad miarę, które świeciły teraz podobnie jak przedtem oczy Orędowniczki--Ściany Nienaruszonej. I powtórnie struchlał Sozont, bowiem oczy świecące ciemnym ogniem zatrzymały się niespodzianie na nim samym, przeniknęło go uczucie, że ciało jego przejrzyścieje, że sam jest nie tyle człowiekiem, co cieniem, oderwanym od rzeczywistego człowieka i puszczonym, by błądzić po świecie, i nie dziwota to zgoła, jako wedle opowieści ludu pospolitego, nawet wiedźmy coś takiego czynić potrafią