Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Powiedziawszy to, zatrzymał się, utkwił spojrzenie w Izabeli i ruchem zalotnym, a jednocześnie pełnym szacunku zdjął kapelusz, którego długie pióro zamiotło ziemię. Następnie końcami palców przesłał w kierunku okna pocałunek. Młoda aktorka, która dostrzegła te gesty, odpowiedziała na nie zimnym i surowym wyrazem twarzy, jakby chcąc dać zuchwalcowi do zrozumienia, że się myli; potem zamknęła okno i opuściła firankę. — Oto Jutrzenka skryła się za chmurami — rzekł Pylades. — Nie jest to dobra wróżba na resztę dnia! — Przeciwnie, uważam za znak pomyślny, że ta piękność wycofała się. Gdy żołnierz kryje się za blanki wieży, to znaczy, że strzała oblegającego nie chybiła. Ona już jest trafiona, mówię ci. Ten pocałunek zmusi ją do myślenia o mnie całą noc choćby dlatego, żeby mi złorzeczyć i nazywać mnie bezczelnym, a bezczelność nie działa źle na kobiety. Nitka jest jeszcze cienka, ale postaram się zrobić z niej sznur, który pozwoli mi wspiąć się na balkon infantki. — Zna pan cudownie całą teorię i podstępy miłości — rzekł z szacunkiem Pylades. — Chlubię się tym niekiedy — odpowiedział Orestes — ale teraz wracajmy. Spłoszona piękność nie pojawi się tak szybko. Wieczorem wyślę na plac boju moich zaufanych lokai. Dwaj przyjaciele weszli z wolna na stopnie starego pałacu i znikli. Wróćmy teraz do naszych aktorów. Niedaleko oberży była sala do gry w piłkę, doskonale nadająca się, aby w niej urządzić przedstawienie. Aktorzy wynajęli ją i miejscowy stolarz według wskazówek Tyrana szybko przystosował lokal do nowego przeznaczenia. Malarz, który wykonywał niezdarne szyldy i ozdabiał herbami powozy, odświeżył sfatygowane i spłowiałe dekoracje, a nawet nie bez powodzenia wymalował jedną nową. Pokój, gdzie się rozbierali gracze, został przerobiony na salę dla aktorów, przedzieloną parawanami, przez co powstały jakby garderoby dla aktorek. Wszystkie miejsca numerowane zostały z góry zarezerwowane i dochód zapowiadał się dobrze. — Jaka szkoda — mówił Tyran do Blazjusza, wyliczając sztuki, które by można grać — że brak nam Zerbiny! Subretka, prawdę mówiąc, to ziarno soli, mica salis, i cała przyprawa komedii. Jej iskrząca się wesołość rozjaśnia scenę. Subretka ożywia słabsze miejsca sztuki i, ukazując swe trzydzieści dwie perły oprawne w karmin, zmusza do śmiechu nawet tych, którzy nie chcą się na to zdecydować. Niebawem szybkie, rytmiczne kroki zadzwoniły na bruku; oparłszy się na balustradzie galerii, gdzie się przechadzali, rozmawiający dostrzegli trzy muły w hiszpańskiej uprzęży; na ich głowach kołysały się pióra, ponadto zdobiły je hafty, wełniane tręzle, pęki dzwonków i pasiaste derki. Całość elegancka i świetna nie przypominała niczym wynajmowanych wierzchowców. Na pierwszym jechał lokaj w szarej liberii, mający za pasem nóż myśliwski i muszkiet zawieszony u siodła; twarz jego wyrażała pewność siebie jak u arystokraty i gdyby był ubrany inaczej, mógłby uchodzić za pana. Ciągnął za sobą na uździenicy, okręconej dokoła ramienia, drugiego muła, obciążonego dwoma olbrzymimi tobołami, umocowanymi po obu stronach i przykrytymi koronkową kapą. Trzeci muł, wyglądający jeszcze piękniej i dumniej niż dwa poprzednie, niósł młodą kobietę, mającą na sobie ciepły płaszcz przybrany futrem i szary pilśniowy kapelusz z czerwonym piórem, opuszczony na oczy. — Ejże! — rzekł Blazjusz do Tyrana. — Czy ten pochód czegoś ci nie przypomina? Zdaje mi się, że to nie pierwszy raz słyszę te dzwonki. — Na świętego Alipantina — odpowiedział Tyran — to są te same muły, które zabrały Zerbinę na rozdrożu pod krzyżem. O wilku mowa... — A wilk tu — przerwał Blazjusz. — O dniu po trzykroć i czterykroć szczęśliwy, godny zaznaczenia białą kredą! To rzeczywiście sama senora Zerbina! Zeskakuje ze swego wierzchowca z tym filuternym ruchem bioder, który jej tylko jest właściwy; rzuca swój płaszcz lokajowi. Oto zdejmuje kapelusz i potrząsa włosami jak ptak piórami! Chodźmy naprzeciw niej, biegnijmy na jednej nodze! Blazjusz i Tyran zeszli na podwórze i spotkali Zerbinę na ganku. Wesoła dziewczyna rzuciła się Pedantowi na szyję i zawołała obejmując go: — Muszę cię uściskać i ucałować z całej siły tę twoją starą maskę z taką ochotą, jakbyś był ładnym chłopcem, bo tak się cieszę, że cię widzę! — I za słowami poszły czyny. — Nie bądź zazdrosny, Herodzie, i nie mruż tych swoich czarnych rzęsisk, jakbyś miał urządzić rzeź niewiniątek. Ciebie też pocałuję. Zaczęłam od Blazjusza, bo jest brzydszy. Zerbina sumiennie dotrzymała przyrzeczenia, gdyż była dziewczyną słowną i na swój sposób uczciwą. Biorąc pod rękę obu aktorów, weszła na pięterko, gdzie pan Bilot kazał jej przygotować izbę. Zaledwie tam stanęła, rzuciła się na fotel i zaczęła oddychać głośno jak osoba uwolniona od wielkiego kłopotu. — Nie możecie sobie nawet wyobrazić — powiedziała do aktorów po chwili milczenia — jakiej przyjemności doznaję, będąc znowu z wami