They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Ale nie czuło się skostniałego znieru- chomienia zmarłego. Wikont jeszcze oddychał. Trzymał się. Na samej krawędzi. Rozpaczliwie i żałośnie wciągał w siebie najcień- sze strumienie życia przez te wszystkie rurki i przewody. Usiadł obok łóżka na natychmiast podstawionym krześle i zwykłym ruchem wziął okaleczony, pomarszczony kciuk do ręki. ^Sfe || Kciuk był wilgotno-chłodny, całkiem zwiędły, ale żywy, jakby i czekano na niego tutaj przez wiele, wiele ostatnich godzin. Czuł się jak kroplówka. Coś wyciekało z niego i po ręce, nie- widocznym i niewyczuwalnym strumieniem, przeciekało do bla- do-szarego, małego, kędzierzawego, nieruchomego człowieczka - bardzo samotnego na tym świecie, już prawie na tym świecie nie istniejącego... No i czy przebywał teraz na tym świecie Wikont... onże Kikonia, były wesoły chuligan, onże Wiktor, jak się okazało, Grigoriewicz Kikonin - człowiek z autorytetem? Samotny półtru- pek w mrocznym pokoju z milczącymi lampkami na pulpitach i mo- nitorach. Nikogo z rodziny nie ma. Rodziców praktycznie nie ma. A być może i rzeczywiście. Przyjaciół nie ma... Są, co prawda, wielbiciele, koledzy z pracy, chyba uczniowie, ale przecież to nie to samo. Twoi przyjaciele i twoja rodzina to ty, część ciebie, część twojego ciała. A uczniowie, koledzy, wielbiciele - to tylko płody twojej działalności, tak samo jak napisane przez ciebie artykuły, jak książki, obrazy... cegiełki, z których zbudowałeś swój dom, w którym żyjesz i umierasz... Przecież on nikogo nie ma oprócz mnie, pomyślał nagle Stanisław z dziwnym poczuciem czy to sa- tysfakcji, czy strachu, czy radości. Tylko o mnie na tym świecie może powiedzieć: „Ty - to ja"... Ale przecież i ja już nikogo więcej nie mam, oprócz niego, pomyślał chwilę później. Teraz już nie mam. Już od kilku dni nie mam. Absolutnie nikogo. Muszę się ciebie trzymać, Wikoncie. Musimy się siebie trzymać, Wikoncie, Wasza Wysokość... Co też robimy. Histerycznie zachichotał i rozejrzał się zawstydzony. Nikogo nie było. Nawet pielęgniarka gdzieś poszła, zniknęła cicho i bezszelestnie, zostawiając swoje ekrany i pulpity. Co praw- da, w drzwiach ktoś stał - ciemna figura w dobrze oświetlonym otworze, ale Stanisław nie przyglądał się kto to jest i czego chce. Ogarnęło go nowe odczucie, podobne do ogromnego, niewidocz- nego pająka, który wyskoczył znikąd. Było to poczucie lodowa- tej samotności. Do tej pory miał wrażenie, że jest jakimś ampu- towanym kikutem, koślawym inwalidą, któremu bezlitośnie i nagle odcięli, wyrwali duże kawałki ciała, duszy, serca, mózgu, 113 wszystkiego, co trafiało pod nóż i kleszcze. Turlał się po podło- dze, krwawiąc i dusząc się, pod cudzymi nogami i spojrzeniami, i cały czas się starał, męcząc się i krzywiąc, wpełznąć do jakiejś najbardziej ciemnej i ciasnej nory... A tutaj nagle okazało się, że tak naprawdę, jest sam. Do takiego stopnia jest samotny, że je- go (jak i Wikonta) już jakby nie ma na tym świecie... Krwawy bąbel, jaki pojawia się na miejscu dopiero co odciętej głowy... („a zamiast głowy - krwawy bąbel..."). Przestraszył się i zrozu? miał, że życie wraca. Nie ucieszyło go to i nie zmartwiło, po pro- stu przyjął do wiadomości: życie jednak znów powraca. Zawsze powraca, jeżeli nie zastosuje się specjalnych środków. Zegara nie było. Nic się nie działo. Nic się nie zmieniało. Ale kiedy chciał zmienić pozę, Wikontowe pazury wpijały się w jego dłoń i to bolało. W pewnym momencie oprócz bólu od- czuł tam coś wilgotnego i lepkiego. Wydawało mu się to dziwne i nawet trochę zaniepokoiło, ale szybko się domyślił, że to pękł nabrzmiały bąbel, który pojawił się na miejscu oparzenia. Zachciało mu się do toalety. Powrócone życie brało odwet. Ro- zejrzał się. Dziewczyny przy pulpicie wciąż nie było, a w drzwiach nadal stał nieruchomy, czarny i nieuchwytnie dziwny człowiek. Stanisław pomyślał: on przecież nawet pozy nie zmienił od tam- tej pory, dziwne