They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Zapłonął gniewem uzurpator, równocześnie zaś lęk go ogarnął przed zemstą królewicza. Rozkazał przeto sprowadzić go na zamek żywym lub umarłym i wyznaczył wysoką nagrodę za jego głowę. Ajpytos wyrósł tymczasem na pięknego młodzieńca. Nikt spośród jeg° arkadyjskich rówieśników nie umiał tak władać włócznią i mieczem jak ten królewicz bez ziemi. Jedynym jego pragnieniem była zemsta. Nią żył, o nfcl marzył dniem i nocą. Pewnej nocy opuścił potajemnie zamczysko dziada, dosiadł ulubionego 174 rurnaka i popędził przez góry i doliny do Messenii, do Steniklaru, tam gdzie żyła jego matka u boku tyrana, mordercy Kresfonta. Śmiało wkroczył Ajpytos na dziedziniec zamkowy. Nikt go tu nie znał, bo dzieckiem był nieletnim, gdy go stąd wywieźli zaufani słudzy królowej. Kiedy stanął przed tronem ojcowskim, serce zabiło mu żywiej w piersiach, bo oto obok Polifonta ujrzał swą matkę Merope. Siłą woli stłumił wzruszenie i jasnym głosem rzekł: — Królu! Słyszałem, że wyznaczyłeś nagrodę temu, kto ci przyniesie głowę Ajpytosa, Kresfontydy. Mnie ją zatem przyznaj, albowiem ja znam Ajpytosa i wiem, gdzie przebywa. — Uradowałeś mnie tą wieścią, młodzieńcze — rzecze tyran — za dni kilka mają się odbyć wielkie łowy i uczta. Wtedy uświetnisz mą biesiadę przynosząc głowę Ajpyta. Zasiądziesz w nagrodę u mego królewskiego stołu i otrzymasz z mego skarbca tyle złota, że nigdy nie zaznasz biedy. Królowa z zamarłym sercem przysłuchiwała się rozmowie, drżąc z lęku 0 życie syna. Wróciwszy do swych komnat posłała po starego pasterza, jednego z tych wiernych swoich sług, którzy ongi ratowali Ajpytosa podczas strasznej nocy morderstwa. Kiedy starzec stanął przed nią, opowiedziała mu o zjawieniu się nieznajomego na dworze i jego rozmowie z Polifontem. — Jeśli nie wygasło w twej duszy przywiązanie do twego króla i do jego rodu, śpiesz teraz do Arkadii na zamek mego ojca i ostrzeż Ajpytosa. Powiedz mu, żeby czekał ode mnie znaku, być może niedaleka jest chwila, kiedy będzie mógł pochwycić miecz i stanąć na czele mego ludu zbuntowanego przeciw tyranowi. I wracaj jak najrychlej, będę czekała wieści o królewiczu w trwodze 1 niepokoju. Pokłonił się wierny sługa królowej i ruszył w góry, by sobie tylko wiadomymi ścieżkami przekraść się do stolicy Arkadii. Kiedy dotarł na zamek i stanął Przed obliczem starego króla Kypselosa mówiąc, że przychodzi od królowej Merope z ostrzeżeniem dla Ajpytosa, którego chcą porwać zbiry, by uzyskać cenną nagrodę za jego głowę, Kypselos drżącym głosem zawołał: — Więc się stało! Przecież od kilku dni szukamy go wszyscy. Zniknął 2 zamku, ślad wszelki po nim zaginął. Przychodzisz za późno. Więc i tego mego kochanego wnuka los mi zabiera! Kiedy wierny pasterz wrócił do Steniklaru i powiedział królowej o zniknię-c'u Ajpytosa, nieszczęsna matka wpadła w rozpacz. — Bogowie, czym zasłużyłam na wasz gniew, czemu nie zostawiliście i tego ostatniego, mściciela ojcowskiej krwi! Biada mi! — jęczała zalana karni. 175 — Królowo — rzekł jej starzec — racz uciszyć twój żal, może nie wszystko stracone. Może królewicz jeszcze żyje. Przecież uczta ma się odbyć jutro. Jutro ma ten cudzoziemiec przynieść .głowę Ajpytosa. Wiele, wiele rzeczy może się wydarzyć do jutra. Twój syn musi być gdzieś blisko w Steniklarze, pewnie ukrył go ten zbój niedaleko zamku, kiedy tak spokojnie sobie dotąd siedzi i po-pija wino z królem Polifontem, pewny, że zdąży pochwycić miecz mordercy i otrzymać złoto za niewinnie przelaną krew ostatniego Kresfontydy. Ale póki życie kołace się w mych starych kościach, nie dopuszczę do tego, zabiję własnymi rękami tego łotra. Nadzieja wstąpiła w serce królowej. A może ten starzec mówi prawdę? Może żyje Ajpytos gdzieś ukryty przed okiem ludzkim, związany przez tego podłego łotra, który czeka tylko odpowiedniej chwili, żeby go zabić i uzyskać nagrodę z rąk Polifonta? Bogowie! Nie wolno do tego dopuścić! Ten człowiek musi zginąć! Merope wyprostowała swą królewską postać, w jej oczach błysnęło twarde postanowienie. — Starcze, oto sztylet. Chodź ze mną. I powiodła pasterza poprzez ciemne krużganki zamczyska, aż stanęła przed komnatą, w której spał nieznajomy. Drżącą ręką uchyliła zasłony. Doleciał ją równy, spokojny oddech śpiącego. To morderca jej syna, nie wolno jej się wahać! Bogowie, ale czemu tak dziko bije serce, czemu żal dziwny ściskają za gardło? Ten młody zbrodniarz taką wdzięczną ma twarz, spokojną i łagodną. Bogowie, dlaczego wlaliście okrutną duszę w to piękne ciało? Lecz nie czas na rozmyślanie. Każda chwila jest droga. Ona musi ratować Ajpytosa. Już sługa wznosił topór nad głową młodzieńca, gdy nagle promień Seleny rozświetlił twarz śpiącego. Topór zadrżał w dłoni starca. Drżącymi wargami wyszeptał — Bogowie!... — Dzeusie — szepce królowa-matka. Czy to być może? Czyżby to miafe być prawda? To znamię za uchem! Tak, nie myli się, matka nie może się myli* To on, Ajpytos, jej syn rodzony. Teraz go poznaje. Wtedy w półmroku sali biesiadnej nie mogła mu się dobrze przyjrzeć. O bogowie! Dzięki niech będ$ wam nieśmiertelni, że nie dopuściliście do zbrodni, jakiej nie widział świat.ł I Merope z łkaniem radości rzuciła się w ramiona cudem odnalezione*?0 syna