They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Józek czuje znowu, jak krew łomocze mu w skroniach, a serce rozszerza się jak wówczas, gdy słuchał z rana pana z zieloną wstążeczką, tylko jednocześnie - zupełnie inaczej. 39 się między nimi bandyta albo oszust znajdzie. A weź tylko gazetę do ręki, to zobaczysz, że się znajdzie. - Ale sam przecież powiedziałeś panu Stachowi, że Żydy są złodzieje i zawsze tylko czekają, żeby katolika oszwabić! - mówi Kazik. - To jest prawda... - przyznaje zmieszany Janek. - To jest prawda... Ale... są przecież inni! - Tak! - zgadzają się pośpiesznie chłopcy. - Nawet zupełnie inni! - Można nawet powiedzieć - niepodobni do Żydów! No. a do kogo podobni? - rzuca szydersko. niespodzianie dla samego siebie Józek. - Do kogo jest podobny Piotruś? - Jak to ,,do kogo"? - dziwi się Franek. - No... do Polaków. - A czy ty między Polakami masz dużo Piotrusiów? Więc skąd ty możesz wiedzieć, że na przykład jakiś Żyd nie powie na pana Stacha: ,.To jest zupełnie inny Polak. On nawet nie jest podobny do Polaka. On jest zupełnie jak Żyd"? - Także coś! Widzisz go, jaki się żydowski przyjaciel znalazł! A Józek mówi tym samym szyderskim tonem: - Nie zapomnijcie tylko Piotrusiowi wstążeczek pokazać - ucieszy się bardzo i zaraz z wami poleci do świetlicy! - A ty nie zapomnij pyska zamknąć, bo ci go inni przymkną! - słyszy życzliwą odpowiedź. Ale po drodze nieznacznie i niepostrzeżenie zielone kokardki znikają jedna po drugiej. Na jakimś rogu mały żydowski chłopczyk płacze głośno. Z nosa idzie mu krew, którą rozmazuje rękawem po całej twarzy, a obok niego leży wdeptany w błoto chleb. Józkowi przypomina się Salek. On także wraca zwykle o tej porze z chlebem dla matki. Gdzie jest właściwie ten Salek? Nie widzieli go dziś od rana. I znowu czuje to samo szarpnięcie obawy. Widocznie tak jakoś, sam nie wiedząc kiedy, polubił tego Żydziaka. I znowu jakby bez udziału swej woli, niespodziewanie dla samego siebie pyta malca: - Kto cię tak urządził, co? Chłopiec zaczyna coś szwargotać w żargonie, zachłystując się łzami, ale nagle podnosi oczy na Józka i na skupioną wokół niego gromadkę, z okrzykiem przerażenia zasl lnia się ręką jakby przed uderzeniem i rzuca się do ucieczki. 38 - A to durny! - mówi ze złością Józek i chłopcy idą w milczeniu dalej. Głośno turkocząc toczy się powoli po bruku dorożka. Dwóch ludzi podtrzymuje trzeciego, którego głowa obwiązana jest białym bandażem. Dorożka znika na zakręcie. - To jakiegoś akademika tak poharatali - objaśnia ktoś kilku zebranym gapiom. - Podobno wlazł między polską i żydowską bojówkę i chciał do zgody namawiać! - Ale że miał odwagę, to miał! - opowiada jakaś starsza kobiecina. - Tu stoją, moja pani, jedne, a tu jakby drugie z pałkami, a ten wlazł między nich sam jeden bez broni. Nie nosił kapelusza, a głowę to miał taką jak święty Jerzy na obrazie! - Nie plotłabyś, pani! Zdaje się, że to był Żyd! - Żyd czy nie Żyd - dobrze mu tak! Niech nie pcha nosa między drzwi. Józek czuje znowu, jak krew łomocze mu w skroniach, a serce rozszerza się jak wówczas, gdy słuchał z rana pana z zieloną wstążeczką, tylko jednocześnie - zupełnie inaczej. 39 „To jest właśnie ta sprawa, o której mówiła panna Ela" - myśli w nagłym olśnieniu zrozumienia. Ta ich „sprawa"! Sam jeden. Przeciw wszystkim. Nie z gromadą, tylko - z Prawdą! A potem, nie wiadomo dlaczego, przypomina sobie to, co pan Stach opowiadał kilka dni temu o Galileuszu*. Jakże to on wołał, sam jeden ze swoją Prawdą wobec przemocy? A jednak się rusza! J jednak się rusza! A potem nagle obraz tego rannego w dorożce i straszliwy, podnoszący włosy lęk. - Piotruś! - krzyknął. Chłopcy! Przecież to musiał być Piotruś! Biec za dorożką nie ma sensu! Trzeba do niego do domu! Jak najprędzej ! I znowu chłopcy biegną, ile sił i tchu starczy! Co za straszny dzień! Ale oto już brama domu Piotrusia. Dozorca próbuje im zagrodzić drogę: - A to co znowu?! Dokąd to?! Odpychają go bez ceremonii i pędzą na górę całą gromadą, aż schody dudnią. Józek jest pierwszy. Drżącą ręką puka do drzwi. Ale z zewnątrz nikt się nie odzywa. Wtedy Józek puka mocniej i jeszcze mocniej, a wreszcie w śmiertelnym przerażeniu poczyna walić w nie pięściami, nogami, jak się da. - Kto tam?! - Drzwi roztwierają się i staje w nich cały i zdrowy pan Piotruś. I oto sam nie wiedząc, jak do tego przyszło (bo przecież nie przywykł do takich czułości), Józek zawisł na jego szyi, a ramiona pana Piotrusia objęły go mocnym, braterskim uściskiem. Ale po chwili odepchnięty przez innych już odleciał w bok i pan Piotruś znalazł się na schodach w stłoczonej wokół niego gromadzie ściskających go chłopców. Nie mówił nic. Ani słowa