Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Zdumienie przerosło ich oczekiwania, gdy zobaczyli zastępy Teokraty, które tak sprawnie i szybko przegrupowały się. Wydawało się, że wszystkie demony i wojownicy na Ziemi połączyli się pod jednym sztandarem Jagreena Lerna. Nad armią wisiały ciemne chmury. Nawet wywołane nadprzyrodzonym sposobem błyskawice, szalejące nad równiną, nie rozjaśniały tego mroku. W to pełne hałasu zgromadzenie wdarł się oddział smoków. Pododdział Jagreena Lerna natychmiast zauważyli, gdyż powiewał nad nim jego sztandar. Innymi zastępami dowodzili Książęta z Piekieł: Malohin, Zhortra, Xiombarg i kilku jeszcze. Elryk zauważył również trzech najpotężniejszych Władców Chaosu, przyćmiewających całą resztę. Byli to Chardros Żniwiarz o wielkiej głowie, z wygiętą kosą w ręku, Mabelode Beztwarzy, którego oblicze zawsze pozostawało w cieniu, bez względu na to, z jakiej strony się nań patrzyło, i Slotar Stary, szczupły i piękny, uważany za jednego z najstarszych Bogów. Stanowili oni siłę, z jaką tysiąc potężnych czarowników miałoby trudności się uporać, a sama myśl o ataku wydawała się czystym szaleństwem. Elryk nie zaprzątał sobie głowy takimi myślami, ponieważ miał zamiar doprowadzić swoje postanowienie do końca, pomimo iż każde działanie przybliżało jego ostatnią godzinę. Mieli przewagę atakując z powietrza. Ale będzie to przewaga dopóty, dopóki nie wyczerpie się zapas smoczego jadu. Gdy to nastąpi, będą musieli zejść niżej. Na tę chwilę Elrykowi przydałoby się dużo energii, a tej na razie nie miał wcale. Smoki zaatakowały. Strzeliły ognistym jadem w kierunku zastępów Chaosu. W normalnych warunkach żadna armia nie miała szans w walce z taką bronią, ale chronione przez magię Zło było w stanie skierować dużą cześć jadu w inną stronę. Wydzielina smoków spływała jak po jakiejś niewidzialnej kopule, tracąc zapalne właściwości. Jednak część jadu dotarła do celu i setki wojowników stanęły w płomieniach. Raz za razem smoki opadały nad wojsko i wznosiły się w niebo. Elryk chwiał się w siodle. Półprzytomny, z każdym następnym atakiem coraz mniej orientował się w sytuacji. Wzrok miał zamglony, a na dodatek z ziemi unosił się gryzący dym. W rękach żołnierzy zabłysły lance, powoli pożeglowały w powietrze. Jak bursztynowe pioruny, włócznie Chaosu uderzyły w smoki. Ugodzone bestie z rykiem spadały na ziemię, gdzie konały w konwulsjach. Smoczy rumak Elryka zniżał się coraz bardziej nad kolumną dowodzoną przez samego Jagreena Lerna. Melnibonéanin zauważył Teokratę, który siedział na upiornym odrażającym koniu i wywijał mieczem. Na jego twarzy widniał szyderczy uśmiech. Albinos ledwie dosłyszał słowa. - Żegnaj, Elryku, to jest nasze ostatnie spotkanie, dziś bowiem pochłonie cię Otchłań! Melnibonéanin pochylił się do przodu i szepnął do ucha smoka: - To ten, bracie, to ten! Z potwornym rykiem Płomienny Kieł bluznął jadem w kierunku śmiejącego się Teokraty. Wydawało się, że Jagreen Leni powinien spłonąć na popiół. Jednak, gdy jad już prawie go dosięgał, rozprysnął się na wszystkie strony. Zaledwie kilka kropel spadło na żołnierzy, podpalając ich ubrania i ciała. Nie przestawszy się śmiać, Jagreen Lern wypuścił w stronę Elryka bursztynową włócznię, która pojawiła się w jego ręku. Z wysiłkiem albinos wysunął Tarczę by osłonić się przed uderzeniem. Cios był tak potężny, że Melnibonéanina odrzuciło do tyłu. Prawy rzemień pękł i człowiek zawisł nagle na boku smoka. Przed upadkiem uchronił go drugi rzemień. Wdrapał się z powrotem na siodło i schował za Tarczą, która odpierała zaciekłe ataki nadprzyrodzonych sił. Płomienny Kieł również znajdował się pod osłoną Tarczy, lecz jak długo mogła wytrzymać nawet tak potężna ochrona? Wydawało mu się, że atak trwał wieczność, lecz w końcu Płomienny Kieł zatrzepotał skrzydłami i wzniósł ich wysoko w górę. Elryk umierał. Z każdą minutą opuszczały go siły życiowe, jak gdyby był starcem na łożu śmierci. - Nie mogę umrzeć - wybełkotał. - Nie wolno mi umrzeć. Czy nie ma wyjścia z tej sytuacji? Wydawało się, że Płomienny Kieł usłyszał słowa swego jeźdźca. Przez chwilę nic się nie działo, lecz nagle smok jak strzała pomknął ku ziemi. Zniżył się tuż nad wrogimi wojskami i wylądował na niestabilnym gruncie. Ze złożonymi skrzydłami oczekiwał na grupę żołnierzy, którzy, spostrzegłszy ich, rzucili się ku nim z rykiem. - Co ty zrobiłeś, Płomienny Kle? Czy na niczym już nie można polegać? Oddałeś mnie w ręce wroga! - wyrzucił z siebie Elryk. Osłonił się Tarczą przed włócznią pierwszego napastnika, który przejechał obok niego, szczerząc zęby w uśmiechu, ponieważ wyczuwał słabość Władcy Smoków. Z niesamowitym wysiłkiem Elryk wyciągnął miecz. Zrobił to w samą porę, gdyż z obu stron atakowali go już następni żołnierze. Podniósł miecz do uderzenia, lecz Zwiastun Burzy przejął od niego kontrolę i ciął jeźdźca w ramię. Melnibonéanin natychmiast poczuł się troszeczkę silniejszy i pojął, że smok i miecz porozumiały się między sobą i zrobiły to, czego potrzebował by odzyskać potrzebną energię. Jednak miecz zatrzymał dla siebie znaczną część witalności napastnika. Musiała być ku temu przyczyna i albinos poznał ją po chwili. Miecz runiczny przejął całą inicjatywę i kierował ręką swojego pana. Tym sposobem kilku następnych jeźdźców oddało dusze. Elryk uśmiechnął się, czując napływającą do jego ciała energie. Poprawił mu się wzrok i reakcje powróciły do normy. Teraz on sam prowadził atak na resztę oddziału. Gdy niedobitki zaczęły uciekać w kierunku głównych sił, Płomienny Kieł wzbił się do góry. Albinos nie zwracał już na nich uwagi, gdyż posiadł energię ponad tuzina wojowników i to mu wystarczyło. - W górę, Kle! Wznieś się do góry. Poszukamy teraz potężniejszych wrogów! Posłuszny rozkazom, smok machnął skrzydłami i wzniósłszy się w powietrze, zataczał kręgi nad wrogą armią. Elryk wylądował w samym środku oddziału dowodzonego przez Xiombarga. Rzucił się na zastępy diabelskich wojowników. Odporny na wszelkie ataki ciał i rąbał, cokolwiek spotkał na swojej drodze. Wraz z przypływem energii rosła również zaciętość bojowa albinosa. Był jak klin, który wcinał się coraz głębiej i głębiej w nieprzyjacielskie szeregi, aż w końcu dotarł do samego dowódcy. Xiombarg przybrał na Ziemi postać szczupłej, ciemnowłosej kobiety. Elryka nie zmyliły kobiece kształty