They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Nigdy nie było między nami nienawiści ani rozlewu krwi. - Nie zamierzam doprowadzać do rozlewu krwi, Karalu. Chcę po prostu poznać fakty. - W tym właśnie rzecz, panie. Nie jestem już takim miłośnikiem faktów jak niegdyś. One czasami kąsają. - Oczy rzecznika wpatrywały się w Milesa z napięciem. Ten człowiek gotów był zrobić wszystko, poza staniem na głowie i wejściem do klatki z dzikimi zwierzętami, a i to tylko z powodu braku jednej ręki, by odwieść Milesa od śledztwa. Jak daleko będzie sięgał jego opór? - Silvy Vale nie otrzyma pozwolenia na swój własny Czas Izolacji - powiedział Miles ostrzegawczo. - Sprawiedliwość jest taka sama dla wszystkich. Nawet jeśli są mali. I słabi. I coś jest z nimi nie w porządku. I nie mogą mówić sami w swoim imieniu, rzeczniku! Karal łapał ustami powietrze jak ryba. Najwyraźniej zrozumiał aluzję. Odwrócił się i podreptał drogą. Pym ruszył za nim, czujnie rozglądając się na boki, z jedną ręką na kaburze. Czekali i pili herbatę. Miles spacerował po chacie, przyglądał się sprzętom, ale niczego nie dotykał. Kominek służył jednocześnie za kuchnię. Obok stała poobijana umywalka, napełniana wodą ręcznie z zakrytego wiadra ustawionego obok, ale opróżniana rurą ściekową, wychodzącą na ganek, a potem łączącą się ze strumieniem spływającym z koryta. Drugi pokój był sypialnią, stało tam podwójne łóżko i skrzynia. A jeszcze trzy posłania rozścielono na poddaszu. Najwyraźniej chłopiec, którego widział wcześniej, miał braci. Było tam niewiele miejsca, ale izba wyglądała na zamiecioną i posprzątaną, rzeczy leżały poskładane lub odwieszone. W pokoju na dole, na bocznym stoliku stał odbiornik radiowy - własność rządowa - a obok drugi, starszy model wojskowy, rozbebeszony jakby coś w nim wymieniano. W wysuniętej szufladzie Miles zobaczył pełno starych części, ale niestety wszystkie bardzo prymitywne. Najwyraźniej rzecznik Karal był również łącznikiem wioski ze światem, stawał się więc monopolistą, jeśli chodzi o informacje w obie strony. Odbierali zapewne stację z Hassadaru, może także nadawany z wysoką mocą kanał rządowy ze stolicy. Oczywiście nie mieli tu żadnych innych urządzeń elektrycznych. Te z wmontowanymi zasilaczami energii były kosztowne ze względu na wysoce precyzyjną technologię konieczną przy ich produkcji. Tutaj też dotrą, za jakiś czas. Niektóre małe społeczności, ale ważne z punktu widzenia ekonomii, już je miały. Silvy Vale najwyraźniej była ciągle na takim poziomie egzystencji, że dostawała tylko to, co pozostawało po innych. Gdyby tylko miasto Vorkosiganów Vashnoi nie zostało starte z powierzchni ziemi przez atak atomowy Cetagandan, cały dystrykt byłby o lata do przodu, jeśli chodzi o poziom techniczny. Miles wyszedł na ganek i przechylił się przez poręcz. Wrócił syn Karala. Na końcu wysprzątanego podwórka stała spętana Gruba Beksa. Uszy położyła po sobie i rżała z rozkoszy, kiedy uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak energicznie drapał ją pod kantarem. W chwili gdy dzieciak poczuł na sobie wzrok Milesa, odskoczył lękliwie i zniknął w krzakach. - Aha - mruknął do siebie Miles. W tej chwili podszedł do niego doktor Dea. - Nie ma ich już dość długo. Naszykować serum, które nakłoni naszego podejrzanego do opowiedzenia nam prawdy? - Nie, sądzę raczej, że będzie nam potrzebny zestaw do sekcji. Dea spojrzał na niego ostro. - Myślałem, że wysłałeś panie Pyma, by dopomógł w aresztowaniu. - Nie można aresztować kogoś, kogo nie ma. Czy jesteś hazardzistą, doktorze? Założę się o markę, że wrócą bez Csurika. Nie, poczekaj... może się mylę. Mam nadzieję, że się mylę. Widzę trzy sylwetki... Drogą nadchodzili Karal, Pym i jeszcze jeden mężczyzna. Ten trzeci był młody, potężnie zbudowany, o dużych dłoniach i byczym karku. Miał marsowy wyraz twarzy. - Harro - zawołał Miles - czy to jest twój mąż? - Wyglądał właśnie tak, jak go sobie Miles wyobraził. A czterech braci takich samych jak on, tylko większych, to pewne... Harra spojrzała nad ramieniem Milesa. Wyrwało jej się westchnienie. - Nie, panie. To jest Alex, zastępca rzecznika. - Och - usta Milesa skrzywiły się w niemym zawodzie. No cóż, musiał dać im szansę załatwienia tego jak najprościej. Karal stanął przed nim i rozpoczął pokrętne tłumaczenie, dlaczego wrócił z pustymi rękami. Miles uciszył go zmarszczeniem brwi. - Pym? - Zniknął, panie - odparł Pym lakonicznie. - Prawie na pewno ostrzeżony. - Zgadzam się. - Miles spojrzał krzywo na Karala, który roztropnie nie odzywał się więcej. Najpierw fakty. Potem się zastanowi, jakiej siły użyć, by skłonić zbiegłego do powrotu. - Harro, jak daleko jest stąd do miejsca pochówku? - To w dole doliny, tam gdzie wypływa strumień. Jakieś dwa kilometry stąd. - Weź swe przyrządy, doktorze, przejdziemy się. Karalu, naszykuj szpadel. - Panie, przecież nie musimy niepokoić zmarłych - zaczął Karal. - Ależ musimy. W protokole, który otrzymałem z biura sędziego, jest miejsce na wynik sekcji. A właśnie sędziemu muszę złożyć swój raport po powrocie do Vorkosigan Surleau. I mam pozwolenie najbliższej rodziny, prawda, Harro? Kiwnęła głową w milczeniu. - Mam też dwóch wymaganych świadków, ciebie i twojego goryla pomyślał, lecz powiedział - zastępcę, doktora, oraz światło dnia, jeśli nie będziesz się tu z nami wykłócał aż do zmierzchu. Potrzebujemy tylko łopaty. Chyba że wolisz kopać własnymi rękami, Karalu. - Choć głos Milesa pozornie nic nie wyrażał, czaiła się w nim groźba. Łysa głowa Karala opadła na pierś, wyraźnie był zafrasowany. - Ale... ale to ojciec jest według prawa najbliższą rodziną, jeśli żyje, a ty, panie, nie masz jego..