They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Zdała też sobie sprawę, że nie wie nawet, czy Shota jest w swoim domostwie. Ona i Richard ostatni raz widzieli wiedźmę w wiosce Błotnych Ludzi. Wtedy przegnał ją z jej siedziby czarodziej zaprzedany Opiekunowi. Może wiedźmy wcale tu nie było. Nie, przecież Nadine ją odwiedziła. Shota tu była. Kahlan zrobiła kolejny krok. Coś złapało kostkę dziewczyny i zwaliło ją z nóg. Upadła na plecy z głuchym łupnięciem. Ciemna, ciężka postać skoczyła jej na pierś, pozbawiając tchu. Spomiędzy ostrych zębów, pokrytych szarawą gąbczastą papką, wydobył się cuchnący oddech i syk. - Śliczna panienka. Kahlan z trudem łapała oddech. - Samuel! Złaź ze mnie! Krzepkie paluchy ścisnęły jej lewą pierś. Bezkrwiste wargi rozciągnęły się w złośliwym uśmiechu. - Może Samuel zje śliczną panienkę. Kahlan wcisnęła czubek kościanego noża w fałdy skóry na karku Samuela. Złapała jeden z jego długich palców i tak długo odginała do tyłu, aż stwór zaskowyczał i puścił jej pierś. Dźgnęła go nożem w gardło. - A może nakarmię tobą stworzenia z tamtego bajorka. Co o tym myślisz? Mam ci poderżnąć gardło czy też wolisz zejść ze mnie? Bezwłosa, szara, pokryta plamami głowa cofnęła się. Na dziewczynę łypnęły nienawistnie żółte niczym dwie latarnie w nikłym świetle ślepia. Potwór ostrożnie stoczył się na bok i pozwolił się jej podnieść. Kahlan wciąż celowała w niego kościanym nożem. Do woskowatej skóry Samuela przylgnęły zeschłe liście i leśne szczątki. Uniósł długie ramię i wskazał w ciemnawą mgłę. - - Pani chce ciebie. - - Skąd wie, że tu jestem? Groteskowa twarz wykrzywiła się w uśmiechu. Posykiwał. - - Pani wszystko wie. Idź za Samuelem. - Odtoczył się kilka kroków, zatrzymał i obejrzał przez ramię. - Jak pani z tobą skończy, to Samuel cię zje. - - Może mam dla Shoty coś, czego się nie spodziewa. Tym razem popełniła błąd. Kiedy z nią skończę, możesz już nie mieć pani. Przysadzisty stwór patrzył na nią, zastanawiał się. Skurczył bezkrwiste wargi i zasyczał. - Twoja pani czeka. Ruszajmy - ponagliła go. Krępa, bezwłosa postać o długich ramionach ruszyła w końcu przez las. Unikał niebezpieczeństw, których Kahlan nie dostrzegała, i niechętnie pokazywał, co ma ominąć. Wyciągały się po nią pnącza, które obchodził, ale była za daleko, by mogły ją dosięgnąć. Korzenie, które Samuel omijał łukiem, usiłowały owinąć się wokół kostek Kahlan. Niska postać, ubrana tylko w podtrzymywane szelkami portki, oglądała się od czasu do czasu przez ramię, upewniając, że Kahlan podąża za nią. Kilka razy Samuel wybuchnął swoim osobliwym, bulgoczącym śmiechem. Po pewnym czasie weszli na jakiś trakt i wkrótce blask przebijający się przez splątaną masę gałęzi zaczął przybierać na sile. Kahlan szła za odpychającym stworem. W końcu dotarli na skraj mrocznego lasu będący zarazem skrajem przepaści. Daleko w dole leżała zielona dolina, w której mieszkała wiedźma. Niepokoju Kahlannie uśmierzyła nawet świadomość, że było to jedno z najpiękniejszych miejsc w całych Midlandach. Kotlinę otaczały potężne, wznoszące się niemal pionowo górskie szczyty. Zaczynające się zielenić drzewa kołysały się w powiewach łagodnego porannego wiatru. Na pierwszy rzut oka zejście z pionowego urwiska wydawało się niemożliwe, lecz dziewczyna była tu już wcześniej i pamiętała, że w skale wycięto stopnie. Samuel poprowadził ją przez gąszcz krzaków, drzew i porośniętych paprociami głazów do miejsca, którego bez niego raczej by nie znalazła. Ukryty za skałami, drzewami, paprociami i pnączami trakt wiódł na skraj przepaści i ku schodom prowadzącym w dół urwiska. - - Pani. - Samuel wskazał w dół, ku dolinie. - - Wiem. Prowadź. Poszła za Samuelem w dół urwiska. Część trasy stanowiła wąska ścieżka, lecz większość - tysiące wykutych w urwistej skale stopni. Schody wiły się i schodziły w dół, czasami zawracając spiralą w górę. Daleko w dole, pośrodku kotliny, wśród strumieni, wysokich drzew i falistych pól, wznosił się wdzięczny pałac Shoty. Na wieżach i wieżyczkach, jakby zapowiadając świąteczny dzień, powiewały barwne chorągwie. Kahlan słyszała, jak łopoczą na wietrze. Nie dostrzegała jednak wspaniałości pałacu. Dla niej był to środek pajęczyny, w którym czyhało zagrożenie. Zagrożenie dla Richarda. Samuel gnał po schodach, uradowany, że wraca pod opiekuńcze skrzydła swej pani, i bez wątpienia rozmyślał, jaką by tu potrawkę ugotować z Kahlan, kiedy ta z nią skończy. Kahlan z kolei ledwo dostrzegała pełne nienawiści spojrzenia wielkich żółtych ślepi. I ona zatraciła się w świecie nienawiści. Shota chciała skrzywdzić Richarda. To była najważniejsza, kluczowa myśl dziewczyny. Wiedźma chciała pozbawić Richarda szczęścia. Chciała, żeby Richard cierpiał. Kahlan czuła, jak narasta w niej gniewna moc, gotowa na jej rozkaz wyeliminować to zagrożenie. Nareszcie znalazła sposób pokonania Shoty. Wiedźma nie mogła obronić się przed magią subtraktywną. Owa magia pokona wszelkie jej osłony. Kahlan znalazła drogę. Znalazła przejście przez chroniący jej magię labirynt, przejście, które wiodło do samego jądra mocy. Tę stronę jej magii chroniły przykazania określające zasady jej użycia. Ale i tu - jak w chronionej przez osłony Wieży Czarodzieja - można się było przemknąć pośród nich. Dziewczyna odkryła sposób przejścia przez wieżę, a teraz wymyśliła usprawiedliwienie, które pozwoliło prześliznąć się przez labirynt uzasadnień zakazujących posługiwania się ową magią. Obudziła starożytną magiczną moc, niszczącą potęgę. Czuła, jak owa moc wzbiera w niej, jak wpływa w jej ramiona