Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jakim cudem choćby tylko jedna dziewczynka mogła być uznana za sul'dam, skoro była damane? A jednak Bethamin tkwiła w tej piwnicy unieruchomiona przez a'dam niczym na kotwicy. Jedna rzecz nie ulegała wątpliwości. Wynikające z tego wszystkiego wnioski były potencjalnie śmiertelnie groźne. To dotyczyło Krwi i Słuchaczy. Może nawet Kryształowego Tronu. Czyżby Czcigodna Suroth ośmieliła się ukryć przed Cesarzową taką wiedzę? Zwykły kapitan statku mógł umrzeć w przeraźliwym krzyku za niestosowny grymas w takim towarzystwie albo stać się własnością za sprawą czyjegoś kaprysu. Musiała dowiedzieć się czegoś więcej, jeśli miała nadzieję uniknąć Śmierci Dziesięciu Tysięcy Lat. Przede wszystkim to oznaczało wyrzucanie jeszcze większych pieniędzy na Gelba i innych obrotnych próżniaków jego pokroju, szukanie następnych sul'dam i sprawdzanie, czy a'dam je unieruchomi. A potem... Potem pożegluje pośród nieoznaczonych raf bez pilota na dziobie. Musnęła dłonią kuszę, która wciąż leżała tam, gdzie ją zostawiła, z nasadzonym śmiercionośnym bełtem, i zrozumiała, że jeszcze jedno jest pewne. Nie pozwoli, by Słuchacze ją zabili. I to tylko po to, by dopomóc Czcigodnej Suroth w dochowaniu tajemnicy. Być może w ogóle bez powodu. Ta myśl tak blisko ocierała się o zdradę, że aż wywoływała ciarki, ale nie dawała się przegnać. ROZDZIAŁ 8 KIELICH WINA Kiedy Elayne wyszła na pokład z dobytkiem spakowanym w zgrabny tobołek, tarcza zachodzącego słońca ledwie muskała wody u wejścia do portu Tanchico; wiązano właśnie ostatnie, grube cumy, którymi przymocowano "Tańczącego po Falach" do otoczonego statkami doku, jednego z wielu przy tym wysuniętym najdalej na zachód półwyspie miasta. Część załogi zwijała ostatnie żagle. Za długimi nabrzeżami, na wzgórzach wznosiło się Tanchico, połyskujące bielą, pełne kopuł i iglic, roziskrzone wypolerowanymi wiatrowskazami na dachach. Na północy, w odległości około mili, wypatrzyła wysokie, zaokrąglone mury, Wielki Krąg, o ile dobrze zapamiętała. Zarzuciła tobołek na to samo ramię, na którym wisiał już skórzany zwój i podeszła do kładki, przy której stała Nynaeve razem z Coine i Jorin. Dziwnie jakoś oglądało się obie siostry znowu całkowicie ubrane w jaskrawe, brokatowe bluzy, dopasowane do szerokich spodni. Kolczyki, a nawet kółka w nosie, do których zdążyła przywyknąć, oraz cienkie, złote łańcuszki na ogorzałych policzkach obu kobiet, nie wywoływały już mimowolnego grymasu. Thom i Juilin stali oddzielnie ze swymi tobołkami, nie kryjąc ponurego nastroju. Nynaeve miała rację. Gdy przed dwoma dniami zapoznały ich z prawdziwym celem podróży lub przynajmniej z jego częścią, próbowali oponować. Obaj zdawali się powątpiewać, że dwie młode kobiety posiadają należyte kompetencje - kompetencje! - do szukania Czarnych Ajah. Groźba Nynaeve, że każe ich przenieść na firmy statek Ludu Morza, płynący w przeciwną stronę, zdusiła ich protesty w zarodku. No, przynajmniej wówczas, gdy Toran oraz kilkunastu członków załogi wyrazili gotowość wsadzenia ich do łódki bez żagla. Elayne przyjrzała się im badawczo. Chmurne twarze oznaczały bunt; ci dwaj mieli im jeszcze przysporzyć dodatkowych kłopotów. - Dokąd się teraz udajecie, Coine? - pytała właśnie Nynaeve, kiedy Elayne do nich podeszła. - Do Dantory i Aile Jafar - odparła Mistrzyni Żeglugi - a potem do Cantorin i Aile Somera szerzyć wieści o Coramoorze, jeśli to miłe Światłości. Ale muszę pozwolić Toranowi, by tu dokonał wymiany, bo inaczej go rozsadzi. Jej mąż zszedł właśnie na przystań bez tych dziwnych, oprawionych w drut soczewek, z nagim torsem, obwieszony kolczykami, i z przejęciem dyskutował o czymś z ludźmi w workowatych, białych spodniach i kaftanach z wyhaftowanymi zakrętasami na rękawach. Wszyscy mieszkańcy Tanchico nosili ciemne, cylindryczne czapki, a na twarzach przezroczyste welony. Welony wyglądały niedorzecznie, zwłaszcza w przypadku mężczyzn z sumiastymi wąsami. - Oby Światłość zesłała wam bezpieczną podróż - żyezyła Nynaeve, poprawiając swe tobołki na plecach. - Jeśli dowiemy się, że może wam tu zagrażać jakieś niebezpieczeństwo, zanim podniesiecie żagle, wówczas przyślemy wiadomość. Coine i jej siostra wyglądały na niezwykle spokojne. Wieści o Czarnych Ajah nie wytrąciły ich raczej z równowagi. To Coramoor, Rand był ważny. Jorin ucałowała czubki swoich palców i przycisnęła je do warg Elayne