They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

W policji odwołano wszystkie urlopy, polecono funkcjonariuszom, by byli gotowi do akcji przez całą dobę... 121 WASZYNGTON D.C. (AP) - Decyzja prezydenta o wstrzymaniu operacji handlowych i zamrożeniu cen oraz płac spotkała się zarówno z atakami, jak i z poparciem... Moskwa, Madryt, Singapur, Brisbane, Bogota, Kair, Kijów - a potem: NASHYILLE TENN. (AP) - Wielebny Jake Billings, znany pastor ewangelicki, wezwał dziś do krucjaty „nawracania ludzi z przyszłości na drogę wiary w Chrystusa". Pastor wystosował wezwanie ze swojej kancelarii po tym, jak dowiedział się, że grupa uchodźców, którzy wyszli z nie istniejącego już tunelu w pobliżu Falls Church w Wirginii, odrzuciła posługę proponowaną im przez wielebnego doktora Angusa Windsora, wyświęconego kapłana z Waszyngtonu, podając jako powód fakt, iż ludzie z przyszłości odwrócili się plecami nie tylko do chrześcijaństwa, ale do wszystkich religii. „Przybyli do nas w poszukiwaniu pomocy - stwierdził wielebny Billings - ale pomoc, której od nas oczekują, nie jest tą pomocą, której im potrzeba. Zamiast pomagać im w przeniesieniu się w odleglejszą przeszłość, o co proszą, powinniśmy pomóc im wrócić na łono wiary chrystusowej. Uciekają z przyszłości, by ratować życie, ale wcześniej już utracili coś znacznie bardziej cennego od życia. Nie mam pojęcia, jak mogło dojść do tego, że odrzucili Chrystusa. Wiem natomiast, że naszym obowiązkiem jest wskazać im ponownie drogę pobożności i prawości. Wzywam zatem wszystkich chrześcijan, by połączyli się ze mną w modlitwie." Wilson odłożył długą wstęgę papieru i wrócił do biurka. Włączył lampę, podniósł słuchawkę i wcisnął przycisk centrali. - To ty, Jane? Nie poznałem twojego głosu. Mówi Steve. Czy mogłabyś połączyć mnie z Nashville, z wielebnym Ja- 122 ke'em Billingsem? Tak, Jane, wiem, która jest godzina. Prawdopodobnie położył się spać, będziemy więc musieli go po prostu obudzić. Nie, nie znam numeru. Dziękuję, Jane. Bardzo ci dziękuję. Zagłębił się w fotelu, mrucząc do siebie pod nosem. Kiedy w rozmowie z prezydentem wczesnym popołudniem padło nazwisko Jake'a Billingsa, obiecał, że skontaktuje się z nim, ale później wyleciało mu to z głowy. Zresztą kto, do diabła, mógł przypuszczać, że sprawy przybiorą taki obrót? Pomyślał o Windsorze. Tylko taki wścibski staruch, bezkompromisowy głupiec, mógł wyruszyć między uchodźców ze swym orędziem. Zaofiarował swe posługi, a kiedy utarto mu nosa, wrócił z wrzaskiem do dziennikarzy i opowiedział o wszystkim. „Chryste, tylko tego nam brakowało, żeby tacy Windso-rowie i Billingsowie z całego kraju wmieszali się w sprawę, zaczęli w przerażeniu wznosić ręce do nieba i nawoływać do krucjaty" - pomyślał. Posępnie stwierdził w duchu, że krucjata stanowiła ostatnią rzecz, jakiej im było trzeba. Sytuacja była wystarczająco zagmatwana bez udziału w tym całym galimatiasie gromady grzmiących z ambon kaznodziejów. Zadzwonił telefon i Wilson podniósł słuchawkę. - Wielebny Billings na linii - powiedziała Jane. - Halo! Czy to wielebny Billings? - Tak, niech cię Bóg błogosławi - odpowiedział mu głęboki, brzmiący uroczyście głos. - Czym mogę służyć? - Jake, tu Steve Wilson. - Wilson? Ach, tak, rzecznik prasowy. Powinienem się był domyślić, że to ty. Nie powiedziano mi, kto będzie rozmawiał. Poinformowano jedynie o telefonie z Białego Domu. „Łajdak - pomyślał Wilson. - Jest rozczarowany. Sądził, że będzie rozmawiał z nim prezydent". - Dawno się nie widzieliśmy, Jake - zaczął. - Owszem - odparł Billings. - Jak długo? Chyba z dziesięć lat. 123 - Raczej piętnaście. - Tak, masz rację. Czas leci... - Dzwonię do ciebie w sprawie tej krucjaty, do której nawołujesz. - Krucjaty? Ach, chodzi ci o nawracanie ludzi z przyszłości. Cieszę się, że dzwonisz. Będziemy potrzebowali wszelkiej pomocy. Uważam, że szczęśliwie się złożyło, iż przybyli właśnie do nas, bez względu na powody. Kiedy pomyślę o rasie ludzkiej, która za pięćset zaledwie lat ma odrzucić naszą dobrą, starą wiarę, wiarę, która pokrzepiała nas od tak wielu stuleci, zimny pot spływa mi po plecach. Tak się cieszę, że przyłączasz się do nas. Nie umiem nawet wyrazić, jak bardzo jestem rad.... - Ja nie przyłączam się do was, Jake. - Nie przyłączasz się? Czy to znaczy, że nie popierasz nas? - Nie, nie popieram. Właśnie to chciałem ci powiedzieć. Dzwonię specjalnie, by poprosić cię o odwołanie tej idiotycznej krucjaty. - Ależ ja nie mogę... - Owszem, możesz. Mamy i tak wystarczająco dużo kłopotów bez ogłaszania jakiejś tam głupiej krucjaty. Zrobisz naszemu państwu bardzo złą przysługę, jeśli będziesz obstawał przy swoim. Zetknęliśmy się z wieloma problemami i nie chcemy mieć ich więcej. Nie jest to jedna z tych sytuacji, w których Jake Billings może się wykazać swoją pobożnością. To sprawa życia i śmierci nie tylko dla uchodźców, ale dla nas wszystkich. - Zdaje się, Steve, że stosujesz niepotrzebnie wyolbrzymione argumenty. - Nawet jeśli tak - odparł Wilson - to tylko dlatego, że jestem zdumiony twoim postępowaniem. To bardzo ważna sprawa, Jake. Przed nami trudne zadanie: pomóc u-chodźcom cofnąć się w czasie, jak tego pragną, zanim ich obecność zrujnuje naszą gospodarkę. Przez cały ten czas będziemy pod krzyżowym ogniem, zarówno ze strony przemy- 124 słowców, jak i świata pracy, ludzi żyjących z zasiłków, a także polityków, którzy będą chcieli za wszelką cenę wykorzystać szansę zaatakowania nas. W tej sytuacji trudno nam będzie znieść jeszcze ataki z twojej strony. Pomyśl, jaką ci to robi różnicę. Nie masz do czynienia ze znaną ci sytuacją, ze współczesnymi ludźmi