They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

I będą ich popędzali raz-dwa jak na taśmie montażowej. - Chętnie bym sam się stąd wyniósł - rzekł Stark - tylko nie mam gdzie. - Za to stary Pete - powiedział Pete - będzie sobie siedział na różanym obłoku obfitości. Tam, w Stanach. - Zazdroszczę ci - powiedział Stark ponuro. - Ach, Boże, jak ja ci zazdroszczę. - Zamknij się! - rzekł do niego Warden. - Kawiarnie! - mówił Pete. - Koktajlbary! Eleganckie hotele, do których można zaprowadzić dziewczynkę! Dobre restauracje! Ja wiem, jak to jest. Byłem na poprzedniej wojnie. - Wyjeżdżasz właśnie w chwili, kiedy dawna kompania się kończy - powiedział Stark. - Nie będziesz już patrzał na jej koniec. - Powiedziałem, zamknij się, Stark! - rzekł Warden. - A wy będziecie sypiali na kamieniach! - krzyknął Pete. - Będziecie jedli zimne żarcie z kotła! I harowali przy stawianiu zasieków, aż wam się tyłki zapocą! - Wstał z pryczy. - Będziecie sobie mieszkali na plażach! - wrzasnął na nich. - I stali w ogonku po szklankę whisky czy kawałek dupy! Będziecie pierwszym oddziałem piechoty pod ogniem! Pierwszymi, których pchną na południe, kiedy się zabierzemy do tych parszywych wysp. Stał podany sztywno do przodu, strzelając w nich tymi słowami, ręce miał wyprostowane wzdłuż boków i przyciśnięte do krągłych jak u lalki bioder. Twarz nabiegła mu krwią. Kilka łez spłynęło mu po policzkach i kiedy tak stał pochylony, skapnęło na tępe, zaokrąglone noski jego fasowanych butów. - Będziecie żyli na beczce prochu, psiakrew! - krzyczał. - Beczce z lontem gotowym do wybuchu w momencie, kiedy ten kraj zacznie walczyć! Warden zerwał się z pryczy i pochwycił go obiema rękami, wciąż tak pochylonego, jakby urągał prawu ciężkości. - No dobrze, już dobrze, Pete. Usiądź. Napij się jeszcze. Posłuchajmy trochę muzyki. - Nic mi nie jest - odparł Pete zdławionym głosem. - Zdaje się, że mój entuzjazm przez chwilę był silniejszy ode mnie. Puść mnie. - Warden go puścił, a Pete usiadł na powrót. - Gdzie moja whisky? - Masz - powiedział Warden podając mu kubek polowy pełen whisky. - Zgadnij, Milt, na kogo się dziś napatoczyłem w Schofield - powiedział Pete z trudem, czyniąc nieomal nadludzki wysiłek, by wyrzec to swobodnym tonem towarzyskiej rozmowy. - Nie mam pojęcia - odrzekł Warden. - Na kogo? - wyciągnął swój kubek. - Muszę wziąć drugą butelkę - powiedział Pete wstając. - Ta już załatwiona. - Podszedł do stołu. Za nimi muzyka zamilkła i odezwał się spiker: - Lucky Strike poszedł na wojnę - mówił. - Tak, Lucky Strike poszedł na wojnę. - Więc na kogo się napatoczyłeś w Schofield, Pete? - przynaglił go Warden, kiedy wrócił. - Wasze Lucky Strike'i włożyły mundur khaki i zaciągnęły się do wojska - mówił spiker. - Na żonę kapitana Holmesa - odrzekł Pete. Nalał Wardenowi whisky. - Masz pojęcie? Nie widziałem jej od miesięcy. Akurat była w biurze ewakuacyjnym pułku, kiedy przyszedłem po swój papierek. Wraca do Stanów tym samym statkiem co ja. - Hou! - parsknął Stark po pijacku. - Kto? - zapytał Warden. - No, żona kapitana Holmesa - odrzekł Pete. - Psiakrew, chyba pamiętasz żonę kapitana... majora Holmesa, nie? - Owszem - odparł Warden. - Pamiętam. - Hou! - parsknął Stark. - No więc - mówił Pete - okazuje się, że dalej mieszkają w tym swoim dawnym domu w osiedlu oficerskim pułku i dlatego musiała się zgłosić do pułku, a nie do brygady, po numerek ewakuacyjny i odcinek na zaokrętowanie dla siebie i dzieciaka. O rany, ale ich tam była cała kupa: żona majora Thompsona, żona pułkownika Delberta, czy ja wiem kto jeszcze. A żona Holmesa jest zapisana na ten sam statek co ja. Odpływa szóstego stycznia. - Hou! - huknął znowu Stark. - Co z tobą jest? - zapytał Pete. - Nic - wyszczerzył zęby Stark. - Tylko tak sobie coś pomyślałem. - Ma się rozumieć - ciągnął Pete - ona będzie wracała pierwszą klasą, a ja gdzieś na samym dole, ale w każdym razie odpływa tym samym statkiem co i ja. Mały ten świat, co, cholera? - Hou! - zachichotał Stark. - Jeszcze jak! - Chcesz się napić, Stark? - Nie - uśmiechnął się Stark. - Byczo mi jest. Po prostu byczo. - No i? - zapytał niedbale Warden. - Jakże ona wygląda? Co mówiła? - Hou! - prychnął Stark po pijacku. - Pytała się o kompanię - odrzekł Pete. - Chciała wiedzieć, jak sobie daje radę administracja. I jak idzie magazyn pod nowym magazynierem. I pytała, jak ci się ułożyły stosunki z nowym dowódcą kompanii. - Mnie? - spytał Warden. - Hou! - parsknął Stark. - Tak - odrzekł Pete. - Słuchaj, co tobie jest? - zwrócił się do Starka. - A nic - zachichotał Stark z satysfakcją. - Wiesz - powiedział Pete do Wardena - ona wie dużo więcej o tej kompanii, niż przypuszczałem. - No chyba - rzekł Stark. - Nawet pytała mnie, czy Prewitt już wrócił. - O niego też? - wyszczerzył zęby Stark. - Ona po prostu kocha tę kompanię. Całą. No nie, Milt? - A wiesz, myślę, że tak - odparł Pete. - To mnie zaskoczyło. Że tyle o niej wie. Bardzo mi się spodobała. - Spodobała ci się, co? - powiedział Stark z uśmiechem. - No, to powinieneś ją odwiedzić na statku, nie, Milt? - Kiedy ona będzie na górze - odrzekł Pete. - W klasie oficerskiej, a ja na samym dole. Nawet jej nie zobaczę. - Tym się nie przejmuj - uśmiechnął się Stark. - Zwyczajnie idź do niej i powiedz, żeby cię zaprosiła do swojej kajuty. Ona to zrobi. Nie, Milt? A potem jak już tam będziesz, poproś, żeby ci dała dupy. Da ci też, a jakże. Ona kocha tę kompanię. Do Pete'a docierało to dość powoli. Ale na jego twarzy rozlał się wyraz zgrozy, kiedy mu wreszcie zaświtało, co Stark powiedział. - Zamknij się, sukinsynu - odezwał się Warden. - Myślisz, że kłamię, Pete? - parsknął Stark. - Wcale nie. Spytaj Wardena; jemu dawała. Nabrała go. Zapytaj mnie; mnie też dawała. Tylko że mnie nigdy nie nabrała. Ale musisz uważać - ciągnął Stark poufnym tonem - i potem wziąć dobry zastrzyk zapobiegawczy, bo możesz z tego wyjść z porządną porcją trynia. Warden, obserwując cienką maskę rubasznego śmiechu na twarzy Starka, zaledwie przykrywającą coś zupełnie innego, poczuł, że teraz zbliża się pauza. Za chwilę Stark musiał się wyczerpać i Warden był gotów poczekać. Wypełniło go ogromne zadowolenie. Tego szukał przez cały dzień i nie mógł znaleźć. - W porządku, ty draniu - powiedział, kiedy pauza nadeszła w pełni. Wymówił to starannie i wyraźnie. - A teraz ja ci coś powiem. Chcesz wiedzieć, jakim sposobem dostała trypra w Bliss? Chcesz wiedzieć, kto go jej dał? Ja ci powiem