They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Spośród tych szczytów wyłania się w całym majestacie na tle błękitu biała głowa Higueroty. Nagie płaty olbrzymich skał wydają się małymi, czarnymi plamkami na gładkiej kopule śniegu. W późniejszych godzinach, gdy południowe słońce usuwa z zatoki cień padający od gór, z niżej położonych dolin zaczynają wytaczać się chmury. Spowijając na kształt ciemnych łachmanów nagie urwiska skalne nad przepaściami powyżej lesistych zboczy, przesłaniają szczyty, ocierają się niby smugi dymu o śniegi Higueroty. I oto Kordyliery nikną z oczu, jakby się rozpływały, przemieniając się w wielkie kłęby szarej i czarnej pary, która posuwa się wolno w stronę morza i pod działaniem płomiennego upału dnia rozpuszcza się w rozrzedzonym powietrzu wzdłuż wybrzeża. Jakiś oderwany strzęp chmury usiłuje zawsze dotrzeć do środka zatoki, co rzadko mu się udaje: „Zjada go słońce”, jak mówią marynarze. Chyba że jest to ciemna, piorunowa chmura, która oderwawszy się od głównego zwału, póty unosi się nad zatoką, aż wyminie Azuerę i tam, nad pełnym morzem, wybucha płomieniem i łoskotem, wciągając w grę fale jak złowrogi, powietrzny okręt piracki, unoszący się ponad widnokręgiem. Nocą zwały chmur podnoszą się wyżej w niebo, pogrążając spokojną zatokę w nieprzeniknionych ciemnościach. Wśród tego mroku słyszy się to tu, to tam szum nagłej ulewy, która urywa się równie gwałtownie, jak się rozpoczęła. Takie chmurne noce stały się przysłowiowe wśród marynarzy żeglujących wzdłuż zachodniego wybrzeża wielkiego kontynentu. Niebo, ziemia i morze znikają całkowicie ze świata, gdy Placido — wedle miejscowego wyrażenia — zasypia pod czarną opończą. Nieliczne gwiazdy pozostałe na niebie pomiędzy rąbkiem firmamentu i sklepieniem z chmur świecą blado nad paszczą czarnej czeluści. Niewidoczny okręt sunie niepostrzeżenie pod twymi stopami, a jego żagle trzepoczą niewidoczne nad twoją głową. Nawet oko samego Boga — twierdzą brzydcy bezbożnicy — nie potrafi dojrzeć, co człowiek tam robi, i mógłbyś bezkarnie wezwać diabła na pomoc, gdybyś był pewien, że jego złej mocy nie zdławi ślepa ciemność. Brzegi zatoki są wszędzie stronie. Trzy nie zamieszkane wysepki, wygrzewające się w słońcu tuż poza zasłoną z chmur, a położone wprost naprzeciw wjazdu do portu Sulaco, noszą nazwę Trzech Izabeli. Największa zwie się Wielką Izabelą, druga, okrągła Małą Izabelą, trzecia, najmniejsza Hermosą. Ta ostatnia ma zaledwie stopę wysokości i około siedmiu kroków średnicy: nikły, spłaszczony wierzchołek szarej skały, która po każdymi deszczu paruje jak gorący żużel i na której nikt nie odważyłby się postawić nagiej stopy przed zachodem słońca. Na Małej Izabeli stara, chropowata palma o grubym, pękatym pniu najeżonym kolcami — prawdziwa wiedźma wśród innych palm — szeleści posępną kiścią zeschłych liści nad połacią gruboziarnistego piasku. Wielka Izabela posiada źródło świeżej wody wytryskujące z zarośniętego zbocza wąwozu. Wygląda jak szmaragdowozielony klin ziemi, na milę długi, płasko położony na morzu. Wyrastają tam tuż obok siebie dwa leśne drzewa, których wysmukłe linie rzucają długi cień. Wąwóz ciągnący się wzdłuż całej wyspy zarośnięty jest krzewami; tworzy on z jednej, wyżej położonej strony głęboką rozpadlinę oplątaną gąszczem, z drugiej przemienia się w lekką wklęsłość łączącą się z wąskim szlakiem piaszczystego wybrzeża. Z tego niżej schodzącego brzegu Wielkiej Izabeli, w oddaleniu dwóch mil, oko ludzkie dostrzega poprzez szczerbę, jakby wyciosaną siekierą w regularnym półkolu wybrzeża, port Sulaco: podłużną taflę wody przypominającą jezioro