Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Ale również sprostować pewne nieścisłości i zwrócić uwagę na zasadniczy aspekt sprawy, który jest u nas częstym, historycznie niemal tradycyjnym wyborem między złem większym a złem mniejszym. Po pierwsze, niestety, już w pierwszym zdaniu epitet „niepijący” w zastosowaniu do mnie jest nieścisły, bo sam się przecież przyznaję do „popijania z umiarem’. Wzruszyła mnie bardzo troska dra Marcinkowskiego o dobre imię Bertranda Russella, którego dyskretnie nazywa „Lordem R.”. Mogę uspokoić cały „Komitet” i osobiście dra Marcinkowskiego, że znakomity uczony i pisarz, którego miałem zaszczyt znać osobiście, nie jest w Anglii uważany za wzór cnót wstrzemięźliwości, i to nie tylko jeśli chodzi o whisky. Chętnie przyznaję, że był to wypadek wyjątkowy i że nie każdy, który pije trzy setki dziennie dożyje setki. Niedelikatność, którą popełniłem wobec ,,Lorda R.”, wynika z mojej nieopanowanej i nie zawsze stosownej chęci wypowiadania się w sposób żartobliwy. Niemniej trudno w Anglii kogoś, kto pije parę whisky dziennie, nazwać alkoholikiem, a pewien premier angielski W. Ch., jak mi wiadomo, dochodził do litra nie tracąc powszechnego szacunku. Jest to sprawa temperamentu i odporności osobistej i nie zmienia faktu ogólnego, że sposób picia jest z pewnością w Anglii bardziej cywilizowany i mniej szkodliwy. Jeśli chodzi o mnie osobiście, to autorytetowi prof. Buge z roku 1885 mogę przeciwstawić znanego kardiologa sir Johna Parkinsona, który parę lat temu zapewnił mnie, że „brandy is good for you”. Prawdopodobnie nie odmawiał sobie samemu. Doktor Marcinkowski niesłusznie zarzuca mi, że propaguję alkoholizm. Licząc się z faktem picia wódki jako ze zjawiskiem nieodwracalnym, powodowany zmysłem realizmu, proponuję zło mniejsze. Ograniczenia i utrudnienia ze strony dystrybutora oraz sposobu picia bardziej stosowne dla społeczeństwa współczesnego. Życie niemal co dzień zmusza nas do wyboru. W programie telewizyjnym, w restauracji, na zebraniu. I zawsze nieodmiennie ten sam smutny refren. Wyboru musimy dokonać między złem mniejszym a większym. Nie ma dobrych sznycli po wiedeńsku. Są żylaste i obrosłe garnirowaną bułką albo zupełnie niejadalne. Może więc wybrać sztukę mięsa? Nie ma tej dawnej, wielkiej, poprzerastanej bryły kruchego jak pasztet mięsa. Możemy liczyć na włóknisty niezgryżliwy ochłap. Może więc zły sznycel będzie jednak lepszy od złej sztuki mięsa? A może sztuka na drugim programie będzie lepsza od idiotycznej telewizyjnej zgrywy zatytułowanej „Pojedynek”, gdzie dwu dorosłych panów szyje sobie spodnie, skacze na trampolinie i montuje zlew? Ostatecznie możemy zrezygnować z obu programów i zamknąć telewizor. Do restauracji możemy nie chodzić i jakoś wyżywić się sposobami domowymi. Ale są okresy życiowe, w których, jeśli chcemy działać, musimy się zdecydować na przykry, a czasem nawet dramatyczny wybór między złym i niedobrym. Są ludzie, którzy nie chcą podejmować podobnych decyzji. Dobre ich prawo wybrać banicję do krain ułudy i ogłosić swą nieobecność w ojczyźnie. Cóż, kiedy zawsze jakoś tak dziwnie się dzieje, że ci, co mówią: „wszystko albo nic”, wybierają w końcu wszystko, i to w najgorszym wydaniu. Całe życie wtrącałem się w nie swoje sprawy, bo mam taką naturę. Nawet z tego powodu niechętnie chodzę do teatru, bo muszę siedzieć cicho i nie wypada mi się wtrącać do tego, co na scenie mówią. Alkoholizm w Polsce zwalczać trzeba wszystkimi sposobami. Podałem parę prób przykładowych wcale według mego mniemania niegłupich. Za formę żartobliwą przepraszam i zapewniam o moim pełnym szacunku dla doktora Marcinkowskiego i całego Prezydium Krakowskiego Aktywu Przeciwalkoholowego, którego zdrowie piję podwójną whisky. WIOSNA Gdzież są te łąki i te trzciny, Te mokre trawy, bujne chwasty? Rok tysiąc dziewięćset dwunasty Był rokiem pięknej koniczyny. Pamiętam wierzbę — dziś już siwa — I mech zielony na tej ławce. Wilgoć radosna, szczodrobliwa Rosnąć kazała każdej trawce. Staw zmalał bardzo, już jest słaby, Ledwo się trzciny w nim zamoczą, Młode zostały tylko żaby — Jak rechotały, tak rechoczą