They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Coś przeleciało nad nim z furkotem i wbiło się w ścianę. Jak błyskawica uskoczył w bok, odwrócił się, ukryty za drewnianą przegrodą oddzielającą go od najbliższego konia. To, co tkwiło w ścianie, rozedrgane, to był duży, turecki kindżał. Ktoś rzucił nim, celując w plecy Kunickiego. W stajni panowała cisza. Wiedział, że aby dorzucić na taką odległość, tamten musiał wejść do środka. Zareagował szybko, wiec jego przeciwnik nie mógł mieć czasu na opuszczenie budynku. Powoli sięgnął do lewego boku. Palce namacały dobrze znajomą rękojeść szabli. Wyciągnął ją z pochwy. Już wiedział, że tamten był w stajni, ukryty gdzieś wśród koni. Ale gdzie mógł przebywać? Pomiędzy Kunickim a drzwiami ciągnęły się przy ścianach dwa rzędy zagród. Niektóre były zajęte przez wierzchowce. Żadne ze zwierząt nie zdradziło niepokoju, więc może tamten ukrył się w pustej. Tylko w której? Kunicki zlustrował uważnie dwa rzędy przegród. Było ciemno, więc widział tylko ich zarysy i niewyraźne kształty koni. Ruszył ku wyjściu, przyglądając im się uważnie. Tamten nie mógł ukryć się w którejś z najbliższych zagród, bowiem wówczas szlachcic usłyszałby chrzęst słomy. Nie mógł też w tych obok drzwi - były za daleko. Pozostawały więc środkowe. Kunicki przyjrzał im się uważnie, wbił w nie przenikliwe spojrzenie. Cztery... Tylko cztery zagrody. Jedna odpadała - złożono w niej siano. W przeciwległej stał jakiś koń. Pozostawały dwie. Tylko dwie... A zatem w której? W jednej z nich był gnój, druga wyglądała na pustą... Szlachcic wyskoczył na środek stajni. Nie spojrzał tam, gdzie zamierzał. Odwrócił się ku przegrodzie, w której składowano gnój. Z ciemnego wnętrza wyprysnął na niego ciemny, rozmazany kształt. Pierwszy cios przyjął na zastawę. Po następnym poczuł, że ma do czynienia z niebezpiecznym przeciwnikiem. Cofnął się, zasypał tamtego gradem uderzeń, a potem niespodziewanie zamachnął się szablą i przyciął na skos, z podlewu. Tamten przysiadł na piętach, ciął wręcz. Kunicki podskoczył. Przeciwnik naparł na niego, uderzył najpierw niskim cięciem w podbrzusze, a potem prostym, zamachowym z ramienia. Jan odparł je z łatwością. Sam wyprowadził krótkie pchnięcie, zawinął się jak błyskawica i uderzył tamtego w nogi. Przeciwnik odbił cios, zamierzył się od boku, a potem z góry. Kunicki w ostatniej chwili zdołał zasłonić się trzymanym pionowo ostrzem. Miał nadzieję, że hałas zwabi tu w końcu kogoś Z gospody. Tymczasem jednak musiał walczyć. Wróg wyczuł już w nim przeciwnika godnego siebie. Nie szarżował, zwolnił. Kunicki wcale mu się nie dziwił. Walczyli jak równy z równym, ale Jan zdawał sobie sprawę, że na początku został zlekceważony. A później, nie wiedział sam dlaczego, schwycił kołnierz swojej delii, zerwał ją z ramion i narzucił na uzbrojone ramię przeciwnika. Tamten zaplątał się w fałdach materii i nim zdołał uwolnić rękę, Kunicki ciął go w głowę samym końcem szabli. Walka była skończona. Przeciwnik upadł na wznak na ziemię. Żył. Ostrze osunęło się po czaszce. Dysząc ciężko, Kunicki obszukał go. Nie znalazł nic. W blasku księżyca przyjrzał się twarzy, ale też nic mu nie powiedziała. Ale gdy na ręce tamtego odszukał dwa pierścienie, wszystko stało się jasne. Pierwszy sygnet był z Lubi-czem, ale na drugim rozpoznał Śreniawę, herb Stadnickich. Kunicki pozostawił jęczącego opryszka na gnoju i szybko osiodłał konia. Podarunek pana starosty, pomyślał. Jeszcze mu za niego podziękuję. Jeszcze nadejdzie czas... - Co robimy? Bezradnie rozejrzał się po ścianach alkierza. W końcu delikatnie objął żonę i przytulił do siebie. Siedzieli tak przez chwilę w milczeniu. - Ratuj mnie - wyszeptała. - Nie chcę iść w ręce Stadnickiego. - Obronię cię. - Nie! - wykrzyknęła. - Mam tego dość! Uciekajmy stąd, gdzieś daleko, gdzie nie będzie ani Stadnickiego, ani tych skurwysynów, co nas otaczają. Jak byłeś im potrzebny, jak im pomagałeś w waśniach, to z tobą pili, ale jak ty ich potrzebujesz, żaden za tobą się nie ujmie. Jan wstał szybko. Przeszedł się po izbie i stanął przed Anną wspierając rękę na szabli. - Nie! - powiedział. - Nigdy. Nie złamałem prawa