They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Tak rozpoczął się trzeci i najcięż- szy etap „najgorszej wyprawy". Śpiąc, ciągnęli sanie po własnych śladach i spali w śpiworach, które zmieniły się w worki z lodem, niewiele cieplejsze niż antarktyczne powietrze. Kiedy więc Hillary dotarł tu czterdzieści sześć lat później, znalazł mnó- stwo porozrzucanego sprzętu. Pozbierał go, załadował na pojazdy gąsienico- we i zawiózł do bazy Scotta na drugim końcu Wyspy Rossa; w końcu wszyst- ko trafiło do Nowej Zelandii, gdzie ulokowano cały sprzęt w różnych muzeach. Cherry-Garrard, który jeszcze żył, napisał z Anglii, akceptując wy- wiezienie odzyskanego sprzętu, chociaż zrobiono to bez pytania go o zgodę, ale zapewne czuł, że miał tu niewiele do powiedzenia. Val podejrzewała, że nie zamierzał kłócić się z byle powodu; pewnie chciał też nade wszystko zło- żyć hołd swoim nieżyjącym towarzyszom - nie zdając sobie sprawy, że jego książka jest wspanialszym pomnikiem niż najlepsze muzealne eksponaty i co roku będzie stanowić inspirację dla wielu ludzi, by przyjeżdżali na Przylądek Crozier. I odnajdywali w miejscu obozowiska tylko pustą kamienną skorupę. George Tremont uważał, że usunięcie pozostawionego tu sprzętu było rodzajem zbezczeszczenia grobu. George był Nowozelandczykiem i podczas kręcenia filmu w bazie Scotta i kilku wizytach na Przylądku Crozier nabrał przekonania, iż wszystkie przedmioty zabrane z obozowiska - „zrabowane", jakby powiedział prywatnie po paru kieliszkach ciepłego drambersa, ze „zde- wastowanego i splądrowanego schroniska" - należy zwrócić na miejsce. W innych punktach świata, w barze przychodzą do głowy podobne pomysły, ale nazajutrz, na trzeźwo, ulatniają się. Lecz w Antarktydzie było coś, co pod- sycało obsesje, które przeradzały się w idee fixe, zmieniające ludzkie życie i karierę. Niektórzy nazywali to lodowym zaślepieniem. Roger Swan, na przy- kład, siedząc w uczelnianym kinie, gdzie wyświetlano „Scotta na Antarkty- dzie", postanowił poświęcić swoje życie na odtworzenie ekspedycji Scotta, co było dość nieoczekiwaną reakcją na historię o paśmie dramatycznych cier- pień; ale tak zrodziła się jego obsesja, która dała początek ruchowi „Śladów". Z George'em stało się coś podobnego na punkcie historii Przylądka Cro- zier. Przez dziesięć lat pracowicie przekonywał wiele autorytetów - dziesięć długich lat był bohaterem biurokratycznej „Iliady" i „Odysei" razem wzię- tych - przekonywał między innymi Spółkę Dziedzictwa Antarktycznego No- wej Zelandii (do której wstąpił i został jej prezesem jeszcze przed przedsta- wieniem swojego planu), Komisję Zarządu Miejsc Historycznych, która była częścią Komisji Badawczej Rossa, Towarzystwo Antarktyczne Nowej Zelan- dii, Komisję Traktatu Antarktycznego do spraw Zabytków oraz ogromną licz- bę towarzystw, agencji rządowych, wydziałów uniwersyteckich i zarządów muzeów na całym świecie. Zgoda Muzeum Kanterberyjskiego w Christchurch była poprzedzona długą bitwą, ponieważ to oni posiadali większą część eks- ponatów; zgoda wymagała wstawiennictwa samego księcia Walii, ale potem przekonywanie kolejnych instytucji stawało się coraz prostsze, w miarę jak rósł krąg wywierających presję na małe muzea Nowej Zelandii, które nie chciały uczestniczyć w świętej krucjacie. Nawet sir Edmund Hillary napisał w końcu list z poparciem dla przeniesienia na miejsce sprzętu pierwszej wy- prawy, wykazując podobnie dobrą wolę, jak wcześniej Cherry-Garrard. W końcu George'owi udało się sprowadzić z powrotem wszystkie rzeczy i zdobyć pozwolenie na zbudowanie małego, drewnianego schroniska, w któ- rym złożono sprzęt, zlokalizowanego nieopodal (lecz „poza zasięgiem obiek- tywów", jak zauważył Elliot) i stylizowanego na stary barak z przyrządami meteorologicznymi na Wzgórzu Windvane, ponad chatką na Przylądku Evan- sa po drugiej stronie wyspy. Nowe schronisko zbudowano w Christchurch, po czym zostało zdemon- towane, by w ten sposób przetransportować je na miejsce, teraz więc, mimo zimna i ciemności, można było zmontować budynek w kilka godzin. Po usta- wieniu schroniska oraz umocnieniu go stosami kamieni, podobnymi do tych na skale, rozradowana grupa zeszła do obozu i zaczęła wciągać na górę sanie wypełnione starym sprzętem. Val pomagała im, doświadczając przy tym szczególnych emocji. Wszystkie owe przedmioty wciągało tą samą drogą trzech mężczyzn, którzy przybyli tu pierwsi; potem zabrał je stąd Hillary, pierwszy zdobywca Mount Everestu, pół wieku później