Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Wystarczy, że przeoczymy jedną i już po nas. – Będziemy musieli próbować – rzekł Wisdom, – Postaramy się zgonić ich jak najwięcej, zanim zdążą coś z nim spłodzić. – Na jego zmęczonej, zapadniętej twarzy pojawił się cień nadziei. – Być może jego cechy są recesywne i nasze je wyprą. – Nie dałbym za to złamanego grosza – powiedział Baines. – Chyba już wiem, czyje cechy okażą się dominujące. – Uśmiechnął się krzywo. – Przypuszczam, że nie nasze. Przełożył Marek Cegieła Mecz rewanżowy (Return Match) To nie było zwykłe kasyno gry i fakt ten stwarzał szczególny problem funkcjonariuszom Policji Specjalnej w Los Angeles. Kosmici, którzy je zorganizowali, bezpośrednio nad stołami umieścili potężny statek, tak więc w wypadku obławy jego silniki wszystko by zniszczyły. Sprytnie, pomyślał policjant Joseph Tinbane ze smutkiem. Za jednym zamachem kosmici opuściliby Terrę i zniszczyli wszelkie dowody swojej nielegalnej działalności. A w dodatku zabiliby wszystkich graczy, którzy w przeciwnym razie mogliby złożyć zeznania. Komisarz siedział w zaparkowanym autolocie i zażywał jedną po drugiej, niewielkie szczypty świetnej importowanej tabaki „Dean Swift”. Potem zajął się żółtą puszką zawierającą przysmak ze strzyżyków. Tabaka trochę go ożywiła, ale tylko trochę. Z lewej strony w wieczornym mroku rysował się pionowy kształt statku kosmitów, czarny i cichy, w dolnej części zlewając się z czarną budowlą, jak on czarną i cichą, ale to tylko pozory. – Moglibyśmy tam wejść – odezwał się Tinbane do swojego mniej doświadczonego kolegi – lecz to równałoby się śmierci. Zdawał sobie sprawę, że muszą zaufać robotom, chociaż są niezdarne i mają skłonności do popełniania błędów. W każdym razie nie są żywymi istotami i jako takie w tego rodzaju akcji mają przewagę nad ludźmi. – Wszedł trzeci – cicho powiedział siedzący obok funkcjonariusz Falkes. Do kasyna zbliżyła się szczupła sylwetka w ubraniu Ziemianina i zapukała do drzwi, które po chwili się otworzyły. Robot podał odpowiednie hasło i natychmiast został wpuszczony do środka. – Sądzisz, że one wyjdą cało z wybuchu podczas startu? – spytał Tinbane Falkesa, który był specjalistą od robotyki. – Jeden chyba tak, ale nie wszystkie. Lecz jeden wystarczy. – Bardzo ciekaw tego widoku, Falkes wychylił zza Tinbane’a swoją skupioną z emocji, młodzieńczą twarz. – Włącz już megafon. Powiedz im, że są aresztowani. Nie ma sensu dłużej czekać. – Według mnie jest – odparł Tinbane. – Póki statek jeszcze stoi, dobrze zobaczyć, co się tam pod nim dzieje. Zaczekajmy. – Ale już więcej robotów nie przyjdzie. – Poczekamy, aż zaczną transmisję wideo – powiedział Tinbane. W końcu będzie to jakiś materiał dowodowy, który teraz rejestrowano w komendzie. A jednak towarzyszący Tinbane’owi policjant, wyznaczony wraz z nim do tej akcji, w pewnym sensie miał rację. Ponieważ do kasyna wszedł już ostatni z trzech człekokształtnych robotów, nic więcej się nie wydarzy, dopóki kosmici nie zorientują się, że nastąpiła infiltracja, i nie wycofają w swój typowy, zaplanowany sposób. – No dobra – rzekł Tinbane i wcisnął guzik włączający megafon. Pochylając się nad mikrofonem, Falkes zaczął mówić. Jego słowa natychmiast powtarzał megafon: JAKO PRZEDSTAWICIELE PORZĄDKU REPREZENTUJĄCY POLICJĘ SPECJALNĄ W LOS ANGELES ROZKAZUJEMY WSZYSTKIM OSOBOM PRZEBYWAJĄCYM W KASYNIE WYJŚĆ NA ULICĘ. NALEŻY... Jego głos zniknął w ryku silników startującego statku kosmitów. Falkes wzruszył ramionami i smutno uśmiechnął się do Tinbane’a, układając usta w bezgłośne zdanie: długo nie czekali. Zgodnie z oczekiwaniami nikt nie wyszedł. Nikomu nie udało się uciec z kasyna. Nikt się nie pokazał nawet wówczas, gdy budowla zaczęła się topić. Statek wystartował zostawiając za sobą kałużę płynnej masy przypominającej wosk. W dalszym ciągu nikogo nie było widać. Wstrząśnięty Tinbane uświadomił sobie, że wszyscy zginęli. – Już czas, żebyśmy tam poszli – powiedział Falkes ze stoickim spokojem. Zaczął się ubierać w kombinezon z neoazbestu, a po chwili to samo zrobił Tinbane. Obaj policjanci razem weszli do gorącej, rozlewającej się kałuży, która niegdyś była kasynem. W samym środku, tworząc niewielki pagórek, leżały dwa z trzech człekokształtnych robotów; w ostatnim momencie udało im się coś przykryć własnymi ciałami. Tinbane nie zauważył ani śladu trzeciego; najwyraźniej uległ całkowitemu zniszczeniu wraz z resztą. Z pozostałymi ciałami organicznymi