Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
.. - Zabić tego tłustego robaka! - krzyknął Theonax. Van Rijn machnął nań niecierpliwie ręką. - Zamknij się, ty tam. Teraz ja mówię! No! Niech oba narody usiądą i posłuchają, co ma do powiedzenia Nicholas van Rijn! XX Przebieg ewolucji inteligencji na Diomedesie jest wciąż jeszcze w sferze przypuszczeń; nie było, jak dotąd, czasu na poszukiwanie skamienielin. Jednak na podstawie aktualnie występującej sytuacji biologicznej oraz ogólnie obowiązujących praw można wydedukować przebieg wydarzeń w ciągu minionych tysiącleci. Dawno, dawno temu w strefie tropikalnej planety był sobie mały kontynent lub też duża wyspa, gęsto pokryta lasem. Obszary leżące w pobliżu równika nie znają długich dni i nocy spotykanych na dalszych szerokościach geograficznych; w czasie zrównania słońce biegnie po niebie przez sześć godzin i zachodzi na drugie sześć; w czasie przesilenia zapada zmrok, a słońce znajduje się ledwie ponad lub pod horyzontem. W przypadku Diomedesa są to idealne warunki do obfitego rozwoju życia. Wśród gatunków żyjących w tej minionej epoce znajdował się jeden: nadrzewny mięsożerca o małych i bystrych oczkach. Jak ziemska polatucha wykształcił sobie błony, na których przelatywał z gałęzi na gałąź. Jednak planeta o niskiej gęstości ma niestałą budowę. Kontynenty unoszą się z morza i zapadają z nieprzyzwoitą szybkością w ciągu zaledwie setek lub tysięcy lat. Prądy oceaniczne i powietrzne ulegają odpowiednim przemieszczeniom; a ze względu na duże nachylenie osi planety i wielkie masy wody biorące w tym udział, prądy diomedańskie niosą znacznie więcej ciepła lub zimna niż prądy ziemskie. Stąd też nawet w okolicach równika zdarzały się gwałtowne zmiany klimatyczne. Okres suszy przemienił dawne puszcze w mniejsze lasy rozrzucone tu i tam, i przedzielone wielkimi i suchymi stepami. Latająca pseudo-wiewiórka wykształciła sobie prawdziwe skrzydła by przelatywać z jednej kępy drzew do innej. Będąc jednak stworzeniem łatwo adaptującym się, zaczęła również żerować na nowych trawożernych zwierzętach, które pojawiły się na równinach. Urosła, by poradzić sobie z wielkimi zwierzętami kopytnymi. Jednakże potrzebując więcej pożywienia dla większego ciała, została zmuszona do bytowania w wielu różnych środowiskach: na wybrzeżach, w górach, na błotach. Dzięki swej ruchliwości zachowała wszakże jednolitość rasy nie dzieląc się na kilka gatunków. Tym samym pojedynczy osobnik mógł stawiać czoła różnym typom środowiska, w czasie swego życia, co sprzyjało rozwojowi inteligencji. Na tym etapie, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu gatunek ów, lub raczej jego część, ta część, która miała stać się znacząca, została zmuszona do opuszczenia ziemi, z której pochodziła. Prawdopodobnie w wyniku diastrofizmu pierwotny kontynent został rozbity na szereg małych wysepek, które nie były w stanie wyżywić tak wielkiej liczby zwierząt; a może to ziemia dalej wysychała. Jak by nie było, poszczególne rody i stada przesuwały się powoli, w ciągu setek pokoleń, na północ i południe. Tam znalazły nowe ziemie, doskonałe warunki dla łowiectwa - lecz także zimę, której nie potrafiły stawić czoła. Gdy nadchodziła długa noc, zmuszone były powracać do tropików, by tam czekać na wiosnę. Nie był to odruch wrodzony i automatyczny, jak u ziemskich ptaków przelotnych. Zwierzę to było już zbyt inteligentne, by powodować się wyłącznie instynktami; jego nawyki zostały wyuczone. Brutalny dobór naturalny dorocznych przelotów jeszcze bardziej sprzyjał rozwojowi inteligencji. Oto jednak ceną inteligencji jest znaczne przedłużenie okresu dzieciństwa w stosunku do całej długości życia. Ponieważ wzór postępowania nie jest wbudowany w geny istoty myślącej, każde pokolenie musi uczyć się wszystkiego na nowo, co zabiera czas. Stąd też żaden gatunek nie zdobędzie inteligencji nim on sam, lub środowisko, w którym przebywa, nie wytworzy jakiegoś mechanizmu sprzyjającego wspólnemu przebywaniu obojga rodziców by mogli chronić młode w przedłużonym okresie niemowlęctwa i nieświadomego dzieciństwa. Miłość matczyna nie wystarczy: matka ma i tak za dużo zajęcia z pilnowaniem małych by nadmierną ciekawością nie wyrządziły sobie krzywdy, aby jeszcze zajmować się szukaniem pożywienia i ochroną. Musi pomagać ojciec. Lecz cóż zatrzyma ojca w rodzinie, gdy zaspokoi już swe potrzeby seksualne? Może to być instynkt. Na przykład u niektórych ptaków oboje rodziców wychowują małe. Jednak złożony nakaz oparty na instynkcie jest nie do pogodzenia z inteligencją. Ojciec musi mieć odpowiedni egoistyczny powód do pozostania, skoro ma już tyle rozumu, że jest zdolny do egoizmu. W przypadku człowieka sprawa jest prosta: nieprzerwany okres popędu płciowego. Nie ustaje on w żadnej porze roku. Stąd pochodzi rodzina, a zatem możliwość przedłużenia okresu niedojrzałości, a zatem nasza kora mózgowa. W przypadku Diomedańczyków była to migracja. Każde stado miało co roku do przebycia długą i niebezpieczną drogę. Najlepiej było podróżować w grupie, w jakiś sposób zorganizowanej. U końca podróży do tropików grupa rozpadała się na okres spółkowania, lecz wkrótce czekał ich nieunikniony powrót do domu, bowiem wyspy równikowe nie wyżywią wielu przybyszów przez dłuższy czas