Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- 244 - Do ug Slaughter odchylił się w fotelu, opierając nogę na wyłożonym skórą blacie swego biurka w Srebrnej Ostrodze. Wodząc rękami po obleczonych czerwonym jedwabiem pośladkach prostytutki, siedzącej mu na kolanach, wpatrywał się nieruchomo w wysokiego chudego mężczyznę o rzadkich jasnych włosach i wodnistych niebieskich oczach, który wiercił się niespokojnie na krześle po drugiej stronie biurka. - Jesteś mi winien tysiąc dolarów - odezwał się Slaughter, nie wypuszczając spomiędzy zębów niezapalonego cygara. - Nie chce mi się dłużej czekać. Z dołu dobiegł gwar muzyki i śmiechów. Wystająca grdyka Franka Whitneya podjechała w górę, a potem opadła, kiedy nieszczęśnik przełknął ślinę, próbując wydobyć z siebie głos. - W przyszłym tygodniu. Obiecuję. Przyniosę je panu w przyszłym tygodniu. Przynajmniej część... - Chyba mnie nie dosłyszałeś. Frank. - Slaughter wychylił się, żeby sięgnąć do puszki na biurku po zapałkę. - Chcę je dostać natychmiast. - Aleja... nie mogę... - Frank. - Slaughter mlasnął językiem, co miało wyrażać zmartwienie. - Chyba nie próbujesz mi powiedzieć, że ich nie masz. Sądziłem, że krupierzy w Przybytku Celeste świetnie zarabiają. - 245 - - Owszem. Ale zdobyć nagle całe tysiąc dolarów... - Powinieneś był o tym pomyśleć, zanim poprosiłeś o możliwość grania na kredyt. - Pstryknął zapałką i zapalił cygaro. Frank Whitney nerwowo oblizał spierzchnięte wargi. - Gdybym mógł dostać jeszcze trochę czasu... - Nie. - Slaughter szarpnął stanikiem dziewczyny, obnażając jej dorodną pierś. - Chcę mieć moje pieniądze do piątku, Frank. Całą sumę. Bo inaczej będzie... nieprzyjemnie. Frank wbił wzrok w potężną łapę Slaughtera miętoszącą wielki sutek, pokryty siecią niebieskich żyłek. - Nie zdobędę takich pieniędzy do końca tygodnia. - Mógłbyś je zarobić. Frank poruszył głową na boki, wciskając palec pod sztywny kołnierzyk koszuli, jakby nagle zrobił się za ciasny. - To znaczy, że miałbym tu dla pana pracować? - Niezupełnie. Pracować dla mnie. Ale nie tutaj. - Nie rozumiem. - To nie takie znowu skomplikowane. - Slaughter językiem przerzucił cygaro z jednego kącika ust w drugi. - Przybytek Celeste ma opinię miejsca, gdzie gra się czysto, ale jeszcze nic spotkałem krupiera, który by nie umiał oszukiwać, kiedy zechce. Umiesz oszukiwać, prawda, Frank? - 246 - Frank zaczął kręcić głową, ale płynnie zmienił ruch na potakujący. - Nie musisz być specjalnie dobry w oszukiwaniu. Frank. Właściwie masz być niezdarny. Tak niezdarny, żeby cię przyłapano. - Nic rozumiem. - W kółko to powtarzasz. Frank. Zaczynasz mi działać na nerwy. - Zdjął nogę z biurka, równocześnie spychając z kolan na wpół rozebraną dziewczynę, jakby była kotem, którego znudziło mu się głaskać. - Z tyłu - rzucił rozkazująco, na co stanęła za fotelem i zaczęła mu masować ramiona. Wykonała gest, jakby chciała zdjąć z siebie resztki i tak skąpego ubrania, ale powstrzymał ją krótkim: - Nic, nie trzeba. Strącił popiół z cygara i wymierzył dymiącym końcem w człowieka siedzącego naprzeciwko. - Okażę ci wielkoduszność, Frank. Niesłychaną wielkoduszność. Zapłacę ci tysiąc pięćset dolarów za to tylko, żebyś nadal pracował w Przybytku Celeste. Masz tylko oszukiwać. - Ale... - Krupier znów szarpnął kołnierzykiem. - Ale jeśli kogoś przyłapią na oszukiwaniu, to mogą go nawet zastrzelić. - 247 - - Frank, do ludzi strzela się z różnych powodów. Oszukiwanie jest tylko jednym z nich. Niespłacenie długów drugim. Czy wyrażam się jasno? Frank, blady jak płótno, pokiwał głową. - Poza tym - ciągnął Slaughter - człowiek, którego masz oszukiwać, nie będzie do ciebie strzelał. To nie należy do planu. - Nie patrząc, wyciągnął za siebie rękę i chwycił dziewczynę za przegub. Przyciągnął ją znów przed siebie i pchnął twarzą w dół na biurko. Frank w popłochu zerwał się na nogi i zaczął wycofywać w stronę drzwi. Slaughter wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu. - Pogadaj na dole z Tuckerem. On ci dokładnie wytłumaczy, czego oczekuję, i da ci pięćset dolarów. Resztę dostaniesz po skończeniu roboty. A teraz wynoś się. Jestem zajęty. – Zadarł dziewczynie spódnicę, jednym szarpnięciem ściągnął jej majtki, a potem wstał i zaczął rozpinać spodnie. Słyszał, jak drzwi się otwierają, a po chwili zamykają, ale nawet nie spojrzał w tamtą stronę. Z upodobaniem przyglądał się wypiętym różowym pośladkom prostytutki. Chrząkając z zadowolenia, wyswobodził się ze spodni i przystąpił do dzieła. Te go popołudnia, przed otwarciem domu dla klientów, - 248 - Gabrielle weszła kuchennymi schodami na drugie piętro