Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Ten ma³oduszny wielmo¿ny nie mo¿e ciê skrzywdziæ. - Cai - szepnê³a z rodz¹cym siê uœmiechem. Carillon zesztywnia³. - Alix, do kogo mówisz? Zignorowa³a go. Popatrzy³a na Mujhara i przemówi³a z odzyskan¹ pewnoœci¹ siebie. Narasta³o w niej poczucie mocy i zdecydowanie. - Panie, w³adasz tutaj dziêki tolerancji Cheysuli. Winieneœ im wiêcej, ni¿ raczysz przyznaæ. - Oczyszczê z nich tê krainê! - rykn¹³ z purpurow¹ twarz¹. - To demony! Czarnoksiê¿nicy! S³udzy mrocznych bogów... nie lepsi od Ihlini. Zadbam, ¿eby zostali zniszczeni! - I zniszczysz samo serce Homany! - krzyknê³a. - G³upi cz³owieku, nie zas³ugujesz, aby byæ królem tego godnego kraju! Ruszy³ ku niej ze wzniesion¹ groŸnie piêœci¹. Alix czeka³a niewzruszenie. Nim rêka opad³a, poczu³a wybuchaj¹c¹ w sobie moc, która zaczê³a siê rozprzestrzeniaæ, szukaæ jakby, i na jej wezwanie odpowiedzia³ przepyszny jastrz¹b. Aksamitne arrasy wisz¹ce w w¹skim oknie zafalowa³y i wybrzuszy³y siê, gdy lir wlecia³ do sali jak piorun. P³omienie œwiec zachybota³y siê, ruchliwe, niesamowite cienie zatañczy³y na kamiennych murach. Wiele p³omieni zgas³o i sala pogr¹¿y³a siê w pó³mroku. Œcienne lichtarze buchnê³y dymem w przeci¹gu wywo³anym uderzeniami skrzyde³. Shaine odwróci³ siê, gdy doszed³ go podmuch. Wzniesiona rêka opad³a, gdy bez s³owa wbi³ oczy w jastrzêbia. Alix poczu³a dumê, która naros³a w niej tak gwa³townie, ¿e a¿ sprawi³a jej ból. Patrz¹c na ptaka zaczê³a pojmowaæ magiê swej krwi i rozumieæ, co to znaczy byæ Cheysuli. Nie k³amali... wyszepta³a bezg³oœnie. Mówili prawdê - lepiej byæ czêœci¹ przeklêtej rasy z boskim darem we krwi, ni¿ pozbawionym lira Homanem. Cai zatoczy³ kr¹g i znów ruszy³ w ich stronê, jego ciemne oczy b³yszcza³y w p³omieniach œwiec i lamp. Zwolni³, z³o¿y³ szerokie skrzyd³a i usadowi³ siê na oparciu tronu. Przyg³adzi³ pióra, a potem znieruchomia³ na ciemnym lwim tronie Homany. I co, liren, zwróciliœmy jego uwagê? Alix rozeœmia³a siê radoœnie w g³êbi duszy, witaj¹c boski dar i czuj¹c aprobatê jastrzêbia. Shaine cofn¹³ siê przed ni¹ niepewnie, unikaj¹c równie¿ tronu z jastrzêbiem. Wzniós³ rêkê i wskaza³ na ptaka. - Czy to twoje dzie³o? Czy wzywasz s³ugi demonów? - On jest lirem, panie - rzek³a spokojnie. - Z pewnoœci¹ je pamiêtasz. Hale mia³ takiego, nieprawda¿? - OdejdŸ! - krzykn¹³ chrapliwie Shaine. - Wynoœ siê! Nie œcierpiê obecnoœci Cheysuli w Homana-Mujhar! - Z chêci¹, panie dziadku - odpar³a dŸwiêcznie. - Ja te¿ nie œcierpiê widoku pró¿nego g³upca d³u¿ej, ni¿ to konieczne. Wykrzywi³ siê z wœciek³oœci¹. - OdejdŸ, nim rozka¿ê zabraæ ciê stra¿y! Alix by³a wœciek³a a¿ do bólu. Odwróci³a siê plecami do Mujhara i ruszy³a do otwartych drzwi na koñcu sali. Przystanê³a i obejrza³a siê po raz ostatni. - Rozumiem teraz, czemu Lindir odesz³a od ciebie, panie. Dziwiê siê tylko, ¿e nie uczyni³a tego wczeœniej. Alix, nie niepokojona przez nikogo, wysz³a na pogr¹¿ony w ciemnoœci brukowany dziedziniec przy zewnêtrznych murach. Gdy zebra³a spódnicê, by pospieszyæ w kierunku wysokiej bramy, us³ysza³a szczêk z³ota i klejnotów na pasie i zda³a sobie sprawê, ¿e ucieka z kosztownoœciami Mujhara. Zacisnê³a wargi i postanowi³a je zatrzymaæ, choæby jako jedyn¹ spuœciznê po matce. Nie mia³a pieniêdzy, klejnoty mog³y siê przydaæ. Alix trwo¿nie rzuci³a okiem przez ramiê, spodziewaj¹c siê poœcigu. Z tego, co ju¿ wiedzia³a, Shaine by³ zbyt pró¿ny, by puœciæ p³azem taki afront. Ba³a siê, ¿e jeœli szybko nie zdo³a wydostaæ siê z Homana-Mujhar, mo¿e posmakowaæ goœcinnoœci pa³acowych lochów. Kiedy odwróci³a siê, wy¿ej podnosz¹c spódnice, zobaczy³a, jak jakiœ cieñ odrywa siê od muru i kieruje w jej stronê. Potknê³a siê z przestrachu, gdy nieznajomy znalaz³ siê tu¿ za jej plecami. Jego rêka opad³a na jej usta, dusz¹c rodz¹cy siê krzyk. - Cicho! - wyszepta³. Na bogów, Shaine rozkaza³ mnie zabiæ! Zaczê³a szamotaæ siê ze wszystkich si³ w nierównej walce ze stra¿nikiem. Chcia³a go ugryŸæ, lecz uniemo¿liwia³a to d³oñ silnie zaciœniêta na szczêce. Siêgnê³a rêk¹ do jego twarzy i chybi³a, jej paznokcie przesunê³y siê po nagim ramieniu i zatrzyma³y na ciep³ym, zdobionym p³askorzeŸbami metalu. Alix znieruchomia³a. - Teraz bêdziesz spokojna? - zapyta³ mê¿czyzna. Zdj¹³ rêkê z jej ust. - Duncan