Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Stogggul ledwie zdołał go przełknąć. Ale zaraz potem poczuł, jak wracają mu siły, jak napływają niczym wzbierający wiosną strumień. - Co... co mi zrobiłaś? - Mogłam cię zabić, panie - powiedziała kobieta z osobliwą czułością. - I byłoby to takie łatwe. Wystarczyłoby podwoić dawkę. Nie ma w pobliżu twoich Haaar-kyut, nikt nie wie, że tu jestem, a sekcja nic by nie wykazała. Mikstura z ziół rozpada się na biochemiczne składniki w parę minut po połknięciu. Wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami. - Każę cię ściąć. - Oczywiście, panie, skoro taka twoja wola. - Podsunęła mu moździerz wypełniony sproszkowanymi ziołami. - Lecz najpierw przyjmij ten dar i jeśli zechcesz, wykorzystaj przeciwko swoim wrogom. Połknąłeś połowę dawki, więc jesteś na to uodporniony. Stogggul przez chwilę milczał. Najwyraźniej coś rozważał. Wreszcie podjął decyzję. - Dalma powiedziała mi, że to był dawniej ogród skcettty po przedniego regenta, Giyan. - Tak. - Znasz ją? - Stogggul stał się podejrzliwy. - Tylko ze słyszenia, panie. - Wieść niesie, że jest przebiegła. - Regent wstał, oparł się łokciami o balustradę i długo patrzył na ogród pełen magicznych ziół, korzeni i grzybów. - Powiedz, kto zbierał dla skcettty te rośliny o narkotycznych właściwościach? Malistra roześmiała się. Jej śmiech był cichy i szemrzący, jakby woda spadała w kryształ. - Na pewno nie ja, panie. Czarownica nie może dostawać ziół od drugiej, bo dotyk tamtej skaziłby je, odebrał im moc lub, co gorsza, odmienił ich działanie. Nie można ich zbierać maszynowo, bo są zbyt delikatne, a twoja aura skazi je nawet wtedy, kiedy użyjesz rękawic. Giyan, jak wszystkie czarownice, sama hodowała i zbierała zioła. Ja też tak robię. Potem Malistra podeszła, stanęła przy Stogggulu i objęła go w pasie. - Nad czym się tak głęboko zadumałeś, panie? - spytała cicho. - Jeżeli mogę w czymś pomóc, to wystarczy, że powiesz. Szalał w nim ogień. Pragnął jej ponad wszystko. Popatrzył na sproszkowane rośliny. Jakich jeszcze dowodów swojej czarodziejskiej mocy mogła mu dostarczyć? Pożądał jej aż do bólu. - Poszukuję uciekinierów - rzekł ochryple. - Jednym z nich jest skcettta, Giyan. Posłużyła się czarami, żeby zniknąć. Znajdź ją dla mnie. Twoje czary to potrafią, co? - Z całą pewnością, panie. - Jeśli odnajdziesz i ją, i jej towarzysza, dowiedziesz prawdziwości swoich słów i nasze wspólne kontakty staną się trwalsze. Ale najpierw musisz tymi swoimi kundalańskimi czarami odzyskać dla mnie Pierścień Pięciu Smoków, pomyślał. Gwiezdny admirał Kinnnus Morcha leżał nago na werandzie swojego pawilonu. Wyciągnięty na plecionej leżance, zażywał kąpieli w poświacie księżyców; obok stała identyczna leżanka. Wokół werandy rosły równe rzędy przycinanych, mocno rozgałęzionych ammonowców, które chroniły ją przed ciekawskimi oczami. Posadzkę zrobiono z syntetycznego kamienia, białego jak śnieg, który odbijał i wzmacniał poświatę księżyców. Morcha usłyszał ciche kroki i wiedział, kto nadchodzi, bo rozkazał, żeby do pawilonu wpuszczono jedynie jego młodego adiutanta. - Czy wiesz, Kurganie, że noc to pora intryg? - Teraz już wiem, sir. - Gdzie byłeś? - Gwiezdny admirał przemawiał zupełnie innym tonem. - Zauważono, że wyszedłeś przed końcem bankietu. - Jest pewna kobieta, sir - odparł stojący na baczność Kurgan. - Kobieta? W twoim wieku? - To looorm, sir. - Kłamstwo przyszło chłopcu łatwo, niemal radośnie. - Uczy mnie. - Dobrze mieć w życiu takie nauczycielki, adiutancie. Uczy się nas, żebyśmy wobec Tuskugggun, a zwłaszcza looorm, czuli wyłącznie lekceważenie. Lecz nadchodzi w życiu taki czas, że jedna z nich załazi ci za skórę. Stwierdzasz, że czujesz do niej coś, co uważałeś za niemożliwe. Wtedy i tylko wtedy pojmujesz, co tracisz, będąc Khagggunem. - Mam nadzieję, że pewnego dnia spotkam taką Tuskugggun - rzekł Kurgan, który wcale nie żywił takiej nadziei i tylko się zastanawiał, kto mógłby być wyjątkową looorm gwiezdnego admirała. - Jeśli znajdziesz, to mówię ci, że będziesz się zastanawiać, czy ona jest błogosławieństwem, czy przekleństwem. - Kinnus Mor cha uniósł krzepkie ramię. - Ale dość już o uczuciach. Przyłącz się do mnie, adiutancie. Zdejmij mundur. - Wyczuł wahanie chłopca i uniósł się na łokciu. - To część mego nocnego reżimu. W trakcie moich podróży bywałem wystawiony na wszelkie rodzaje promieniowania atmosferycznego i twierdzę stanowczo, że to na Kundali jest najprzyjemniejsze. Zamówiłem sobie te kamienne bloki, wzmacniają radiację i dobre samopoczucie. - Mrugnął. - A tak między nami, przekonałem się, że to odmładza to, co u mężczyzny najczulsze. Kurgan zaczął zdejmować mundur, a gwiezdny admirał opadł na leżankę z długim westchnieniem. Po chwili usłyszał, jak młody adiutant układa się na stojącej obok leżance. - A my obaj bez wątpienia potrzebujemy odprężenia po nieprzyjemnym bankiecie u twojego ojca. - Sądziłem, że raczej się udał. - I teraz też tak myślisz? Przypuszczam, że zauważyłeś zdziwienie na twarzy ojca, kiedy wpakowałeś belt w plecy Kefffira Gutttina. - Nie zauważyłem. - Ta jego przemowa była starannie zaplanowana. Chciał sprowokować jednego z nich: Bacha Ourrrosa lub Kefffira Gutttina. Bach Ourrros jest za sprytny, żeby dać się wciągnąć w publiczną sprzeczkę z regentem. Lecz Kefffir Gutttin nie był tak roztropny. - Wiem, że ojciec chciał śmierci Bacha Ourrrosa. - Obaj nawzajem pragną swojej śmierci - burknął Kinnnus Morcha. - Ale regent miał na myśli coś jeszcze