They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Ten facet po prostu nie lubi polskiej kultury: jej tradycja to wieś, szlachta („republika szlachecka”), ziemiaństwo, Kościół, romantyczne zrywy i zdrady, a także — prowincjonalizm. Można tego nie lubić, rozumiem, ale to jest polska specyfika i oryginalność — tu ma rację „endek” Pawełek Hertz. Owszem, Polska w 1918 stała się nominalnie normalną mieszczańską republiką i wtedy różne Tuwimy, Boye, Peipery postanowiły „odciągnąć” nas do normalnej kultury Zachodu, dorobić Polsce literaturę „miasta, masy, maszyny”, boć dotąd większość naszych powieści poza Prusem rozgrywała się we dworach lub na wsiach, miasto było egzotyką. Zrobili to, zwłaszcza Żydzi, bo przyzwyczajeni byli mieszkać w centrach miejskich Zachodu, pływali tam jak ryby, ale zrobili to sztampowo, „kosmopolitycz — nie”, przenosząc żywcem zachodnie wzory i to jest właśnie nieciekawe, wtórne, nietwórcze. A dla Sandauera to jest właśnie „kultura polska”, czyli „poziom”, bo dla niego miernikiem jest to, co ocenione by być mogło np. w Paryżu. A przecież taka Finlandia wniosła do ludzkiego universum dużo rzeczy ciekawych i oryginalnych, mimo iż w Paryżu nikt nigdy o żadnej fińskiej książce nie słyszał. Kultura narodowa jest dla narodu, a nie na światowy jarmark. Bronię więc, niczym Pawełek czy Henio, oryginalności polskich tradycji, ale właściwie gdzie one są i czy przetrwają? Książek starych dostać nie można, przepada w niepamięci tradycyjne polskie myślenie, kto słyszał o Kołaczkowskim, Zdziechowskim, Studnickim, Ortwinie, Irzykowskim, gdzie ich szukać? A w telewizji, którą tu oglądam, jakiż groch z kapustą, bez smaku, stylu, ładu. Dyrektor telewizji, Maciej Szczepański („krwawy Maciej”, bo wszystkich wyrzuca), to typowy totalistyczny menedżer propagandy, mały Goebbels. Daje propagandę nachalną, wyłączną, eliminuje wszelką „polską wątpliwość”, starcie, dyskusję, historię, nawet tradycję ludową, za to daje dużo rozrywki i — masę amerykańskich filmów sensacyjnych, które podobno kupił za półdarmo będąc z Gierkiem w Ameryce. To bardzo charakterystyczne dla epoki gierkowskiej: zgodzić się na bezideowy „kosmopolityzm”, aby tylko zapomniano o polskiej historii konfliktowej. Czy lud na to pójdzie? Chyba tak, bo coraz mniej o czymkolwiek innym wie, a dawną inteligencję diabli wzięli. Choć są grupki młodzieży, które widzą makabryczną, orwellowską nienormalność całej sprawy. Miałem spotkanie z takimi w „Więzi”, przyciskali mnie do muru, potrzebują rady, programu. Pocieszyła mnie ta młodzież, ale na krótko. Była tam wnuczka Adolfa Warskiego — ciekawe signum temporis. 10 lipca. Dalej Zakopane z piękną’pogodą, jaką rzadko się tu w lipcu spotyka. Łażę, odwiedzam stare miejsca, powtarzam dawne wrażenia, choć nieco zszarzałe i smutnawe, jak każda powtórka. A w ogóle to przeżywam przykrości zadane mi przez… cenzurę. To już niemal śmieszne: tyle lat przezywam to samo, ze moje najlepsze teksty ukazują się okaleczone, wypaczone, pozmieniane (a w najlepszym wypadku wcale się nie ukazują), iż powinienem się niby do tego przyzwyczaić. I właściwie przyzwyczaiłem się, co zresztą jest dowodem degeneracji, czasem jednak budzi się we mnie normalny człowiek — normalny i bezsilny — odczuwający wyjątkowość tego pecha, że akurat to, co ja robię czy usiłuję robić — publicystyka polityczna — jest w tym kraju niemożliwa. Ostatnio dopiekli mi mocno sprawą francuskiego generała Stehlina, bo przerzucam się nieco na tematy międzynarodowe. Generał Stehlin, specjalista od lotnictwa, kiedyś, od 1937 attache lotniczy Francji w Berlinie, który przestrzegał przed lotnictwem Goeringa i żądał dozbrojenia Francji, autor niedawnej książki „Francja rozbrojona” (znów to samo!), przestrzegał ostatnio rządy krajów NATO, żeby nie kupowały francuskich mirage’ów, lecz samoloty amerykańskie. Podniósł się wielki wrzask, duża to odwaga cywilna wystąpić przeciw produkcji własnego kraju (należy ona do niejakiego Dassault, rekina spod ciemnej gwiazdy), oskarżono go, że przekupiony przez Amerykanów, i musiał się zrzec stanowiska wiceprzewodniczącego parlamentu etc. A przecież sprawa jasna, te samoloty mirage rozszyfrowane są przez Ruskich, miały je kraje arabskie i sowieccy piloci na pewno na nich latali, zresztą strącono parę izraelskich. W tej sytuacji rzeczoznawca lotniczy szczerze proeuropejski i proamerykański, nie mógł polecać tych samolotów aliantom, choćby Francja z powodów ekonomicznych musiała przy nich pozostać (?!). Postąpił jak człowiek uczciwy, naraził się, po czym „przypadkiem” potrącił go na ulicy autobus — w Paryżu. W nagonce na niego wzięły udział nasze prasowe pieski, Szymański i Kołodziejczyk (paryski korespondent od siedmiu boleści), też pisząc beztrosko, że przekupiony przez Amerykanów (za 5 tysięcy dolarów miesięcznie!). Odpisałem im, Turowicz nie chciał puścić, ale w końcu poszło, cenzura nadgryzła, lecz jakoś jakoś. Tymczasem generał Stehlin zmarł z poturbowania, napisałem o tym znowu i tym razem cenzura rąbnęła tak, że wszystko niemal przeciwnie do zamierzeń: oto nauczka, żeby nie brać się w tych warunkach za tematy poważne, bo zrobią z człowieka w druku idiotę. Prezentować swoją postawę zafałszowaną to właściwie czysty nonsens. A następny felieton skonfiskowali mi w całości: uważają, że jest lato i ludzie będą przypuszczać, iż ja po prostu nie napisałem. Bezsilność kompletna! Trzeba robić swoje: pisać powieści dla Księcia, artykuły do prasy zagranicznej i mieć cenzurę gdzieś. Postanowiłem przyjąć ofertę z „Odnowy” i napisać antologię powojennych dowcipów politycznych. Już nawet zacząłem spisywać, mam na razie 110, będzie heca! Ma się odbyć niedługo ostatnia sesja tej Komisji Bezpieczeństwa i Współpracy, uchwalą tam frazesy bez pokrycia i znowu Rosja wszystkich oszuka, a my z naszą cenzurą nigdzie już nie będziemy mogli się odwołać. Breżniewowi okropnie na tym zależało i wszyscy, aby mu dogodzić (bo uzależniał od tego swój kalendarz spotkań „na szczycie”), pospieszyli się skwapliwie, gdyż on jest podobno „dobry”, a mógłby przyjść gorszy. Świat kapitalistyczny podtrzymuje bolszewików — oto ciekawa heca naszej epoki! Przeczytałem książkę Ludwika Erhardta o Pendereckim. Fantastyczna to swoją drogą kariera, żaden polski artysta w XX wieku takiej nie zrobił — chyba Sienkiewicz. Facet wie, czego chce. Mówią, że Polacy są zawistni, więc nie dam folgi utajonym moim myślom, że to półinteligent i że bierze (z wielką zresztą intuicją) do swoich utworów sławne teksty, których nie rozumie. Ale to mucha — który muzyk był inteligentny?! Myślę tylko sobie, oglądając jego partyturę, jak łatwo on pisze, szkicując „z wyobraźni” aleatoryczne kreski, podczas gdy ja mozolnie wypisuję tysiące nutek — a efekt jest mniejszy