They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Mamy - odparB zgodnie z prawd PaweB - ale musieli[my speBni dobry uczynek! Tato ju| wolaB nie docieka, jaki to dobry uczynek wymagaB od blizniaków kpieli w czasie ulewnego deszczu. Kiedy burza minBa i mama przyszBa jako tako do 80 siebie, Bble zd|yBy ju|zmieni przemoczone sandaBy na adidasy, a zielone spodnie same wyschBy. Tote| obeszBo si bez drugiej burzy. Grozniejszej, cho bez bByskawic. W Nowym Targu mama chciaBa koniecznie si zatrzyma na, jak powiedziaBa, maB godzink. ChodziBo oczywi[cie o jaki[ adres ko|uchowy, który trzeba byBo koniecznie sprawdzi. Mamie marzyBo si bowiem na zim baranie futerko, a tato nie miaB odwagi jej od tego zamiaru odciga. Gdyby, biedaczka, przeczuBa, jak ten nowotarski postój skomplikuje ich dalsze wakacyjne |ycie, ominBaby ko|uchowy adres i caBe miasto szerokim Bukiem. Ale któ| mo|e zapobiec sprawom, o których nie [niBo si nawet filozofom? Po krótkim bBdzeniu tato si zbuntowaB. - Idz sama. My na ciebie zaczekamy na tej Baweczce na skwerku. - Tylko si nie zgubcie! - zawoBaBa mama. -I niech dzieci nie odchodz od ciebie ani na krok! - W brzuchu mi burczy z gBodu - skar|yB si Beacie PaweB. - A mnie piszczy! Ty - szepnBa dziewczynka -tam, po drugiej stronie, jest bar mleczny! - I co z tego? - jknB PaweB, któremu przed oczyma stanB talerz zupy pomidorowej i kluski [lskie ze sBonin. Tato wybraB Baweczk na [rodku placyku, tu| pod rozBo|ystym kasztanem. Burza chyba ominBa Nowy Targ, bo ulice byBy suche. SBoDce przygrzewaBo leniwie, byBo ciepBo i zacisznie. WokóB kBbiB si 6- Ka|dy pies. 81 tBum ludzi, samochodów dostawczych i zapchanych wczasowiczami aut. - Co by[cie teraz zrobili najchtniej?  Tato zadaB jedno ze swoich ulubionych pytaD. Beata celnie kopnBa brata w kostk. - Poszliby[my obejrze tamten sklep z zabawkami - powiedziaBa szybko. Tato poruszyB si niespokojnie. - Nigdzie std nie pójdziecie! Nie mam zamiaru szuka was po caBym mie[cie. - Po czym przymknB oczy i wystawiB twarz na dziaBanie dobrotliwych promieni sBonecznych. - Nawet, je[li ci przysigniemy, |e oblecimy tylko ten kawaBeczek rynku? - spytaB PaweB, pokazujc przed siebie wycignit rk. - Powa|nie? - zastanowiB si tato, któremu okropnie nie chciaBo si wstawa, by zaprowadzi dzieci do wymarzonego sklepu. - Powa|nie - kiwnBa gBow Beata z najgBbszym przekonaniem. - Ty wiesz, |e mo|na na nas liczy! Tato westchnB. Czy| mo|na liczy na wiatr halny, |e przestaniewia? A jednak czasem Bble dotrzymywaBy obietnicy. Na przykBad nigdy nie przechodziBy same przez ruchliwe ulice, bo wiedziaBy, |e jest to surowo zabronione. - Dobrze. Mo|ecie tam pój[. Ale nigdzie dalej. Beacie to w zupeBno[ci wystarczaBo. Obok sklepu z zabawkami byBo przecie| to miejsce, które teraz interesowaBo ich najbardziej: bar mleczny! 82 Dzieci spokojnie, nie spieszc si, przeszBy skwerkiem koBo klombu kwitncego czym[ ogni[cie |óBtym. A potem daBy nog. Jeszcze spod sklepu z zabawkami Beata przyjrzaBa si znieruchomiaBej na Baweczce sylwetce taty. MiaB zamknite oczy. Drzwi baru byBy tu|, tu|. - Zup pomidorow i kluski nadziewane-za|daB PaweB