They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Ogień w dole brzucha żarzył się boleśnie. Tak bardzo zbliżył do niej swą twarz, że czuła policzku jego ciepło. Nie miała odwagi się poruszyć, próbowała wstrzymać oddech, lecz bez skutku. Złożył na jej czole pocałunek delikatny jak muśnięcie skrzyeł motyla. Tak musiałby ją całować Dominik, gdyby kiedykolwiek się na to zdobył. To, co leciutkie, drażniąco leciutkie, to był Dominik, silne zaś i dzikie, to król gór. Dwie istoty w jednej osobie. Chciał oglądać jej uda. Podnosił spódnicę, wolno, wyczuwała jednak, że z ciekawością. Znacznie wyżej niż kiedykolwiek przedtem ona odważyła się to zrobić. Położył się u jej boku, czuła jego bliskość. Nie był ani specjalnie gorący, ani zimny, był jak powietrze. Delikatnie pieścił jej piersi, a każdy dotyk odbijał się dudniącym echem w całym ciele. Całował tę pierś, która znajdowała się dalej od niego, a potarganymi włosami łaskotał brzuch. Jakby wietrzyk igrał z niewidocznym puchem na jej ciele. Potem podniósł głowę i przyglądał się jej z zadowo- lonym, pożądliwym uśmiechem, odsłaniając zęby. Po- dobało mu się to, co widział. Villemo z podniecenia była niczym rozpalony piec. Jedna jego ręka pieściła wewnętrzną stronę jej uda - spódnicę podniosła powyżej pasa, leżała więc po prostu naga - czubki jego palców przesuwały się lekko, leciutko po udzie, tam gdzie skóra najbardziej wrażliwa. - Och, nie - wzdychała. - Ach, proszę cię! Nieświadomie podciągnęła, a potem rozsunęła kola- na. Była tak podniecona i zamroczona, że nie zdawała sobie sprawy z tego, co robi. Pojękiwała cicho. W końcu położył dłoń na jej łonie, a ona drgnęła gwałtownie. Wreszcie Villemo musiała przyzwolić na to, do czego zmierzały jej ręce. Syknęła pod jego dotykiem, nie wiedziała, że wy- imaginowanym. Teraz, teraz do niej przyjdzie... Ale nie mogła już na niego czekać. Z krzykiem odwróciła się na bok, niemal na brzuch, z ręką pomiędzy zaciśniętymi udami. Całym ciałem wstrząsały spazmy. Najpierw twarz z zamkniętymi oczami wyrażała ból, potem rysy złagodniały w ekstatycznym uśmiechu, a usta raz po raz powtarzały imię Dominika... W końcu odetchnęła, głęboko, powoli, z jękiem. Leżała długo, senna i zmęczona. Rozkoszna błogość ogamęła ciało. Gdy otworzyła oczy, nie zobaczyła króla gór. Polan- ka była pusta. Villemo już go nie potrzebowała. Podniosła się chwiejnie, stając na drżących nogach. Zdjęła spódnicę, bo teraz nie bała się już obnażyć swojego ciała, zanurzyła się w źródełku, a rozkosznie chłodna woda okryła jej nagość. Później, kiedy już się ubierała, myślała ze zdziwie- niem, że nie odczuwa wstydu. Przeciwnie, czuła ogromną i czystą lekkość, coś w niej zostało wyzwolone, wybuchnęła głośnym perlistym śmiechem. Wyciągała ramiona ku niebu i czuła się wolna, wolna! Villemo bowiem była taka sama jak Sol. Dobrze wychowana, ale gdy się poskrobało w zewnętrzną powłokę, nietrudno było dostrzec cechy Ludzi Lodu, ową obojętną pogardę dla tego, co wypada, a co, nie, która dawała im tyle szalonego szczęścia i tyle rozpaczy, gdy ich samowola starła się z obowiązującymi prawa- mi. Wielokrotnie przeczesywała palcami włosy, by usu- nąć wszystkie liście i źdźbła mchu. Lekkim krokiem poszła potem przez las i przez jałowcowe zarośla do domu, do Elistrand. W listopadzie we dworze Elistrand zjawił się wójt. W jego małych oczkach pojawiały się nie wróżące nic dobrego błyski. Nigdy nie lubili tego wójta, uważali, że jest przekupny, stronniczy i że nie można mieć do niego zaufania. Kaleb i Gabriella dość chłodno przyjęli go w hallu. - Czy córka państwa jest w domu? - zapytał bez wstępów. - Villemo? Tak, jest w domu - odparła Gabriella. - Czy mógłbym z nią porozmawiać? - Oczywiście. Villemo! - zawołała. Na górze otworzyły się jakieś drzwi, potem za- mknęły i na schodach stanęła Villemo. - Wójt chce z tobą porozmawiać - wyjaśnił Kaleb. - Czy mamy wyjść? - Och, nie. Dlaczego? - zaprostestował przybyły z nieszczerym uśmieszkiem. - Doszło do mnie, że panna Villemo ma na ręce pewien znak. Rodzice spoglądali na siebie nic nie rozumiejąc. - A to co znowu? - spytał Kaleb. - Ja wiem, co wójt ma na myśli - rzekła Villemo. - Owszem, mam taki znak. - Czy mogę zobaczyć? Posłusznie podwinęła rękaw i pokazała wójtowi bliznę w kształcie krzyża. - Aha! - wykrzyknął triumfująco. - W takim razie muszę prosić, panno Villemo, by udała się pani ze mną. Kaleb zaprostestował gwałtownie. - O co tu, na Boga, chodzi? Wójt zwrócił się do niego. Teraz mówił ostro: - Córka państwa była członkiem powstańczego sprzysiężenia. Spiskowała przeciwko królowi. A wydano właśnie rozkaz, aby członków sprzysiężenia pojmać i poddać przesłuchaniom. - Ale przecież Villemo nie konspirowała przeciw Jego Wysokości - zaprotestowała Gabriella. - To nonsens! Zwykłe młodzieńcze sprawki