Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Mary Beth, broń! - Sarah wyciągnęła w lewej ręce MAC-10. Po chwili kobieta była przy niej. - Czy ty wiesz, co robisz? - Uhm - mruknęła potakująco. - Życzę szczęścia wam wszystkim. Zmykajcie stąd. Kątem oka widziała, jak Mary Beth pobiegła z powrotem do ciężarówki i wsiadła do kabiny. Ciężarówka odjechała. Sarah zwróciła się do majora: - Przez cały czas nosił pan pistolet, prawda? - Zmierzyła wzrokiem futerał przy jego pasie. - To nie było zbyt przebiegłe z pani strony. Robiąc ku niemu krok, z wodą ściekającą z włosów i po twarzy, powiedziała: - Niech go pan wyjmie i wyrzuci w te krzaki. - Tak - odparł. Powoli wyciągnął broń z kabury, przyjrzał się jej przez moment, po czym cisnął w dal. - A teraz proszę uruchomić jakoś ten samochód; może usiąść za kierownicą lub coś takiego. Chcę go odciągnąć od tego słupa. - Chyba nie będę mógł go uruchomić. Zaczęła mówić, ale major przerwał jej: - Wiem, lepiej dla mnie, żeby był na chodzie. Rosjanin usiadł wolno za kierownicą. Odezwał się warkotliwy hałas i po kilku nieudanych próbach rozrusznik zadziałał. Sarah pokazała gestem, żeby major wycofał się. Trzymała pistolet wycelowany w jego głowę. Przez mgnienie oka wydawało się jej, że oficer próbuje uciec, ale samochód zatrzymał się. Gdy odsunęła się od drzwiczek, Rosjanin wyszedł. - Nie do wiary - uśmiechnął się. - Dopisuje pani dziś szczęście. Ten samochód jeździ! - Teraz proszę stanąć tam, obok słupa - rozkazała. - Żeby mnie pani zastrzeliła? - Lepiej dla pana... - Urwała, nie mogąc uwierzyć w dźwięk, który wydobywał się jej z gardła: śmiech. Major uśmiechał się półgębkiem, po czym też wybuchnął śmiechem. Powoli cofał się, nie spuszczając z niej oka, aż doszedł do przydrożnego słupa. Wówczas ruszyła do samochodu, by usiąść za kierownicą. - Proszę pani! Spojrzała mu w twarz. Uniósł prawą dłoń i zasalutował jej, kłaniając się lekko. - Do kolejnej kampanii, proszę pani! Sarah Rourke odłożyła pistolet na siedzenie, wrzuciła bieg i zjechała z pobocza drogi, ślizgając się kołami w błocie. W lusterku wstecznym wciąż widziała majora, kiedy wjechała na jezdnię. Nadal stał tam na deszczu, pod zgiętym, przydrożnym słupem. Silnik krztusił się, przednia szyba była pęknięta, a na desce rozdzielczej widniała krew, lecz samochód pracował dobrze. Miała cichą nadzieję, że majorowi uda się przeżyć. ROZDZIAŁ XLVIII Rourke dopadł wyważonych drzwi frontowych terminalu. Odepchnął w bok potłuczone szkło, przebiegł przez kałuże w korytarzu prowadzącym do środka. Co Natalia mogła tu robić? - zadawał sobie pytanie. Lecz gdy skręciwszy za róg, wpadł do hallu głównego, nie było czasu na szukanie w myślach odpowiedzi. Zatrzymał się jak wryty. W pomieszczeniu na końcu hallu znajdowało się około trzydziestu osób: mężczyźni i kobiety, jedni starzy, inni w wieku zbliżonym do jego. Była tam też Natalia. W wyciągniętej prawej ręce trzymała swój maleńki pistolet. Przed nią stało pięciu kubańskich strażników i jeden oficer. Rourke przycisnął się do ściany korytarza i cal po calu ruszył naprzód, próbując zrozumieć coś z prowadzonej po hiszpańsku rozmowy. - ...To jest dla mnie nieistotne, seniorita. Dopóki nie wylądują bezpiecznie kubańskie samoloty, dopóty ci więźniowie pozostaną ze mną. Nie pragnę śmierci oficera KGB, nawet samozwańczego. Jednakże, powtarzam ostatni raz, jeśli natychmiast nie odsunie się pani i nie opuści tego pokoju, moi ludzie otworzą ogień. Jeżeli tak bardzo zależy pani na tym amerykańskim personelu wojskowym i ich żonach, to sądzę, że nie chciałaby pani narażać ich na śmierć, kiedy moi ludzie zaczną do pani strzelać. Twarz Rourke'a zmarszczyła się w uśmiechu. Spokojny alt Natalii zaczął nienagannym hiszpańskim: - Kapitanie, abstrahując od faktu, że jestem od pana wyższa stopniem, ja również strzelę panu w twarz, o ile nie wyda pan swoim strażnikom rozkazu złożenia broni. Wielu z tych ludzi, nawet jeśli kiedykolwiek byli amerykańskim personelem wojskowym, jest na emeryturze. Nie ma już żadnego prawdziwego wojska amerykańskiego. Cokolwiek pan zamierza, niech pan pamięta, że ciąży na panu obowiązek ewakuacji. A teraz - rzekła, gestykulując pistoletem - proszę zejść mi z drogi, bo zastrzelę. Rourke pokręcił głową, po czym odszedł od ściany i wypalił z Detonics'a w krzesło stojące w pół drogi między miejscem, gdzie stał, a wejściem do pokoju w końcu korytarza. - Nie ruszać się! - krzyknął po angielsku, po czym dodał: - Sus mannos arriba! Oficer kubański zrobił dokładnie to, czego Rourke się spodziewał: odwrócił się ku nowemu wyzwaniu. W tym momencie Natalia poruszyła się błyskawicznie i po chwili trzymała już pistolet przy jego skroni. - No, kapitanie - warknął Rourke po angielsku. - Ta młoda dama chyba poprosiła pana o zrobienie czegoś. Proszę rozkazać swoim ludziom, żeby rzucili broń. Już! Natalia dodała cichym głosem, tym razem po angielsku: - W przeciwnym wypadku zabiję pana, kapitanie. Oficer nie ruszał się przez długą chwilę. Rourke trzymał oba Detonics'y skierowane w stronę pięciu strażników, którzy wciąż mieli go na linii strzału swoich AK-47