Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Wiele chat stanęło w ogniu dokładnie oświetlając ruchy naszych oddziałów. Od tamtej chwili sowieccy celowniczy mieli już łatwe zadanie. Ich pociski spadały metodycznie, dokładnie trafiając w potężną kolumną. „Organy Stalina" zalewały granatami masę różnorodnego sprzętu. Ciężarówki z paliwem zajęły się ogniem. Wzdłuż całej wąskiej drogi płonęły samochody. Ostrzał był tak silny, że co chwila musieliśmy padać w śnieg. Pośród dziesiątków gorejących pojazdów, na śniegu, w strasznych drgawkach, leżały rzężące konie. W pobliżu znajdowali się żołnierze, trafieni z broni maszynowej. Leżeli na brzuchu, twarzą do ziemi albo na plecach. Wydawali dziwne odgłosy przypominające czkawkę. Pożar sprawiał, że ich twarze, czerwone od krwi, wyglądały jak nieprawdopodobne, przerażające miedziane maski. Niektórzy próbowali jeszcze czołgać się. Pozostali zwijali się z bólu z okropnymi grymasami na twarzach. Kolumna zamieniała się w przerażająca jatkę, oświetloną przez pożary, które zabarwiały na czerwono pokrytą grubym śniegiem okolicę. Ciężarówki, które płonęły pomiędzy wzmocnionymi palikami skarpami, uniemożliwiały dalszą wędrówkę. Tylko piechota, dziesiątkowana ostrzałem z broni maszynowej, zdołała z trudem przedostać się pomiędzy tymi olbrzymimi pochodniami, ciałami konających i końmi z rozprutymi brzuchami, których wnętrzności ślizgały się po lodzie jak grube brązowe i zielone węże. Woźnice bez skutku usiłowali popędzać konie. Kilka wielkich ciężarówek mimo wszystko posuwało się do przodu, miażdżąc konie, które szarpały się i rzęziły w płomieniach. Te dzikie wysiłki jednak na nic się nie zadały. Korek stawał się coraz większy. Narastało ogłuszające wycie silników, wybuchy, dzikie okrzyki i błagania. W końcu ujrzeliśmy przyczynę tego potężnego zatoru. Wszystkie wojska z Szenderowki miały przeprawić się przez drewniany most na końcu doliny. Wielki niemiecki czołg utknął pośrodku mostu i w końcu załamał go, zatrzymując tym samym cały ruch w kierunku południowo-zachodnim. Kiedy zobaczyliśmy tego potwora na stercie połamanych desek, pomyśleliśmy, że tym razem to już koniec. Brzegi były wysokie i niemożliwe do pokonania w bród. Most został wysadzony w powietrze przez bolszewików, kiedy wyparliśmy ich dwa dni wcześniej. OKRĄŻENI W CZERKASACH 225 Niemcy odbudowali go w pośpiechu. Lekkie czołgi zdołały wyjechać z Szende-rowki. Potem, bez problemów przejechał pierwszy czołg ciężki. Drugi natomiast wszystko zawalił. Dwa dni pracy saperów zostały unicestwione w jedną minutę przez masę żelaza, ważącą czterdzieści tysięcy kilogramów, wbitą teraz w most jak oszczep. Było jasno, jak w południe. Ranni, piechurzy starali się przejść obok pechowego czołgu. Z góry wąwozu widzieliśmy całą Szenderowkę, która wyglądała jak czerwo-no-złota plama na białym śniegu. Ku niebu wznosiły się przerażające wrzaski. Te tragiczne blaski i te upiorne krzyki sprawiały, że wioska przypominała czeluście piekielne. *** Kiedy nasi ranni znaleźli się po drugiej stronie mostu, powierzyłem ich jednemu z lekarzy, z rozkazem dołączenia trzy kilometry dalej do pierwszego oddziału, który ruszy do przodu. Ruszyli przez step, tam gdzie zmroku nie rozdzierały płomienie płonących ciężarówek. W atmosferze katastrofy niemieccy saperzy zdołali po dwóch godzinach wysiłków zepchnąć czołg na dół i przerzucić nad wyrwą, masywne bale. Ruch został wznowiony pod nasilającym się bombardowaniem. Przechodziliśmy po trupach i konających. Ale przechodziliśmy. Ludzie zdeptaliby wszystko, byleby tylko iść do przodu. Chcieli żyć. #** Gdzieś na północnym-zachodzie, na oblodzonym wzgórzu w Nowo-Budzie nasi Walończycy, wierni otrzymanym rozkazom, zawzięcie stawiali opór, broniąc każdej piędzi ziemi. Widzieli płonące i miażdżone w Szenderowce kolumny pojazdów. Docierały do nich upiorne jęki tysięcy ludzi, powalanych wybuchami pocisków i ogniem. Od pierwszej do piątej rano nasze plutony, jeden po drugim, schodziły z pozycji. Żołnierze w milczeniu brodzili w śniegu. Ziemia była twarda. Dotarli do niewielkiej kotlinki na południowym-wschodzie i przegrupowali się. Musieli pokonać tylko trzy kilometry, żeby dojść do Szenderowki. Nie musieli szukać drogi: pomarańczowa łuna pożaru tańczyła nad oświetloną wioską. Nasi ludzie przechodzili pomiędzy płonącymi ciężarówkami, końskimi ścierwami, poskręcanymi trupami, które pękały i topiły się. Przez całą noc Walończycy przechodzili małymi, szybkimi grupkami przez huragan. 226 FRONT WSCHODNI 1941-1945 Nasza straż tylna niewzruszenie trwała na stanowisku w Nowo-Budzie. Nieustannie ostrzeliwała wroga przypierając go ogniem do wzniesienia. O piątej rano realizując ostatnią fazę planu, zręcznie wycofała się i błyskawicznie dołączyła do ostatniej zapory złożonej z żołnierzy SS, ustawionych przy południowym wyjściu z Szenderowki. Następnie podążając za ostatnimi pojazdami przeszła na południe przez słynny most