Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku. Chryste, wiedziałem, że facet kogoś zaciukał, ale nie miałem pojęcia, że narobił przy tym takiego bałaganu. - Policja przypuszcza, że szukał ukrytego sejfu albo czegoś wartościowego do sprzedania - odrzekła znużo na. Od piątku opowiadała tę historię setki razy. Wszyscy sąsiedzi, wszyscy właściciele okolicznych sklepów chcie li poznać krwawe szczegóły. - A ten rzeźbiarz, bidula, zaskoczył go przy robocie i oberwał, hę? Słyszałem, że zamknęłaś się w chłodni. - Tak. lan łypnął na nią podejrzliwie. - Widziałaś tego faceta? - Widziałam, ale nie potrafię go opisać. Nosił maskę z pończochy i czapkę. Włosy miał zmierzwione, bez po268 Zaufaj mi łysku, jakby brudne... Chciałeś czegoś ode mnie, łan? Jestem trochę zajęta. - Co? A tak. Dzwoniłem do Tony'ego, ale nikt nie pod nosi słuchawki, więc pomyślałem sobie, że może ty masz jakieś wiadomości od Starka. Wiesz coś? Zajrzał do moje go projektu? - Ujęłabym to tak, łan: odgrywanie anioła stróża i sponsorowanie sztuk teatralnych nie należy do ulubio nych zajęć dyrektora Starka. Przynajmniej chwilowo. - Mona, zrobisz coś dla mnie? Znasz go lepiej niż ja. Mogłabyś szepnąć mu stówko, co? Mam przeczucie, że ciebie wysłucha. Desdemona westchnęła i usiadła wygodniej. - łan, odpuść to sobie. Stark ma teatr gdzieś. - Bzdura. Skorzystałby na wystawieniu tej sztuki tak samo jak my. Uniosła brew. - Sądzisz? - Pomyśl tylko, jaki wpływ miałoby to na jego emploi. Natychmiast zyskałby opinię mecenasa sztuki. - Może nie powinieneś był mówić, że chcecie wypruć z ludzi flaki - zasugerowała Desdemona. - Przypusz czam, że ta myśl trochę go odstraszyła. - Tak, tak, wiem. Chyba niepotrzebnie to palnąłem. Jego sekretarka mówi, że Stark nie chce się ze mną wi dzieć. - Szybko wstał i zaczął krążyć po gabinecie. A może złożyć mu nowy projekt? Trochę go pozmieniać, zmodyfikować, co? - Świetny pomysł. Zajmij się nowym projektem, tym czasem ja uprzątnę ten bałagan. Na szczęście morderca nie tknął mojego komputera. - Obróciła się z fotelem i pstryknęła włącznikiem urządzenia. - Może nie zdążył? - zasugerował łan. - Może ten twój rzeźbiarz go spłoszył? - Kto wie. - Zadrżała wystukując na klawiaturze zna jome polecenia; chciała zajrzeć do tygodniowego harmo nogramu. - Nawet nie chcę myśleć o tym, co się tu stało. 269 Jayne Ann Krentz - Słuchaj, nie wiesz przypadkiem, gdzie jest Tony? Mieliśmy dzisiaj zjeść lunch i omówić obsadę jego sztuki. - Tony? Tony jest w Los Angeles, lan znieruchomiał. - W Los Angeles? A co on tam, do diabła, robi? - Wezwali go ci z filmu. Wpadł w złość. - Cholera jasna, myślałem, że dostał już nauczkę. Hol lywood! Też coś. Przecież on dobrze wie, że z tego głu piego serialu nic nie wyjdzie. Teraz najważniejszy jest ,,Rozpad". Bez niego... - ,,Rozpad" zupełnie się rozpadnie? - wpadła mu w słowo. - Bardzo śmieszne. - Sprawiał wrażenie głęboko ura żonego. - Przepraszam. - Zmarszczyła czoło. Na ekranie mo nitora pojawił się komunikat, którego jeszcze nie znała. Dziwne... - Co jest dziwne? - Komputer pyta mnie, czy chcę odzystać stracony plik. łan obrócił głowę. - Normalka - orzekł. - Jeśli w trakcie pracy doszło do awarii prądu albo jeśli wyłączyłaś komputer nie wycho dząc uprzednio z programu, tracisz część zapisów. Kom puter pyta cię, czy chcesz je odzyskać. - Ale... ale co to właściwie znaczy? Wzruszył ramionami. - Dokładnie to, o co cię pyta. Stracone zapisy zostały przechowane w specjalnym pliku. Jak chcesz go odzy skać, musisz wystukać odpowiednie polecenie, i tyle. - Nie... - Urwała. Nie wiedziała dlaczego. Po prostu nie chciała mówić łanowi, że zawsze wychodzi z programu, a dopiero potem wyłącza komputer, nie wspominając już o tym, że nie było żadnej awarii prądu. - Co nie? 270 Zaufaj mi - Nie wiedziałam, że tak dobrze znasz się na kompu Odchrząknęła. terach. - A kto się dzisiaj na nich nie zna? Mam IBM-kę. Pro wadzę na niej listę potencjalnych sponsorów, listy sub skrypcyjne i księgowość teatru. Tony mi ją zaprogramo wał. - Fakt, zapomniałam. - On ma do tego smykałkę, co? - Owszem. - Nie chciał kontynuować tematu. - Prze praszam cię, łan, ale naprawdę mam dużo pracy. - Aluzja dotarła. - Przystanął przy drzwiach. - Mona? - Tak? - Myślisz, że gdybym zmodyfikował projekt i bar dziej podkreślił jego rolę jako wizjonerskiego mecenasa albo patrona sztuki, to Stark by na to poszedł i sfinan sowałby ,,Rozpad"? Miałby dobrą prasę. Ci z forsą to lu bią. - Fiu-fiu - zagwizdała. - Stark wizjonerem i mecena sem sztuki? Nie mam pojęcia, jak by zareagował. - Posła ła mu pełen otuchy uśmiech. - Kto wie, spróbuj. Ogarnięty nowym entuzjazmem, poklepał framugę drzwi. - Spróbuję. Jak Tony się odezwie, powiedz mu, żeby wracał do Seattle. Ci z Hollywood to same dupki, hipo kryci i chodzące beztalencia. My jesteśmy ludźmi teatru. - Wyszedł, machając jej na pożegnanie swoim końskim ogonem. - Powiem - szepnęła