Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Palce wbił w oparcie, zamknął oczy, a twarz wykrzywił mu straszny grymas. - Piętnaście! - wyszeptał, jakby liczył coś w myślach. - I to ledwie, na Boga. Bentley ledwie usłyszał ostatnie słowa. Nie podobał mu się kolor twarzy brata. - Przepraszam, Cam - wyszeptał, pragnąc, by brat otworzył oczy. - Cieszę się, że to powiedziałem, I Freddie ma rację, to mnie zżerało żywcem. Czułem się taki... och, nie wiem. Taki martwy niekiedy w środku - ciągnął dalej, a słowa same zaczęły się z niego wylewać i nie mógł przerwać. - Wiem, że mnie nienawidzisz. Do diabła, czasami i ja cię nienawidzę. Ojciec nastawił nas przeciw sobie i to zupełnie rozmyślnie. - Och, dobry Boże! - padły zduszone słowa. -Pewnie ją do tego nakłonił! Bentley wzruszył ramionami - Chciałbym, żebyś wiedział, Cam, że to, co czuję, to nie jest zazdrość. Przysięgam, że nigdy tak nie było. Nigdy nie zazdrościłem ci tytułu ani pozycji i nikt nie zazdrościł ci małżeństwa z Cassandrą. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to dręczyło. Teraz mam Fre- derice, bez względu na to, czy na nią zasługuję, czy nie. I bardzo chcę żyć dla niej. Stworzyć wspólne, nasze życie. Tak, sprawiłem jej wiele przykrości. Mojej własnej żonie. A ona nawet nie wie... - Głos mu się załamał. - Boże, ona nawet nie wie najgorszego, a już, jak sądzę, zastanawia się nad tym, czy powinna mnie opuścić. Przysięgła, że tak zrobi, jeśli wszystkiego nie wyznam. 390 391 - Nie wyznasz? - Cam wydal z siebie dziwny gardłowy odgłos, a potem zerwał się z fotela i ruszył w stronę okna z wykuszem. Jedną dłoń położył z tyłu głowy, a drugą oparł o framugę okna i pochylił się do przodu. Czy zastanawiał się nad tym, że może rozsądnie byłoby wyrzucić przez nie Bentleya? Dłuższą chwilę Cam tkwił nieruchomo niczym skala, tylko ramiona mu drżały, jakby powstrzymywały jakieś dręczące go uczucie. Bentley zaczął zastanawiać się nad tym, co przyniesie mu los. Nagle poczuł chłód. Poczuł mdłości w żołądku. Może będzie tak, jak zawsze go straszyła? Tak, idź, powiedz mu\ Nadal widział pełne, różowe usta Cassandry mówiące te słowa. Czuł jej gorący oddech na swoim policzku. Tak, powiedz mu dokładnie, co mi robiłeś, Bentley. Co ja robiłam tobie. Ale powiedz mu też, co czułeś, mój skarbie. Bo to wspomnienie ci się przyda, kiedy wyrzuci cię na ulicę. O Chryste! Bentley zamknął oczy. Co on nawyprawiał? Czy zostanie wygnany z rodzinnego domu i nigdy nie pozwolą mu tu powrócić? I komu Cam powie? Helene? Wszystkim? Nosił swój wstyd niczym ołowianą zbroję. Nie płakał od wielu lat, ale teraz poczuł gorące łzy napływające mu do oczu. Tak, wyznaj wszystko, syczał jedwabisty głos w jego głowie. No, śmiało... powiedz mu, jak to z nami jest. W końcu jesteś w tym bardzo dobry. - Och, Bentley, jestem oburzony, że tego nie zauważyłem! - wydyszał Cam spod okna. - Och, były znaki... całkiem wyraźne... śmiem powiedzieć, kiedy teraz o tym pomyślę. - Z jego gardła wydarł się stłumiony jęk i dopiero wtedy Bentley zorientował się, że jego brat plącze. Uniósł się nieco z fotela. - Dobry Boże, Cam, nie wolno ci myśleć, że... 392 Ale Cam odwrócił się i spojrzał mu w twarz. - Myśleć? - wydusił z siebie. - Ja nie myślałem! I nie widziałem także. W tym był cały kłopot, prawda? Mój Boże! Mój Boże! Dlaczego nigdy nie przyszło mi to do głowy? Czy jestem skończonym idiotą? Uwiodła przecież cholernego pastora, nietrudno więc uwierzyć, że uwiodłaby i dziecko, prawda? Ale żadnej z tych rzeczy nie zauważyłem. Wstyd mi, Ben-tley. Bardzo mi wstyd. Bentley nie zrozumiał, o co chodziło bratu, tak był zmieszany i przerażony. - Słuchaj, Cam, nie wiedziałem wtedy, że była kochanką Thomasa Lowe - rzekł pospiesznie. - Przysięgam, dowiedziałem się dopiero, kiedy podsłuchałem ich kłótnię. Co nie czyni niczego, czego się dopuściłem, mniej obrzydliwym, Wolałbym udawać, że byłem zupełnie niewinny, ale Cam, obaj wiemy, że to po prostu nieprawda. Cam spojrzał uważnie na twarz brata, w jego oczach paliło się jakieś nienazwane uczucie. - Zostałeś wystawiony na spotkanie ze światem grzechu i zdeprawowania - wyszeptał, ściskając dłonie w pięści. - Ale czy to była twoja wina? Nie. To były działania ojca i mam nadzieję, że będzie się za to smażył w piekle. - Ale ja wiedziałem, co robię - odparł cicho Ben-tley. - Wiedziałem. Na te słowa Cam zbliżył się do niego, przemierzając pokój trzema szybkimi krokami. - Ach, wiedziałeś, tak? - wysyczał mu w twarz, a policzki nadal miał mokre od łez. - Powiedz mi zatem, ile miałeś lat, kiedy to się zaczęło? Jedenaście? Dwanaście? Byłeś prawiczkiem? Oczywiście, że byłeś. Widzę to w twoich oczach. I byłeś duży jak na swój wiek