Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Pucek zaledwie rzucił okiem, nawet nie musiał wąchać. — No wiesz! — powiedział ze zdumieniem. — Naprawdę tego nie znacie? To się poniewiera absolutnie wszędzie! — A co to jest? — spytał zaciekawiony Pafnucy. — Kapsel od piwa — odparł Pucek. — Proszę…? — zdziwił się Pafnucy. — Jak to? Nie wiesz, co to jest kapsel od piwa?! — Nie — powiedział Pafnucy ze skruchą. — Nigdy w życiu o czymś takim nie słyszałem. Pucek usiadł, podrapał się za uchem i rozpoczął objaśnienia. Musiał powiedzieć Pafnucemu, co to jest piwo, co to jest butelka i jak ta butelka jest zatkana kapslem. Spróbował także wytłumaczyć, jak ludzie zdejmują te kapsle, ale to już okazało się za trudne, sposobów bowiem było mnóstwo. — W każdym razie wyrzucają je byle gdzie — powiedział. — Wcale nie zwracają na to uwagi. Nic ich nie obchodzi, że ktoś mógłby je zjeść albo wejść na nie, i nawet sami sobie robią tę głupotę. Wiesz, chodzą boso, włażą na to i kaleczą sobie nogi. Dużo tam tego macie? — Więc one nie rosną w ziemi? — upewnił się Pafnucy. — No coś ty? Ludzie to robią i ludzie wyrzucają. — W takim razie znalazłem trzy. Ten jeden i jeszcze dwa takie same. — Stare są. Zardzewiałe. Pewnie leżały przez całą zimę. Gdzie to było? — Blisko jednego końca lasu, tam, gdzie ryczy i cuchnie to takie długie, nazywa się szosa. — Szosa! — wykrzyknął Pucek. — No oczywiście, ludzie lubią sobie posiedzieć w lesie blisko szosy. Jedzą i piją, i zostawiają wszystkie śmieci. Dziwię się, że dopiero teraz znalazłeś coś takiego. Puszek nie było? — Jakich puszek? — zainteresował się Pafnucy. Pucek wyjaśnił, że ludzie miewają jedzenie w puszkach, twardych, metalowych naczyniach, znacznie większych od tego kapsla, otwierają je, wyjadają zawartość, a resztę również wyrzucają gdziekolwiek. Rzucają także torby, papiery i różne opakowania. Najgorsze są foliowe, nie rozpuszczają się i nie niszczą, mogą tak leżeć całe lata i w żadnym wypadku nie wolno próbować ich zjeść, bo są ogromnie szkodliwe. — Ja to wszystko wiem dlatego, że już raz udławiła się krowa — powiedział. — Byłem przy tym. Na łąkę też rzucają, i w ogóle wszędzie, i nie mogę tego zrozumieć, bo nad tą udławioną krową strasznie rozpaczali i wzywali do niej weterynarza. A przecież sami ją udławili! Pafnucy również nie mógł tego zrozumieć. Obaj z Puckiem siedzieli nad zardzewiałym kapslem od piwa i rozważali sprawę ludzkiej głupoty. Nawet nie zauważyli, że zięba pofrunęła do lasu. — U nas do tej pory nie było ludzi — powiedział Pafnucy. — Tylko leśniczy, ale on nic nie rzuca. — Ciesz się, że nie wiedzą o waszym jeziorku — powiedział Pucek. — I o tym, że są w nim ryby. Zaraz by przylecieli i wszystko zniszczyli. — Nie powiesz im chyba? — zaniepokoił się Pafnucy. — No pewnie, że nie. Połażą najwyżej blisko szosy i naśmiecą tam, gdzie jest jakieś ładne miejsce. Głowę daję, że znalazłeś te kapsle w jakimś ładnym miejscu! — Tak — przyznał Pafnucy. — Na bardzo pięknej leśnej polanie. Jak wyglądają te foliowe rzeczy, które udławiły krowę? — A, o tak — powiedział Pucek i pokazał mu podartą foliową torbę, którą wiosenny wiatr niósł po skraju lasu. Dopędził ją, chwycił w zęby i przyniósł Pafnucemu. — I do tego jeszcze gubią różne naczynia i narzędzia, twarde to, nie da się ani pogryźć, ani rozmoczyć, no mówię ci, coś okropnego! Gorsze niż sidła i pułapki! Pafnucy zmartwił się bardzo. Pucek miał złe przeczucia, ponieważ szosa przez las istniała od niedawna. Kiedyś jej nie było, nikt tędy nie jeździł, wszyscy musieli objeżdżać las dookoła. Szosa, na której są ludzie, może spowodować okropne straty. Z najbliższego drzewa rozległy się nagle głośne okrzyki. Obaj się obejrzeli. Na gałęziach siedziało mnóstwo ptaków, zięba, obie sroki, dzięcioł i jeszcze wiele innych. — Hej, Pafnucy! — zawołał dzięcioł. — Zięba mówi straszne rzeczy! Czy to prawda, że te wstrętne małe przedmioty niedługo zasypią cały las? — I żelaza! — wrzasnęły sroki. — I puszki! I torrrby, torrrby, torrrby! I ludzie! — Powiedziałam im wszystko! — zaświergotała przeraźliwie zięba. — Przestraszyli się! Cały las trzęsie się ze strachu! — Cicho bądźcie! — zawołał dzięcioł. — Pafnucy, zapytaj go, czy jest na to jakaś rada! Może jeszcze uda nam się uratować! Zapytaj go! Pafnucy o nic nie musiał pytać, ponieważ Pucek wszystko doskonale słyszał. — Nie będę się darł, bo one mnie i tak zagłuszą — powiedział do Pafnucego. — Oczywiście, że jest rada. Po pierwsze, ten ptak przesadził, do takiego zaśmiecenia lasu potrzebne są wycieczki… — Co to są wycieczki? — przerwał Pafnucy, a ptaki umilkły i też zaczęły słuchać