Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Mam tu raport OSI w sprawie sierżanta Byersa. - Wybaczy pan, panie generale; Byers to jeden z dwóch sierżantów, którzy wydostali mnie z Ras Assanya - wyjaśnił Rupert. Zajrzał kobiecie przez ramię. Cały czas rozpraszał go zapach perfum Dewy. Pułkownik odczytał, że według zeznań Byersa napastnicy rozmawiali po arabsku. - Chyba lepiej będzie, jeśli pan na to spojrzy - oznajmił Stansell. Rahimi obróciła ekran w stronę Mado. Ten przeczytał raport i skomentował go wieloznacznym: - Hmm...! Stansell wiedział już jednak, co powinien zrobić. - Jeśli jacyś Arabowie chcą dopaść Byersa, zapewne ścigają i mnie - powiedział. - Sądzę, że może pan potrzebować nowego dowódcy misji. Mado natychmiast umówił spotkanie z Cunninghamem, po czym polecił: - Niech pan weźmie swoją mapę, Rupe. Skoro już tam będziemy, możemy załatwić dwie sprawy naraz. Pani też pójdzie - zwrócił się do Rahimi. - Czas, żeby poznała pani Zmierzcha. Cunningham przyjrzał się uważnie mapie Stansella, śledząc trasę przelotu, którą pułkownik proponował. Bezskutecznie próbował wyobrazić sobie, co też będzie widział pilot lecąc na małej wysokości przez góry zachodniego Iranu. Generał był zły na siebie, że stracił niezbędną pilotom myśliwskim umiejętność. Dowodzenie całymi Siłami Powietrznymi najwyraźniej zniszczyło wyobraźnię przestrzenną Cunningha-ma. Nie umiałby także przelecieć nowoczesnym odrzutowcem przez góry. Zresztą tego nie widział jeszcze nigdy w życiu. Mado - mistrz w obserwowaniu reakcji Cunninghama - wyczuł od razu, kiedy tylko weszli, że spotkanie nie przebiegnie łatwo. - No dobrze, pułkowniku, co u licha ma mi to powiedzieć? - odezwał się szef sztabu. - Więzienie, w którym znajdują się jeńcy, leży pięćset dziesięć kilometrów od zbiegu granic Turcji, Iranu i Iraku. Dla powolnego samolotu, takiego jak lecący nisko C-130, oznacza to mniej więcej godzinę lotu... - Proszę mówić dokładniej, do cholery. - Sześćdziesiąt osiem minut od granicy Iranu do więzienia przy założonej prędkości czterystu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Przez całą drogę lot na małej 58 wysokości. Biorąc pod uwagę wzrastające możliwości irańskiej obrony powietrznej, to będzie długi czas ponad terytorium nieprzyjaciela. Dlatego transportowcom potrzebna jest osłona myśliwska. Cunningham wsadził w usta cygaro i zapalił je. Podobało mu się, że Stansell nie dał się straszyć. Mado wyczuł to i zaczął się uspokajać, jednak przybrał specjalnie postawę zatroskanego. Cygaro dawało znać o nastroju szefa sztabu. Mado nie chciał jednak, żeby Cunningham wiedział, że ktoś jest w stanie odczytać jego stan ducha na tyle, żeby przewidywać dalsze reakcje. - Jaki typ samolotów chciałby pan dostać jako osłonę powietrzną? - Atakujące Orły — F-15E — odpowiedział Stansell. - Chce pan zaryzykować użycie najbardziej „kosmicznych" maszyn, jakie posiadam? Kosztują dwadzieścia dziewięć milionów dolarów sztuka! - Są to także najbardziej uniwersalne samoloty, jakimi pan dysponuje, panie generale - zauważył Stansell. - Sporo jest niewiadomych i elastyczność może okazać się kwestią decydującą. - Odłóżmy to na razie. Jaki macie drugi powód wizyty u mnie? - Panie generale, przeczytaliśmy raport OSI z incydentu z sierżantem Byersem -odparł Mado. Wyjaśnił, jaki związek ma Byers ze Stansellem i co opisano w raporcie. Uważał, że cała sytuacja może okazać się korzystna ze względu na odwrócenie uwagi od rzeczywistej operacji przygotowywanej przez Delta Force. Tym razem na twarzy Cunninghama nie pojawił się żaden sygnał. - Panno Rahimi — odezwał się szef sztabu — to pani działka. Jak pani to widzi? Dewa popatrzyła na Stansella. Wszystko, co mówił, wskazywało na to, jak bardzo pragnie wziąć udział w misji uwolnienia jeńców. Miała ochotę mu pomóc. Jednakże sprawa była oczywista... - Jeśli ci ludzie śledzą także pułkownika Stansella, stwarza to możliwość ujawnienia przygotowań do naszej operacji - powiedziała, co myślała. - Czy coś wskazuje na to, że pułkownik jest śledzony? — zapytał Cunningham. - Nie. - Dewa poczuła się trochę lepiej. Stansell nie wspomniał o samochodach, które podążały jego śladem. Albo które zdawało mu się, że to robią. - Nie będę od razu zmieniał dowódcy - powiedział szef sztabu. Zobaczył na twarzy panny Rahimi wyraz ulgi, który jednakże szybko ustąpił miejsca zaskoczeniu. Czyżby coś podejrzewała?... Bystra kobieta, pomyślał. Będzie musiał zastanowić się nad tym, jak odwracać uwagę jej i pułkownika, żeby nie odkryli prawdy, która doprowadzała Cunninghama do pasji. Cały czas miał nadzieję zmienić stan rzeczy i przeprowadzić swoją operację w rzeczywistości. Teraz zwrócił się do oficerów: - Przygotowania postępują zbyt wolno; potrzebujecie więcej ludzi. Zorganizujcie ich. Przychodzą mi do głowy trzy powody, dla których ta misja może się nie udać. Po pierwsze - marny wywiad. A także fatalne wyszkolenie żołnierzy. Musicie z obcych sobie ludzi z Sił Powietrznych i Armii stworzyć jedną drużynę