Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Kiedy delikatnie gładziła go po szyi, jej ręce drżały. - Michael, zabij mnie - szepnęła mu do ucha. Po raz pierwszy młodzieniec słyszał, że dziewczyna użyła słowa "zabij". - Wiem co nas czeka. Nie chcę żyć ani chwili dłużej. - Spojrzał na nią. Nie uszło jego uwagi, że w ostatnich godzinach zaszła w niej wielka zmiana. Nie rozumowała już w kategorii "odejść". Unikając jej spojrzenia, wyszeptał: - Uczynię tak, jeśli będzie to konieczne. Nie pozwolę, abyś cierpiała. Kanibale nigdy nie dostaną ciebie żywej. Kocham cię, Madison. Łzy napływały jej do oczu, lecz tylko jedna łza spłynęła po jej policzku. Po chwili, nie wytrzymała, wybuchnęła płaczem. Michael nie patrzył na nią. Kanibale, których dziewczyna nazywała Nadliczbowymi - ofiary drastycznych środków kontroli przyrostu naturalnego w Arce - byli coraz bliżej. Niewykluczone, że wśród nich znajdował się brat albo ojciec Madison. Wśród kanibali Michael nigdy nie widział kobiet. Przypuszczał, że pozostają w wiosce i opiekują się dziećmi. "Tylko po co? - zastanawiał się. "Żeby kiedy dorosną, stały się tym, czy są ich ojcowie? "Przetrwanie" tylko taka odpowiedź przychodziła mu na myśl. Lecz jakże puste wydawało mu się teraz znaczenie tego słowa. Kanibale i mieszkańcy Arki zaprzedali własne człowieczeństwo. Przyglądał się, jak ludożercy dobierają się do mężczyzn w marynarkach. Jeden z nich leżał na ziemi. Żył jeszcze, kiedy kamienny topór roztrzaskał mu głowę. Gromada kanibali przypadła do trupa, charcząc i mlaskając. Przepychali się zawzięcie, aby dostać swoją porcję. Po chwili rozszarpali zwłoki na kawałki. - Michael! - krzyknęła Madison przerażona tym widokiem. Ludożercy rozeszli się, ustępując miejsca innym. Jeden z nich niósł ociekającą krwią nogę strażnika. Ciało kolejnego mężczyzny w garniturze zostało rozszarpane na kawałki. Zatrzeszczały kości. Ubranie pękło w szwach. Ludożerca przypadł do nogi trupa i wbił zęby w łydkę. Po chwili oddalił się, trzymając w rękach wyłamaną ze stawu kończynę. Kanibale podchodzili coraz bliżej i kolejno masakrowali zwłoki strażników. Michael i Madison cofnęli się o kilka kroków. Kilku dzikusów zlizywało krew z kamiennej posadzki tunelu. Dotychczas nie zwracali na nich uwagi. Wtem jeden z kanibali, który żuł oko swej ofiary, podniósł wzrok i zakrztusił się. Wyciągnął ramię, wskazując na parę młodych i bełkotał coś gardłowym głosem. Michael stał, czekając na reakcję pozostałych. Kilku dzikusów, nie przestając przeżuwać mięsa swoich ofiar, spojrzało na nich i odpowiedziało również gardłową paplaniną. Z ust spływała im krew. Teraz wszystkie oczy zwróciły się w ich stronę. Ludożercy potrząsali toporami. Patrzył na nich. Wydawali mu się ludzkimi kreaturami. Kanibal, dla którego nie starczyło ludzkich zwłok, ruszył na nich, trzymając toporek nad głową. Kiedy zbliżył się na odległość ramienia, Michael rozżarzonym końcem pałki uderzył go w oko. Kanibal krzyknął przeraźliwie. Był to najbardziej odrażający dźwięk, jaki Rourke-junior kiedykolwiek słyszał. Dzikus zatoczył się i upadł. "Czyżby nie pamiętał już, jak bolesne było porażenie prądem?" - zastanawiał się Michael. Wyciągnął pałkę, gotów odeprzeć kolejny atak. Zdawał sobie sprawę, że napastnicy mają nad nim wielką przewagę liczebną. Wiedział, że jego klęska to tylko kwestia czasu. Zbliżało się trzech dzikusów. Czwarty, z wypalonym okiem czołgał się ku wyjściu. Wszyscy trzej unieśli toporki. Nagle, wewnątrz tunelu, rozległ się potworny huk, zwielokrotniony przez echo. Zanim Michael zrozumiał co się stało, dobiegł go kobiecy głos: - Ani kroku dalej, albo wszyscy zginiecie! Teraz dopiero rozpoznał odgłos rewolwerowego wystrzału. Głos kobiety także nie był mu obcy. Uświadomił sobie, że znał go jeszcze z dzieciństwa - Ona nie żartuje. Ja też nie! - odezwał się męski głos. Nie był, to jego ojciec. Kanibale odwrócili głowy w kierunku wejścia. Po chwili zaczęli się cofać pod ściany, tworząc wewnątrz tunelu żywy korytarz. Po przeciwległej stronie Michael dostrzegł uzbrojoną postać. Słońce raziło go w oczy, więc nie mógł rozpoznać twarzy, ale po profilu odgadł, że broń to detonik kalibru 45, a raczej dwa detoniki. - Jeśli rozumiecie po angielsku, pozwólcie im przejść. Chcę, aby bez przeszkód dołączyli do nas. - Usłyszeli stanowczy głos, którego Michael nie słyszał od piętnastu lat. Brzmiał nieomal identycznie jak jego własny. Kanibale, w żaden sposób, nie dali poznać, że zrozumieli. Nie ruszał się z miejsca. Nie zamierzał prowadzić Madison prosto w paszczę nieprzyjaciela. Teraz ojciec przemówił do niego: - Michael, synu, chodź do mnie. Tylko powoli. Dziewczyna niech idzie obok ciebie, nie za tobą. I pamiętaj, żadnych gwałtownych ruchów. - Idę, tato - odparł Michael i wziął Madison za rękę. - Będę mówił do ciebie. Nie zatrzymuj się. Oni nie rozumieją po angielsku, jestem tego pewiem. Ale zdołali się przekonać o sile ognia karabinu. Kiedy będziesz blisko, rzucę ci pistolet. Jest nabity i odbezpieczony. Bądź gotów. Oni nie mają zwyczaju wypuszczać stąd swoich ofiar. Michael spojrzał na Madison