Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Na pierwszy rzut oka część wschodnia Fayum nie daje nam takiego obrazu, jaki przywykliśmy pielęgnować w swojej wyobraźni pod nazwą — oaza w pustyni. Jak okiem sięgnąć ciągnęły się dość mizerne pola i ugory. Nigdzie ani śladu palm, czy też innych drzew. Krajobraz jest tam jak gdyby przejściem od pustyni do ziem urodzajnych. Samochód mknął wzdłuż kanału, mijając maleńkie wsie z domami, ulepionymi z wysuszonego na słońcu błota, zmieszanego z sieczką. Stary to jak świat materiał. Znali go już mieszkańcy Babilonu i Assyrii. Od czasu do czasu mijaliśmy grupę namiotów z płótna brązowego, lub też w pasy brązowe i białe. Ciemne jak zmory kobiety krzątały się właśnie około wieczornego posiłku, a mężczyźni, wróciwszy z zajęć w polu, odpoczywali przed progami, pogadując zapewne o sprawach minionego dnia. Nad wszystkim wisiał spokój i cisza wieczorna. Zapadający mrok przysłonił nam krajobraz jeszcze przed przybyciem do miasteczka Madinet el Fayum, stolicy oazy. Przez głębokie cienie przebijały tylko od czasu do czasu malownicze sylwetki palm, lub też srebrzyste wstęgi kanałów. Wreszcie zabłysły tysiące świateł i w chwilę później wjechaliśmy w wąskie uliczki, pomiędzy szeregi śmiesznych domków o płaskich dachach, „murowanych" z cegły niepalonej. Zajechaliśmy pod hotel Karun, leżący w samym śródmieściu, nad kanałem Bahr el Jussuf. Przed naszym samochodem zebrał się liczny tłum kolorowo ubranych Egipcjan, tarasując drogę. Ta sytuacja stworzyła naszemu kawasowi świetne pole działania. Wyskoczył co rychlej na chodnik, machnął pochwą karabeli i wrzasnął po arabsku: — Miejsce dla Jego Wysokości Marszałka Bilsudski! (Arabowie nie posiadają w swej mowie dźwięku „p"). Na drugi dzień Marszałek Piłsudski wstał wcześnie. O godzinie 114 8 rano siedział już przy śniadaniu, studiując podręczną mapę oazy Fayum. Mieliśmy za krótką chwilę udać się w drogę do jeziora Birket Karun. Zakrzątnąłem się żywo przy zlikwidowaniu pobytu w hotelu, kazałem szoferowi kupić benzyny i w kilkanaście minut później wszystko było do drogi gotowe. Odległość trzydziestu kilku kilometrów, dzielącą stolicę oazy od jeziora Birket Karun, minęliśmy bardzo prędko. Pomimo wielokrotnego zatrzymywania się i dopytywania o drogę, gdyż szofer nie znał tych stron, ujrzeliśmy jego fale jeszcze dobrze przed południem. Przez jakiś czas jechaliśmy równolegle, po czym droga zrobiła nagły skręt i w kilka minut później zatrzymaliśmy się na płaskim brzegu. Przed naszymi oczami roztoczył się widok bardzo, jak na pustynny Egipt, osobliwy: — olbrzymi, głęboki zbiornik wody, której natura w innych miejscach tego najsuchszego chyba na świecie kraju, tak bardzo poskąpiła. Birket Karun leży na zachodnim krańcu oazy Fayum, jego przeciwległy brzeg stanowi pustynię, pozbawioną zupełnie roślinności. Samochód nasz zatrzymał się opodal małego pawilonu „Pavillon de Chasse", służącego za bazę dla myśliwych, pragnących polować na liczne na brzegach jeziora ptactwo wodne i błotne. W odległości paruset metrów widniała grupa domków, stanowiących jedną z licznych na tym brzegu beduińskich wiosek rybackich. Stamtąd to zbiegło się na widok naszego samochodu kilkanaścioro dzieci różnego wieku i płci. Otoczyły nas dużym kołem i nie bardzo śmiać się [!] zbliżyć, prosiły przyciszonym głosem o bakszysz. Poszliśmy z Marszałkiem Piłsudskim wzdłuż wód. Brzeg był płaski, zarzucony drobnymi kamieniami i podmokły. W dali, na horyzoncie, majaczył drugi brzeg. Nawet z tej odległości widać było, że jest wyniosły i jałowy. Pustynia Libijska przedstawiała się nam jako szereg złocistych wyniosłości, podnoszących się coraz bardziej w miarę oddalania się od jeziora. Marszałek Piłsudski zapalił papierosa i obróciwszy się tyłem do widniejącej w pobliżu wioski, patrzył w sinawe tonie Birket Karunu. — Panie Marszałku — odezwałem się — tutaj na lewo znajdują się ruiny starego miasta Dionysias, a na wprost, na drugim brzegu jeziora, miasta Dimay. 115 Marszałek Piłsudski skrzywił się. — Znowu te czterdzieści wieków... W ciągu następnej godziny przebyliśmy samochodem przestrzeń, dzielącą jezioro Birket Karun od małej wioseczki Hauwaret el Makta. Tutaj gdzieś w pobliżu miała leżeć piramida Amenemmesa, którą Marszałek Piłsudski chciał zobaczyć. Nie jest ona tak sławna, jak potężne pomniki w Gizeh, czy Sakkara. Nic też dziwnego, że upłynęło sporo czasu, zanim szofer dopytał się o drogę. Prowadziła ona wzdłuż głównego łożyska kanału Bahr el Jussuf, po czym, tuż przy kanale Bahr Sela el Gedid, skręciła w lewo. Piramida wyrosła przed nami w całej swej okazałości nagle. Przejechaliśmy mały mostek i znaleźliśmy się u jej stóp. Marszałek Piłsudski wysiadł z auta. Ruszyliśmy w kierunku olbrzymiej budowli, wzniesionej w szczerej pustyni