Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Nie mogłam się powstrzymać przed zrobieniem tej uwagi. - Muszę odpowiadać grzecznością na grzeczność. Poza tym Chan Cho Lan w przeszłości skontaktowała mnie i mego ojca z wieloma mandarynami, którzy szukali jakiejś wyjątkowej rzeźby czy obrazu. Zawsze też dawała nam znać, jeżeli ktoś z jej znajomych chciał się czegoś pozbyć, i chcę, żeby robiła to nadal. - Och - powiedziałam z uśmiechem. - Więc jednak chodzi o interesy. Nie mogłam przestać myśleć o wyjątkowej gracji tancerek, Lottie zaś cały czas miała ponurą minę. - Podobał ci się taniec? - zapytała. - Tak, bardzo. - I wszystko prowadziło do małżeństwa. - Domyślam się, że to dosyć popularny temat. Lottie nie zrozumiała, co powiedziałam. - To było dla ciebie - oświadczyła. - To znak. Wkrótce wyjdziesz za mąż. - To nie miało ze mną nic wspólnego. Po prostu taki był temat przedstawienia. - Było dla ciebie - powtórzyła z mądrą miną. - Rok już prawie minął. - Ależ Lottie - zapytałam - nie jesteś zadowolona z obecnego stanu rzeczy? 228 Victońa Holt Potrząsnęła gwałtownie głową. - Niedobrze dla domu. Dom chce o pana - powiedziała. - No cóż, to ja będę o tym decydować - przypomniałam jej. - Ty zdecydujesz - odrzekła z przekonaniem. - Jeden rok od końca pana ty zdecydujesz. A zatem Lottie już postanowiła, że wyjdę za mąż. Ja jednak nie byłam tego taka pewna. Leżałam w łóżku i nagle podniosłam wzrok na wiszący u sufitu lampion. Tysiąc latarni, pomyślałam. Czy sekret tego domu kryje się w nich właśnie? Musiało tak być. Czym ten budynek różni się od innych? Podobno jest w nim tysiąc latarni. Rozejrzałam się po sypialni. Nie był to największy pokój w domu, ale na środku sufitu wisiał ogromny lampion, a kilka mniejszych rozmieszczono w pewnych odstępach na ścianach. Policzyłam, że było ich dwadzieścia. A jeszcze pokój, w którym spał Jason, tam zapewne wisiało około piętnastu. Powiedziałam do siebie: tajemnica musi tkwić w latarniach. Następnego dnia byłam bardzo zajęta i zapomniałam o latarniach, ale przypomniałam sobie o nich wieczorem. Zjadłam kolację i właśnie piłam kawę, gdy przyszedł Adam. Byłam zaskoczona, widząc go o tej porze, ale wytłumaczył swą późną wizytę chęcią podzielenia się ze mną ekscytującymi nowinami na temat przedmiotu, który udało mu się dzisiaj zdobyć. - Nie mogłem się doczekać, żeby ci to pokazać - powiedział. - Jestem pewien, że dokonałem wyjątkowego zakupu. Co o tym myślisz? Odwinął swój nabytek z perkalowej szmatki i podniósł z czcią. - To kadzielnica - powiedziałam. - Zgadza się. Jak myślisz, która dynastia? - Oceniłabym ją na drugi lub pierwszy wiek przed naszą erą. Jeżeli mam rację, kadzielnica pochodzi z czasów dynastii Han. Adam uśmiechnął się do mnie ciepło. Przy takich okazjach zawsze zachowywał się jak ktoś zupełnie inny i to właśnie dzięki podobnym sytuacjom zaczynałam lubić go coraz bardziej. - Gdzie ją znalazłeś? - chciałam wiedzieć. - Pewien mandaryn, przyjaciel Chan Cho Lan, chciał się jej pozbyć. Chan Cho Lan się o tym dowiedziała i dlatego miałem pierwszeństwo. Dom Tysigca Latarni 229 - Pamiętam jedną kadzielnicę, która bardzo podobała się Sylwestrowi - powiedziałam. Mój głos zadrżał i Adam przyjrzał mi się uważnie. - Musisz czuć się w tym domu bardzo samotna - zauważył. - Nie aż tak. Mam Jasona... Lottie też jest dla mnie dużym wsparciem. Wydawał się usatysfakcjonowany moją odpowiedzią i skinął głową, jak gdyby chciał mi przypomnieć, że to on przyprowadził do mnie małą Chinkę. - Jesteś blada - mówił jednak dalej z troską w głosie, prawie czule. - Czy wystarczająco często wychodzisz na świeże powietrze? - Tak, oczywiście. - Ale nie możesz tu odbywać spacerów tak, jak czyniłaś to w Anglii. Chciałabyś przespacerować się teraz? Moglibyśmy przejść się po ogrodach i pójść do pagody. - Tak - odrzekłam - bardzo chętnie. Pójdę tylko po szal. Poszłam na górę, zajrzałam do śpiącego mocno Jasona, a potem wróciłam do Adama. Spacery wokół Domu Tysiąca Latarni zawsze sprawiały mi przyjemność. Nad ścieżkami w ogrodzie unosiły się łuki pokryte pnącymi roślinami. Alejkami można było obejść dookoła cały budynek, ale spacerując tędy, zawsze czułam się ograniczona przez mury i lubiłam przechodzić przez wszystkie cztery bramy aż do pagody. Wybraliśmy tę trasę również teraz. Wchodząc do pagody, zawsze myślałam o chwili, gdy czekał tam na mnie Joliffe i schwycił mnie w ramiona. Wnętrze wyglądało teraz niezwykle tajemniczo. Przez dach przedzierało się światło księżyca i padało promieniem na twarz bogini. - Bardzo chciałabym zobaczyć to miejsce, gdy była tu świątynia - powiedziałam, a Adam zgodził się ze mną. - Jaka spokojna noc. Zbliża się Święto Smoka. Podobno piątego dnia piątego miesiąca smok bywa bardzo okrutny. Zobaczysz piękne ruchome obrazy na wodzie i lądzie, oczywiście będą to ziejące ogniem smoki. Usłyszysz też gongi, których dźwięki mają odwieść bestię od złych zamiarów. - Jason będzie zachwycony. Muszę przyznać, że ja też uważam te parady za ekscytujące. Pewnie za jakiś czas przyzwyczaję się do nich... o ile tu zostanę. - Ależ oczywiście, że tu zostaniesz. Spędzisz życie w podróży między Hongkongiem a domem, każdy z nas tak robi